Komentarz „Sportu”. Przykry incydent, ale Glik załatwił sprawę

 

Zabicie przez izraelskie siły we własnym domu w Gazie Baha Abu Al-Atty, jednego z przywódców ugrupowania Islamskiego Dżihadu sprawiło, że w odpowiedzi Palestyńczycy zaczęli ostrzał rakietowy Izraela. W tej sytuacji eliminacyjny mecz w Jerozolimie stał pod dużym znakiem zapytania. Rozważano jego przeniesienie do położnej na północy kraju Hajfy czy nawet za granicę. Ostatecznie izraelskie władze zapewniły, że nasi piłkarze i kibice nie muszą się obawiać o swoje bezpieczeństwo.

Jak to wyglądało byliśmy świadkami na Teddy Kollek Stadium, kiedy to już w doliczonym czasie gry na boisko wbiegło kilku chuliganów, a pędzący za nimi ochroniarze byli bezradni. Na dodatek jeden z nich wpadł na Tomasza Kędziora i mocno go poturbował. Fiński sędzia Mattias Gestranius, który wzorowo prowadził mecz, zamierzał od razu przerwać spotkanie i udać się do szatni. Powstrzymały go gwałtowne rekcje gospodarzy, a także samych piłkarzy z Kamilem Glikiem na czele, który w sobotę, pod nieobecność Roberta Lewandowskiego w wyjściowej jedenastce, nosił kapitańską opaskę. Glik był jednym z tych, który optował za dokończeniem meczu na boisku, a nie przy zielonym stoliku. Można tylko przypuszczać, jakiego wstydu najedliby się wtedy Izraelczycy.

W głowę zachodzę, jak mogli dopuścić do takiego incydentu czy zdarzenia? Izraelskie służby uchodzą za wzór na całym świecie. Nie tylko za profesjonalizm, ale przede wszystkim za skuteczność. Wiedzą jak i kiedy działać, a tutaj pozwoliły wbiec na murawę nie wiadomo komu… Można gdybać i zastanawiać się, co się mogło stać i wydarzyć. Mniejsza o to, szczęśliwie nikomu nic się nie stało.

Tak się zastanawiam, co by było i jaki byłby szum, gdyby taka sama sytuacja wydarzyła się podczas meczu w Polsce? Nie tylko w światowych mediach, ale pewnie i w naszych, z „Polityką” na czele, czytalibyśmy o faszystach i kibicach-nacjonalistach. Idę za daleko? Proszę sobie tylko przypomnieć czerwcowy mecz w Warszawie Polska – Izrael, kiedy to na portalu łąaczynaspiłka.pl pojawiło się słowo pogrom. Z takim mieliśmy do czynienia, bo biało-czerwoni wygrali przecież bardzo wysoko, 4:0. Dla niektórych, w tym dziennikarzy „Polityki”, był to antysemicki wpis na stronie naszego piłkarskiego związku. Tłumaczenia nic nie pomagały. Ci dziennikarze wiedzą „lepiej” i są „mądrzejsi”.


Czytaj jeszcze:

Skandal w Jerozolimie


 

Ale zostawmy politykę… W meczu w Jerozolimie nasi piłkarze pokazali klasę, szczególnie w pierwszej połowie, i mimo przykrego zdarzenia w końcówce, zdobyli kolejne trzy ważne punkty. Ważne, bo zapewniają nam pierwsze miejsce w grupie G eliminacji Euro. Teraz jeszcze trzeba postawić kropkę nad „i” we wtorkowym meczu w Warszawie ze Słoweńcami. Kolejna wygrana i kolejna dobra gra jest potrzebna, w kontekście budowy silnego zespołu przed przyszłorocznymi mistrzostwami Europy, gdzie pojedziemy z określonymi nadziejami na bardzo dobry wynik.