Same dobre wiadomości

Patryk Dziczek był bez wątpienia najjaśniejszą postacią ostatnich tygodni w Piaście. Pomocnik nie tylko wrócił do dawnej formy, ale i znalazł się na szerokiej liście selekcjonera reprezentacji Polski. W dodatku ogłosił całemu światu, że zostanie po raz pierwszy tatą!


Powrót do gry pomocnika po 1,5 roku przerwy, sam w sobie był wielkim wydarzeniem. Nie tylko dla niego samego, czy jego rodziny, ale dla wszystkich związanych z Piastem i polską ligą. Było wiele pytań i wątpliwości, które rozwiewał sam Patryk. Piłkarz podkreślał, że jego problemy zdrowotne zostały dokładnie sprawdzone, a on cały przebadany od stup po sam czubek głowy.

Na liście Michniewicza i Sousy

Szybko jednak okazało się, że to lekarz w Katarze i sam piłkarz mieli rację. Dziczek nadspodziewanie szybko dostał minuty od trenera Waldemara Fornalika, a z ławki jeszcze szybciej wskoczył do wyjściowego składu. Jakby tego było mało „Dziku” znalazł się w szerokiej kadrze selekcjonera Czesława Michniewicza na mundial w Katarze. Choć do wąskiej, 26-osobowej kadry się nie załapał, to jednak ma powody do zadowolenia.

– Gdyby nie telefon swego czasu od trenera Czesława Michniewicza, który zasugerował, że mogę znaleźć się w szerokiej kadrze, to pewnie nawet nie brałbym tego pod uwagę. Wiemy, że miałem dłuższą przerwę od gry w piłkę, więc z ręką na sercu mogę powiedzieć, że się nie spodziewałem takiej wiadomości – wspomina ten moment Patryk Dziczek.

– Na pewno serce mocniej zabiło. To duma, że udało mi się znaleźć w szerokiej kadrze, która liczy ponad 40 zawodników. Dla mnie to duże wyróżnienie po tak długiej przerwie, gdzie przez półtora roku nie grałem w piłkę. Udało mi się wywalczyć miejsce w pierwszym składzie i teraz nie pozostaje nic innego, jak grać coraz lepiej – mówi. Co ciekawe, pomocnik był brany też pod uwagę przez… Paulo Sousę.

– Było już zainteresowanie poprzedniego selekcjonera. Przed drugim wypadkiem, który mi się przytrafił, to miałem telefon od trenera Sousy. Były też wideorozmowy z udziałem dwudziestu kilku zawodników. Po tym wnioskuję, że były szanse na udział w tym turnieju i by znaleźć się w kadrze już wcześniej, ale zdrowie na to nie pozwoliło. Ale nic… najważniejsze, że udało mi się wrócić na boisko – przyznaje.

Czekał na… cieszynkę

Choć za Dziczkiem i Piastem trudny czas, to nie tylko powołanie od Michniewicza było pozytywną iskierką. Przełamanie i wygrana w Gdańsku z Lechią mocno poprawiła humory wszystkim związanym z gliwickim klubem. Pomocnik strzelając gola mógł w końcu przekazać też bardzo istotną wiadomość. – Bardzo cieszy przełamanie. Udało się zdobyć trzy punkty, które były bardzo ważne. Moim zdaniem ten mecz był meczem „o sześć punktów”, żeby odbić się od dołu tabeli. Wiedzieliśmy, po co tu przyjeżdżamy. To spotkanie podwójnie cieszy, ponieważ zostanę Tatą. Czekałem na to, żeby zdobyć bramkę i zrobić tę „cieszynkę”. Super, że to udało się jeszcze w tym ostatnim meczu, który poparty był zwycięstwem, bo to było dla nas najważniejsze – opowiadał 24-latek po ostatnim ligowym meczu w tym roku.

– Jak podsumować ostatni okres? Tak nisko w tabeli jeszcze nie byłem. Spotkało mnie to pierwszy raz i myślę, że drużynę też. Wiemy, gdzie się znajdujemy i wiemy, że mamy zawodników i umiejętności na to, żeby się podnieść. Jeśli chodzi o mój powrót, cieszy mnie to, że mogłem wrócić do gry w piłkę. Najważniejsze jest to, że robię to, co kocham. Jestem na bieżąco badany wiem, jak to wszystko wygląda. Dla mnie był to też piękny okres, że udało mi się wrócić i robić to, co się kocha – mówi „Dziku”, który cieszy się z chwili odpoczynku.

– U mnie okres treningów był dosyć długi, bo rok czasu przygotowywałem się sam. Później wróciłem do klubu i przez trzy, cztery miesiące została wykonana kolejna praca. Tak naprawdę przez ponad rok byłem cały czas w tym rytmie, więc organizm musi odpocząć i się zregenerować – podkreśla wychowanek Piasta.


Na zdjęciu: Patryk Dziczek rundę zakończył z przytupem: golem i informacją o spodziewanym potomstwie!

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus