Śliwa pod okiem, czyli nie musieli przegrać

To już nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy GKS Katowice przegrywa mecz, którego przegrać nie musiał. I nie ma tu znaczenia, że rywalem był lider pierwszej ligi.


Gospodarzy można było za dużo rzeczy pochwalić. Dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, imponowali zorganizowaną defensywą, nie pozwalali Miedzi na wiele, sami raz na jakiś czas stwarzali zagrożenie. Jednak jak to w przypadku GieKSy bywa – zawsze jest jakieś „ale”.

Mogli być zadowoleni

Mecz poprzedziła minuta ciszy, która była poświęcona pamięci górników zmarłych w wyniku pacyfikacji kopalni Wujek w 1981 roku. GKS jest mocno zaangażowany w akcję upamiętniającą to wydarzenie, kibice zresztą także – stąd też większą część „Blaszoka” pokrywało długie płótno z wypisanymi nazwiskami ofiar sprzed 40 lat. Gdy zaś rozbrzmiał pierwszy gwizdek, fani katowiczan mogli być zadowoleni.

Już w 10 minucie do siatki trafił Grzegorz Janiszewski, który zachował najprzytomniejszy umysł, gdy przypadkowa piłka spadła mu pod nogę w polu karnym Miedzi. Na początku drugiej połowy z kolei wejście smoka z ławki zaliczył Arkadiusz Woźniak, zdobywając bramkę po rykoszecie od Jona Aurtenetxe. W obu tych przypadkach GKS mógł zwiększyć swoją przewagę, bo krótko po golach bardzo groźne strzały oddawał Filip Szymczak, lecz Paweł Lenarcik dobrze spisywał się w bramce.

Połączona katastrofa

Problem był jednak taki, że legniczanie w obu przypadkach szybko doprowadzali do wyrównania. W obu też… pomagał im bramkarz GieKSy, Dawid Kudła. Przy pierwszym golu w niezrozumiały sposób „pofrunął” do dośrodkowania, odbijając futbolówkę prosto pod nogi Maxime Domingueza. Przy drugiej straconej bramce z kolei odbił strzał Patryka Makucha w taki sposób, że Maciej Śliwa bez problemu umieścił piłkę w siatce.

20-letni skrzydłowy był zresztą bohaterem Miedzi, utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że listopad należy w pierwszej lidze do niego. W 84 minucie to właśnie Śliwa wykorzystał kompletną rozsypkę linii obronnej GKS-u, która – jak nigdy w tym meczu – kompletnie pogubiła się w swoim ustawieniu. Do przodu wybiegł Arkadiusz Jędrych, zostawiając ogromną lukę, Śliwę obserwował tylko Michał Kołodziejski, a linię spalonego złamał lekko Janiszewski. Każdy dał po trochu, co w połączeniu wywołało katastrofę.

Aż śnieg spadł

Wracając zaś do strzelca dwóch goli, jego forma w końcu ustabilizowała się na dobrym poziomie. Wszystkie swoje „liczby” były piłkarz Wisły Kraków „wykręcił” bowiem właśnie w listopadzie. Najpierw strzelił gola w pucharowym spotkaniu z Górnikiem Łęczna, potem asystował przeciwko Górnikowi Polkowice, a następnie zdobył bramkę z Odrą Opole. W tym miesiącu tylko Widzew nie poczuł, jak to jest został skarconym przez 20-latka!

To właśnie dzięki Śliwie Miedź kontynuuje swoją kapitalną pierwszoligową passę, która utrzymuje ten zespół na fotelu lidera. Po raz ostatni legniczanie przegrali w tych rozgrywkach 26 września, sensacyjnie ulegając aż 0:3 Stomilowi Olsztyn. Potem jednak – wliczając w to wczorajszy mecz – wygrali 8 i zremisowali 2 kolejne gry. GieKSa natomiast powinna pluć sobie w brodę. Co najmniej punkt w spotkaniu z liderem był na wyciągnięcie ręki, ale jak na złość – dwie niepewne interwencje Kudły i drzemka w obronie spowodowały, że beniaminek przegrał drugi mecz ligowy z rzędu. Z wrażenia pod koniec spotkania na Bukowej spadł nawet śnieg…


GKS Katowice – Miedź Legnica 2:3 (1:1)

1:0 – Janiszewski, 10 min, 1:1 – Dominguez, 23 min, 2:1 – Woźniak, 49 min, 2:2 – Śliwa, 53 min, 2:3 – Śliwa, 84 min

GKS: Kudła – Janiszewski, Jędrych, Kołodziejski (87. Kozłowski) – Wojciechowski, Urynowicz (87. Sanocki), Figiel, Rogala – Szwedzik (76. Samiec-Talar), Szymczak, Kiebzak (46. Woźniak). Trener Rafał GÓRAK.

MIEDŹ: Lenarcik – Hoogenhout (76. Balcewicz), Mijusković, Aurtenetxe, Azikiewicz – Tront, Dominguez (86. Bahaid) – Śliwa, Lehaire (76. Matuszek), Zapolnik (86. Garcia) – Makuch. Trener Wojciech ŁOBODZIŃSKI.

Sędziował Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów 1112. Żółte kartki: Figiel – Lehaire, Bahaid.

Piłkarz meczu – Maciej ŚLIWA


Na zdjęciu: Filip Szymczak (z prawej) oddał dwa groźne strzały, ale żaden nie wpadł do siatki Miedzi.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus