Słoweński fenomen budzi szacunek

Gdzie tkwi sportowy fenomen naszego wtorkowego rywala w eliminacjach Euro? We wrześniu siatkarska reprezentacja Słowenii, w półfinale mistrzostw Europy, ograła wygrywających wcześniej spotkanie za spotkanie Polaków. Słoweńców w finale pokonali potem Serbowie. O sile piłkarskiej reprezentacji z tego kraju, po raz drugi w ostatnich latach, przekonali się też nasi piłkarze, którzy wyraźnie polegli w Lublanie ponad dwa miesiące temu 0:2.

Przegrana szansa na awans

Mimo wygranej z biało-czerwonymi nastroje futbolowych fanów w Słowenii nie są jednak najlepsze. – Przed październikowymi meczami byliśmy w dobrej sytuacji i mieliśmy wszystko w swoich rękach. Niestety, porażka z Macedonią Północną i potem z Austrią sprawiły, że jest żal i rozczarowanie. W tych meczach, trzeba to powiedzieć, nie zasłużyliśmy na więcej, bo zagraliśmy słabo. Teraz nie pozostaje nic innego, jak ciężko pracować – ocenia tamtejsze porażki Erik Janża.

Akurat przed tymi spotkaniami doświadczony i ceniony na Bałkanach trener Matjaż Kek, powołał lewego obrońcę do kadry. 26-letni piłkarz siedział w tych meczach na ławce rezerwowych. Pytamy go, co stało się ze słoweńską jedenastką w tych ważnych grach?

– Ciężko odpowiedzieć na to pytanie… Z Macedończykami na ich terenie mieliśmy dobre sytuacje w pierwszej połowie. Nie wykorzystaliśmy ich, a rywal trafił do naszej siatki. Próbowaliśmy się podnieść z Austrią, ale to jeszcze bardziej wymagający przeciwnik od Macedonii i nie daliśmy w konfrontacji z nimi rady. Więcej nie ma co mówić – tłumaczy zrezygnowany Janża.

Po tych dwóch przegranych meczach z Macedonią Północną 1:2 i z Austrią w Lublanie 0:1, szanse na awans Słoweńców były iluzoryczne. Mieli przecież pięć punktów straty do drugich w tabeli Austriaków. Na kolejkę przed końcem eliminacyjnych gier, ta przewaga została utrzymana.

– Po tych przegranych meczach nikt już tak naprawdę nie wierzył, choć były jeszcze matematyczne szanse, że uda się awansować. Oczywiście rozczarowany był nie tylko selekcjoner Matjaż Kek, ale też kibice, przecież po długim czasie mieliśmy szansę ponownej gry w mistrzostwach Europy. Tak się jednak nie stanie – mówi zawodnik Górnika.

Jugosłowiańska szkoła

Choć Janża był powołany do kadry na tamte październikowe gry, to jednak w nich nie wystąpił. Ten rok i tak jest dla niego dobry, bo jak podkreśla, do narodowego zespołu wrócił po pięciu latach przerwy. Najpierw dostał powołanie latem, a kolejne w poprzednim miesiącu. Póki co na swoim koncie ma jeden występ w narodowych barwach, z Kolumbią pięć lat temu w Lublanie.

Teraz Janża powołania od selekcjonera Keka nie dostał, choć w naszej lidze, to jeden z niewielu piłkarzy Górnika, który nie zawodzi. Wystarczy spojrzeć na liczbę asyst na jego koncie, ma ich 4 i nikt w zespole zabrzan pod tym kątem nie może się z nim równać.

Erik Janża okazał się najlepszym transferem Górnika latem. Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus

– Na zgrupowaniu kadry w październiku rozmawiałem oczywiście z selekcjonerem Kekiem. Powiedział mi, że obserwuje mnie, jak idzie mi w Górniku. Jest zadowolony z tego, jak gram, co pokazuję na boisku i że jeżeli będzie potrzeba, to skorzysta z moich usług. Jestem dla niego jedną z opcji. Ja cieszę się, że mogłem być w kadrze swojego kraju, bo to wiadomo, wielkie wyróżnienie. Czekam też i liczę na swoją szansę kolejnej gry – zaznacza.

Reprezentanta Słowenii pytamy o fenomen sportu, w tym liczącym 2 mln mieszkańców kraju. Słoweńcy liczą się przecież w wielu zespołowych grach, w siatkówce, koszykówce, piłce ręcznej, hokeju, a i biało-czerwonym w obecnych eliminacjach napsuli sporo krwi, pewnie wygrywając we wrześniu w Lublanie 2:0. Gdzie szukać wyjaśnienia tak dobrych wyników słoweńskich zespołów narodowych tego niewielkiego górskiego państewka?

– Nie wiem (śmiech). Trzeba powiedzieć, że Słowenia to taki mix wszystkiego. Mamy góry, mamy śnieg, ale też morze. Wiele tych zespołowych sportów, jak piłka nożna czy ręczna stoją na dobrym poziomie, a odpowiedzi na to, dlaczego tak jest szukałbym w trenerach. Mamy ich wielu i są dobrze przygotowani do pracy ze sportowcami w różnych dyscyplinach.

Proszę pamiętać, że Słowenia, to kraj z eks-Jugosławii. Mamy tą wspólną mentalność, a tam zawsze byli dobrzy szkoleniowcy, którzy często pracują z tymi najmłodszymi pokazując im co robić i jak zostać profesjonalnymi zawodnikami. Tutaj szukałbym wytłumaczenia na pytanie, dlaczego w dwumilionowym kraju jest tylu sportowców.

 

Byliśmy mistrzem Europy w koszykówce, trzeci na świecie w piłce ręcznej. Teraz sukces odnieśli siatkarze. Można powiedzieć, że jesteśmy sportową nacją. Sport jest u nas na pierwszym miejscu, a też wszystkich razem jednoczy. Tak jest – tłumaczy „Sportowi” Erik Janża.

Odżył w ekstraklasie

Obrońca Górnika jest bardzo zadowolony z przeprowadzki do Polski. – Liga jest wymagająca, macie dobre stadiony, na których jest sporo kibiców. To duży plus dla ekstraklasy. Z roku na rok ta liga jest coraz bardziej wymagająca, a do tego wyrównana. Przed każdym spotkaniem nie można powiedzieć, że wygra ten czy inny. Wszystko jest 50 na 50. To dobre dla piłki, dla ligi – ocenia.

Janża grał w kilku krajach. Z NK Maribor dwukrotnie sięgał po mistrzostwo swojego kraju, a raz po puchar Słowenii. Grał też w czeskiej Viktorii Pilzno, cypryjskim Pafos FC, a przed przyjazdem do Polski w chorwackim NK Osijek.

– Pod względem intensywności powiedziałbym, że polska liga podobna jest do czeskiej. Jest wiele biegania, wiele fizyczności i trudnych pojedynków. W Czechach ta różnica jest taka, że są takie drużyny, jak Viktoria Pilzno, Sparta czy Slavia, które zawsze są w czołowej trójce. Jeśli chodzi o chorwacką ligę, to powiem, że jest bardziej techniczna.

Nie biega się tam tak, jak tutaj. W Polsce podoba mi się taka gra, bo lubię taki styl. Z przeprowadzki tutaj mogę być tylko zadowolony. Po długim czasie wróciłem przecież do reprezentacji swojego kraju. Już choćby to pokazuje, że ta decyzja była trafna. Klub mi ufa, dobrze pracuje mi się z trenerem Broszem, tak, że mam powody do zadowolenia – zaznacza.

Janża preferuje, mimo gry jako lewy obrońca, bardzo ofensywny styl. – Przez całe swoje życie tak grałem i tak byłem ustawiany przez szkoleniowców, żeby pomóc drużynie z przodu. To jest w mojej krwi, żeby pomóc , żeby uderzać na bramkę, zdobywać gole i zaliczać asyst – mówi słoweński zawodnik.

Gra wszystkie mecze

– Liczę, że w kolejnych ligowych grach będzie jeszcze lepiej, a i wpiszę się też na listę strzelców, bo czekam na tego swojego premierowego gola w polskiej lidze czy to z gry czy ze stałego fragmentu, bo temu elementowi na treningach poświęcam sporo czasu. Teraz pora, żeby przenieść wszystko na boisko – mówi.

Janża jest jednym z niewielu piłkarzy Górnika, którzy w tym sezonie zagrali we wszystkich ligowych grach od pierwszej do ostatniej minuty. Wystąpił we wszystkich 15 ligowych grach, spędzając na boisku 1350 minut. – Mam nadzieję, że będę kontynuował tą serię – podkreśla.

 

SUKCESY SŁOWEŃSKICH  REPREZENTACJI

Siatkówka: dwukrotne wicemistrzostwo Europy (2015, 2019)
Koszykówka: aktualny mistrz Europy (2017)
Piłka ręczna: wicemistrzostwo Europy (2004), trzecie miejsce na mistrzostwach świata (2017)
Hokej: ćwierćfinalista igrzysk w Soczi (2014) – 7 miejsce. Olimpiada w Pjongczang (2018)– 9 miejsce
Piłka nożna: dwa awans do MŚ (2002 i 2010). Awans do Euro 2000

 

Na zdjęciu: Słoweńscy piłkarze już nieraz dali się biało-czerwonym w znaki, żeby przypomnieć mecze w Mariborze czy ostatnio Lublanie.