Ryszard Tarasiewicz blisko podpisania nowej umowy z GKS-em Tychy

Ciągnie się temat nowego kontraktu trenera Ryszarda Tarasiewicza. Dotychczasowy wygaśnie 30 czerwca, ale zawarto w nim zapis, że w przypadku uplasowania się w pierwszej piątce tabeli Nice 1 Ligi, zostanie przedłużony. Ten warunek – jak wiadomo – GKS spełnił, zajmując po świetnej wiośnie 4. miejsce. Mimo to, klub wciąż nie ogłosił, że szkoleniowiec złożył ten wyczekiwany podpis i prolongował swój pobyt przy Edukacji 7.

Jeszcze chwila…

– Wiedzieliśmy, na czym stoimy. Tematem zajmował się mój prawnik, a ja tylko byłem informowany na bieżąco, bo wiele punktów w porównaniu do poprzedniej umowy się nie zmieniło. Nie było między nami dużych rozbieżności. Idę na kompromis, ale do pewnego momentu. Chodziło przede wszystkim o zapisy związane z aspektami czysto sportowymi. One są najważniejsze. Jeśli się czegoś nie przypilnuje, to potem spadnie to bezpośrednio na barki trenera. Sprawy są dograne. To kwestia jednego-dwóch dni. Wiem, że w klubie było do załatwienia wiele tematów administracyjnych, dlatego nie było dla mnie priorytetem, by szybko złożyć podpis – dodaje szkoleniowiec GKS-u. Jego nowy kontrakt obowiązywać ma do 30 czerwca 2019 roku.

Ryszard Tarasiewicz może skupić się już na kompletowaniu zespołu, którego celem, po tak udanym półroczu, musi być walka o pełną pulę w każdym kolejnym meczu, czyli de facto… o awans. Nie będzie jednak upierania się przy posiłkach z ekstraklasy i zawodnikach o „głośnych” nazwiskach. Dość powiedzieć, że pierwszym nowym nabytkiem został napastnik Piotr Giel z drugoligowego GKS-u Bełchatów.

Za męczenników robią inni

– Nie jest tak, że wielu graczy nam odmówiło. Raczej czekają. Każdy ma nadzieję – i nie dziwię się – że to będzie ich czas i zyskają angaż w ekstraklasie. Stawiajmy na ludzi, którzy są czegoś głodni. To naprawdę specyficzna liga. Ktoś sobie przyjdzie i pomyśli: „a, depnę dwa razy w prawo, raz w lewo i jakoś się ułoży”. No nie! Tu jest rzeźnia. Na niektórych stadionach naprawdę trudno się skoncentrować. Na widowni jest 300 osób, gdy jeszcze zawieje, popada, to niektórych trzeba potem wypychać siłą z szatni na boisko. Podczas rozmów przede wszystkim muszę odczuć, że dany zawodnik chce przyjść do naszego zespołu, grać dla Tychów. Nie ukrywajmy też, że wchodzi w to wszystko strona finansowa. Powiedzmy sobie szczerze, że z kilkoma klubami nie jest nam łatwo rywalizować. Wiemy dobrze, że nie byliśmy w pierwszej piątce, szóstce, czy nawet siódemce, jeśli chodzi o płace. No, ale męczenników robią z siebie inni. Mało jest w tej lidze wiarygodności w niektórych stwierdzeniach – podkreśla trener GKS-u.