Skoki narciarskie. Czwórka żelazna, reszta walczy

Dla Klemensa Murańki ostatni weekend Pucharu Świata był szczególny. Teraz szansę dostanie Tomasz Pilch, choć raczej nie pomoże naszym skoczkom dobrać się do skóry Norwegom.


Prawdziwy sportowy rollercoaster zafundował sobie podczas ostatniego weekendu Pucharu Świata Klemens Murańka. Zawody w Willingen skoczek z Zakopanego rozpoczął rewelacyjnie. W piątek, podczas kwalifikacji, trafił na znakomite warunki wietrzne i potrafił je wykorzystać. Skoczył 153 metry i ustanowił rekord Muehlenkopfschanze. Takiego rezultatu na skoczni, która nie jest dedykowana lotom narciarskim, nie ustanowił jeszcze nikt. Murańka pokazał, że drzemią w nim spore możliwości i potrafi skakać daleko. Przecież jako 10-latek potrafił oddawać fenomenalne, dalekie skoki np. na Wielkiej Krokwi. Dzień później w Willingen, podczas pierwszego konkursu indywidualnego, niespełna 27-letniemu zawodnikowi nie poszło już tak dobrze. W zupełnie innych okolicznościach uzyskał 125 metrów, a więc skoczył o 28 metrów krócej niż dzień wcześniej. Taki wynik nie wystarczył nawet na to, by awansować do drugiej serii – zabrakło zaledwie pół punktu – i rekordzista obiektu nie zdobył „oczek” do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Najlepiej w karierze

Następnego dnia do Klemensa Murańki ponownie uśmiechnęło się szczęście. Po odwołanych kwalifikacjach, w których zakopiańczyk zdążył skoczyć i uzyskał 127 metrów, rozegrano pierwszą serię. Trwała ona bardzo długo i była niezwykle loteryjna. Polak wyciągnął szczęśliwy los. Trafił na dobre warunki i po skoku 134,5 metra objął prowadzenie. Najpierw długo stał na miejscu przeznaczonym dla lidera zawodów, ale w związku z przedłużającym się konkursem udał się tam, gdzie skoczkowie przygotowują się do kolejnych skoków. I znów bardzo długo czekał na to, aż ktoś go wyprzedzi. Ostatecznie dokonał tego dopiero Piotr Żyła, a następnie Markus Eisenbichler i skaczący w Willingen w innej lidze Halvor Egner Granerud. Do podium trochę zabrakło, ale Polak zajął czwarte, najlepsze w karierze miejsce w zawodach Pucharu Świata.

– Miałem już sygnał, by zbierać się na dół, bo mogę stanąć na podium – powiedział Klemens Murańka.

– Skończyło się na czwartym miejscu. Trudno, ale i tak bardzo się cieszę. Przede wszystkim z tego, że oddałem bardzo dobry skok – dodał brązowy medalista MŚ z Falun, z 2015 roku, w drużynie.

Murańka znacznie, bo o trzy miejsca poprawił najlepsze dotychczasowe osiągnięcie w zawodach PŚ. Dawno temu, bo w 2013 roku, był siódmy w Engelbergu. Ponadto jeszcze dwa razy plasował się w czołowej dziesiątce, a wszystko wskazuje na to, że bieżący sezon będzie dla niego najlepszym w karierze. Dotychczas najwięcej punktów – 132 – zgromadził w sezonie 2013/14. Teraz ma na swoim koncie 111 „oczek”, a do końca rywalizacji o „Kryształową Kulę” pozostało jeszcze jedenaście konkursów indywidualnych. Szansę na powiększenie dorobku Murańka, jak również pozostali nasi skoczkowie, mieć będzie już w najbliższy weekend. Od piątku karuzela Pucharu Świata kręcić się będzie w Klingenthal, gdzie rozegrane zostaną następnie dwa konkursy solo.

Szansa mistrza Polski

Trener Michal Doleżal dokonał jednej korekty w stosunku do składu, jaki desygnował na zawody w Willingen. To już tradycja czeskiego szkoleniowca, który po jednym weekendzie odsyła najsłabszego zawodnika, a w jego miejsce powołuje innego. Tym razem najgorzej z naszych spisał się Aleksander Zniszczoł, który w Willingen, jako jedyny z Polaków, nie zdobył punktów. W jego miejsce w Klingenthal skakać będzie Tomasz Pilch. Dla siostrzeńca Adama Małysza będzie do powrót do zespołu po dłuższej przerwie. Przypomnijmy, że skoczek ten wziął udział w inauguracyjnych zawodach w Wiśle-Malince, bo trener Doleżal postanowił skorzystać wówczas z tzw. grupy krajowej. Następnie Pilch pojechał z zapleczem pierwszego zespołu do Niżnego Tagiłu, bo najlepsi przygotowywali się wówczas do mistrzostw świata w lotach. W Rosji 21-latek zdobył jedyny w tym sezonie punkt Pucharu Świata.

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia zawodnik z Wisły wygrał na swojej domowej skoczni konkurs o mistrzostwo Polski. To było dosyć zaskakujące, ale trzeba podkreślić, że zawody te zakończyły się po pierwszej serii, która była całkowitą loterią ze względu na wiatr. Taki sukces nie wystarczył Pilchowi do tego, by udać na Turniej Czterech Skoczni. Zawodnik ten regularnie w tym sezonie startował w zawodach Pucharu Kontynentalnego. Wziął udział we wszystkich konkursach i kilka razy odnotował niezłe wyniki. Był 8 w Ruce, 11 w Engelbergu i 15 w Innsbrucku. Łącznie punktował w 6 z 7 konkursów, a ostatnio nieźle spisywał się na treningach. I właśnie tym, zdaniem trenera Doleżala, zasłużył sobie na miejsce w zespole.


Czytaj jeszcze: Seria trwała długo

Norwegowie zaczynają dominować

Oczywiście na fajerwerki ze strony zawodnika, który w całej swojej karierze zdobył… dwa punkty Pucharu Świata, liczyć w Klingenthal raczej nie można. Ale to dobrze, że kolejni skoczkowie dostają szansę na to, by się pokazać. Jasne, że trzon zespołu pozostaje ten sam. To czwórka najwyżej sklasyfikowanych w Pucharze Świata zawodników, czyli Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Andrzej Stękała. Kwartet ten jest, jak na razie, nie do ruszenia. Ale zaplecze nie śpi, bo przecież aż ośmiu Polaków w tym sezonie kończyło zawody w pierwszej dziesiątce. Prócz wymienionych takie wyniki osiągnęli Murańka, Zniszczoł, a także Paweł Wąsek i Jakub Wolny. Pierwszy z wymienionych, zajmując czwarte miejsce w Willingen, został piątym w tym sezonie Polakiem, a pierwszym spoza „wielkiej czwórki”, który zmieścił się w czołowej piątce. Co ciekawe zakopiańczyk, jeśli idzie o najlepszy wynik w sezonie, jest… lepszy od Stękały. Skoczek z Dzianisza, choć sześć razy meldował się w czołowej dziesiątce, to najwyżej był – dwukrotnie – na piątym miejscu.

Stoch, Kubacki i Żyła stawali w tym sezonie już na podium. W sumie 15 razy. W Willingen były dwa takie miejsce i znaczna poprawa w stosunku do zawodów w Zakopanem i Lahti. Ciągle jednak „biało-czerwoni” nie są w stanie dobrać się do skóry Norwegom. Zresztą podobny problem mają inni. Od drugiego konkursu w Titisee-Neustadt, czyli pierwszych zawodów po Turnieju Czterech Skoczni, podopieczni Alexandra Stoeckla wygrywają konkursu indywidualne nieprzerwanie. W Niemczech triumfował Halvor Egner Granerud – który dzień wcześniej był drugi za Kamilem Stochem – przed Danielem Andre Tande, a w Zakopanem najlepszy okazał się Marius Lindvik. Trzeci na Wielkiej Krokwi był Robert Johansson, który… wygrał w Lahti. W Finlandii, Norwegia wygrała również drużynówkę (w Zakopanem była trzecia), a w Willingen Granerud zdeklasował konkurencję. W dodatku w pierwszym konkursie drugie miejsce zajął Tande. Łącznie zatem Norwegowie, licząc zawody indywidualne i drużynowe, w 8 ostatnich konkursach aż 11 razy stawali na podium. Polacy w okresie po jakże udanym Turnieju Czterech Skoczni „na pudle” meldowali się 5-krotnie. Dokładnie tyle samo, co Niemcy. Dwukrotnie taka sztuka udała się Austriakom, a raz Słoweńcowi.


Na zdjęciu: Mistrz Polski, Tomasz Pilch, dostanie szanse zaprezentowania się w Pucharze Świata. W nadchodzący weekend wystartuje w Klingenthal.

Fot. Grzegorz Granica/Pressfocus