Skoki Narciarskie. Stefan, czyli ten od… kredek

Polscy skoczkowie złożyli olimpijskie ślubowanie, a dziś po raz pierwszy wypróbują olimpijski obiekt. W tle rywalizacji trwają sprzętowe przepychanki, których prowodyrem jest nasz były trener.


Reprezentacja polskich skoczków, która od początku tego tygodnia przebywa już w Pekinie, złożyła wczoraj olimpijskie ślubowanie, a już dziś – zarówno męska, jak i żeńska część naszej reprezentacji – po raz pierwszy będzie mogła przetestować olimpijskie obiekty w Zhangjiakou. Przypomnijmy, że już w najbliższą sobotę, czyli 5 lutego, odbędą się kwalifikacje do konkursu na skoczni normalnej mężczyzn, a także konkurs na tym samym obiekcie pań. Dzisiejsze i jutrzejsze treningi dadzą trenerowi Michalowi Doleżalowi odpowiedź na to, kogo wystawi do rywalizacji, bo wziąć udział w kwalifikacjach mogło będzie czterech Polaków. Jeden zatem z olimpijczyków będzie się tylko rywalizacji z udziałem kolegów przyglądał. Identycznie będzie przed rywalizacją na skoczni dużej. Przypomnijmy, że na IO nie obowiązuje zasada z mistrzostw świata, że kraj obrońcy tytułu może wystawić dodatkowego zawodnika. Tak było w Pjongczangu, a w obu konkursach nie wystąpił wówczas Piotr Żyła.

Teraz „Wiewiór” jest raczej pewniakiem, tym bardziej, że to przecież on jest aktualnym mistrzem świata na normalny obiekcie z zeszłego roku z Oberstdorfu. W ubiegłą sobotę w Willingen zawodnik z Wisły zajął 14. miejsce w jednoseryjnym konkursie, ale został po nim zdyskwalifikowany za nieprzepisowe buty.

– Byłem zły z powodu tych zawirowań. Najbardziej wkurzyło mnie to, że nikt mnie o dyskwalifikacji nie poinformował. Dopiero przyszedł Stefan Hula i powiedział, co jest grane. Argumentacja Miki Jukkary (odpowiedzialny za kontrolę sprzętu podczas zawodów – dop. red.) była dziwna. Powiedział, że na normalny Puchar Świata takie coś by przeszło. Ale na igrzyskach na pewno nie przejdzie – przyznał Piotr Żyła w rozmowie z Eurosportem, a z jego słów wynika, że Fin zadecydował o dyskwalifikacji… dla naszego dobra.

– Dziwne to wszystko było, bo przecież mógł mnie zdyskwalifikować od razu. Niby on jest szefem, a chyba jest tak, że nim sterują – dodał Żyła.

Przypomnijmy, że dyskwalifikacja obu naszych skoczków – bo z tego samego powodu zbanowano Stefana Hulę – dokonała się na wniosek Stefana Horngachera, byłego trenera naszej reprezentacji, a obecnie opiekuna Niemców. To właśnie szkoleniowiec zespołu, który w 2017 roku zdobył mistrzostwo świata w Lahti, „zakapował” Polaków.

– Nie robi to na mnie dużego wrażenia – skomentował sytuację lider naszej ekipy, Kamil Stoch.

– Ale jest to dziecinne. W przedszkolu skarży się do pani nauczycielki. Że ktoś komuś zwinął kredki. W dorosłym życiu sprawy wyjaśnia się między sobą. Wiadomo, że każdy chce dla siebie jak najlepiej, by zyskać przewagę. Jako sportowiec zawsze staram się rozwiązywać wszystkie sprawy na skoczni – podkreślił trzykrotny mistrz olimpijski, z którego obuwiem było akurat wszystko w porządku.

Z Horngacherem, po wszystkim, krótko rozmawiał trener naszej drużyny, a kiedyś asystent Austriaka, Michal Doleżal. Czeski szkoleniowiec w żaden sposób nie odniósł się do zachowania swojego byłego szefa. Zresztą Horngacher, jak się okazuje, nie ma jedynie problemów z butami polskich zawodników. W tym sezonie skarżył na rywali już kilka razy, a w Willingen doprowadził do dyskwalifikacji innego ze skoczków. Zbanowany został Yukiya Sato za zbyt szerokie narty. Być może w ten sposób Austriak chce odwrócić uwagę od swoich praktyk. Niedawno Słoweńcy zakwestionowali wiązania stosowne i testowane przez Niemców od początku sezonu.

Rozgrywki sprzętowe, to stały element rywalizacji w skokach narciarskich. Przypomnijmy sytuację, jaka miała miejsce przed IO w Vancouver. Szwajcarzy wynaleźli nowy model wiązania dla Simona Ammana i mikry skoczek dwukrotnie stanął na najwyższym stopniu podium. Sęk jednak w tym, że FIS dopuścił tamten rodzaj zamocowania nart i nikt nie miał z tym problemu. Teraz stanowisko międzynarodowej federacji jest w wielu kwestiach niejednoznaczne. Tak, jakby istniał podział na równych i równiejszych. A coś podobnego, tuż przed rozpoczęciem olimpijskiej rywalizacji jest nie do zaakceptowania.


Na zdjęciu: Stefan Horngacher kiedyś prowadził nasz zespół do sukcesów. Teraz skarży na Polaków do FIS.

Fot. Rafał Oleksiewicz/Pressfocus