Śmiech nie tylko z pana Sławka

 

W Łodzi największe emocje rozpoczęły się w chwili, gdy wydawało się, że kibice mogą rozchodzić się do domów.

Złapałby w zęby!

Trwał już doliczony czas gry, gdy Tadej Vidmajer w pozornie niegroźnej sytuacji powalił wbiegającego w „szesnastkę” Zvonimira Kożulja. Dragoljub Srnić, ale i kilku innych zawodników beniaminka, wyglądał tak, jakby miał zaraz popłakać się ze złości, a goście, choć na to nie zasłużyli, stanęli przed wielką szansą zgarnięcia pełnej puli.

Piłkę meczową na 11. metrze ustawił sam poszkodowany. Wyszło jednak kuriozalnie. Trudno w zasadzie było nawet stwierdzić, co chciał zrobić Bośniak. Czy uderzać, by w ostatniej chwili zmienić zdanie i zdecydować się na podcinkę? Czy odwrotnie? – Już wiemy, o co chodzi.

Kożulj prawą stopą kopnął sobie w lewą stopę. Dlatego ta piłka tak poleciała – zawyrokował na telewizyjnej antenie Wojciech Jagoda, komentator Canal+, śledząc w „slow motion” futbolówkę szybującą nad łódzką bramką.
– Szczerze?

Pomyślałem, że złapię tego karnego w zęby! Poszedłem w dobry róg. Gdyby się nie poślizgnął, to i tak bym to złapał – przekonywał Arkadiusz Malarz, golkiper ŁKS-u, który przed kamerami nie gryzł się w język.

Stipica „zabrał” Dąbrowskiego

39-latek przytaczał sytuację z 88 minuty. Maciej Dąbrowski ruszył wtedy odważnie w pole karne Pogoni, został uprzedzony przez Dante Stipicę. Powtórki pokazały, że chorwacki golkiper owszem, złapał piłkę, ale taranując przy tym stopera.

– Fajna interwencja, fajnie wyszedł, ale zabrał Dąbrowskiego całym impetem! – zwracał uwagę Malarz, nie oszczędzając Sławomira Stempniewskiego, eksperta magazynu Liga+Extra i przypominając niepodyktowaną przed tygodniem dla ŁKS-u „jedenastkę” za ewidentny faul Dominika Furmana na Arturze Boguszu.

– Dziwi mnie, że mamy ten VAR, a nie potrafimy sprawdzać. Znowu pan Sławek w studiu będzie się tłumaczył. Gdy tydzień temu mówił, że Bogusz próbował wymusić karnego, to się z niego śmiałem.

Zgadzam się, że musimy patrzeć na siebie. Potrzebujemy punktów, a samymi remisami się nie utrzymamy. Czasem jednak na boisku są wątpliwości, a nikt nie chce ich sprawdzić. Używajmy VAR-u, to taka gorąca prośba ode mnie i całej drużyny – mówił bez ogródek doświadczony bramkarz ŁKS-u.

W doliczonym czasie wskaźnik piłkarskiego absurdu karnym Kożulja bynajmniej nie osiągnął zenitu. Stałoby się tak, gdyby nie Stipica. Bramkarz uratował Pogoń od samobójczego gola.

Po dośrodkowaniu Antonio Domingueza z rzutu rożnego, piłka odbiła się od Damiana Dąbrowskiego. Chorwat był jednak czujny na linii i efektowną paradą pomógł drużynie zdobyć punkt, z którego bardziej zadowoleni – patrząc na przebieg gry – mogli być szczecinianie, a nie zamykający tabelę gospodarze.

Życie bez liderów

Pociąg z napisem „ekstraklasa 2020/21” odjeżdża im coraz bardziej, choć można zażartować, że z dwóch ŁKS-ów – jesiennego i wiosennego – z pewnością szłoby ulepić drużynę na miarę utrzymania. Przebudowana zimą defensywa daje radę, a szefuje jej Maciej Dąbrowski.

Brakuje jednak jakości w działaniach ofensywnych. O tym, jak wiele gwarantował Dani Ramirez, nikogo przekonywać nie trzeba. Trener Kazimierz Moskal stracił najlepszego ofensywnego pomocnika, a wciąż szuka rozwiązań w ataku. Słabiuteńko zaprezentował się wczoraj Samuel Corral i słusznie został zmieniony już w przerwie.

Jakub Wróbel, ściągnięty w styczniu z Jastrzębia, dał ŁKS-owi znacznie więcej. Włożył w drugą połowę mnóstwo serca, ożywił zespół, ale w kluczowych momentach zabrakło mu precyzji. Miał „setkę”, lecz spektakularnie spudłował po świetnej centrze Jana Grzesika. Gdy z kolei mógł wyłożyć piłkę Ricardo Guimie, przechytrzył go dobrze dysponowany na środku szczecińskiej defensywy Benedikt Zech.

ŁKS nie załatał dziury po Ramirezie, a Pogoń – po sprzedaniu Adama Buksy. Poczynania Greka Michalisa Maniasa wzbudzają u fanów „Portowców” chyba tylko nerwowy śmiech. Pierwszy występ w wyjściowym składzie zanotował wczoraj Paweł Cibicki.

Najpierw grał na skrzydle, potem „dziewiątce”. Coś może z tego być, ale jeszcze nie teraz. Pogoń sparzyła się na fotelu lidera. Odkąd nań wskoczyła, w 5 meczach strzeliła 3 gole – wszystkie w odstępie… kilku minut w Płocku. Choć punkty i tabela mówią jeszcze co innego, to tak nie gra kandydat (?) do mistrzostwa Polski.

Wojciech Chałupczak

 

ŁKS Łódź – Pogoń Szczecin 0:0

ŁKS: Malarz – Grzesik, Moros, M. Dąbrowski, Vidmajer – Srnić, Wolski (72. Guima) – Dominguez, Trąbka, Ratajczyk (82. Sajdak) – Corral 3 (46. Wróbel). Trener Kazimierz MOSKAL. Rezerwowi: Budzyński, Sobociński, Klimczak, Sekulski, Pirulo.

POGOŃ: Stipica – Stec, Triantafyllopoulos, Zech, Nunes – Kowalczyk, Podstawski, D. Dąbrowski, Spiridonović (79. Kożulj), Cibicki (78. Benyamina) – Manias (70. Listkowski). Trener Kosta RUNJAIĆ. Rezerwowi: Bursztyn, Łasicki, Matynia, Bartkowski, Smoliński, Hostikka.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 5150. Żółte kartki: Dominguez (14. faul), Grzesik (15. faul), M. Dąbrowski (86. faul) – Triantafyllopoulos (90+3. faul).
Piłkarz meczu – Benedikt ZECH.

 

Na zdjęciu: Zvonimir Kożulj za chwilę wykona rzut karny. Zdjęcie z gatunku „zrobiono tuż przed katastrofą”…