Spalony na niebieskiej. Bajzel* na kółkach

Wizytówką każdej dyscypliny sportu jest drużyna narodowa i jej osiągnięcia. Do niedawna wydawało mi się, że zależy na tym każdemu prezesowi związkowemu, ale przed kilkoma dniami zostałem wyprowadzony z błędu.


Absolutnie nie zależy na tym władzom Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, z prezesem Mirosławem Minkiną na czele.

Jaka będzie kondycja reprezentacji Polski w hokeju, o tym zadecydują możliwości wyboru selekcjonera. Tymczasem Robert Kalaber ma ograniczone pole manewru, a na dodatek zamknięto mu przed nosem drzwi do magazynu z hokeistami.

Przed kilkoma miesiącami prezes Minkina zapowiedział zwiększenie liczby polskich hokeistów w poszczególnych zespołach uczestniczących w rozgrywkach PHL. W nadchodzącym sezonie miało ich być sześciu, w następnym ośmiu, a w kolejnym dziesięciu. To były rozsądne proporcje z punktu widzenia reprezentacji, a przecież jej interes jest – a przynajmniej powinien być – najważniejszy. Czar prysł niczym mydlana bańka przed kilkoma dniami na spotkaniu szefostwa PZHL z przedstawicielami klubów. Te przegłosowały uchwałę, że przez najbliższe trzy sezony każdy klub będzie musiał posiadać w zestawieniu meczowych tylko sześciu Polaków.

Mirosław Minkina dał się zapędzić w kozi róg przez przedstawiciela Comarch Cracovii, który stwierdził, że nie ma żadnych protokołów ze spotkań i ustaleń na papierze. To akurat prawda, ale co ma piernik do wiatraka? Organizatorem rozgrywek hokejowych w Polsce są Polska Hokej Liga i PZHL, które powinny ustalać regulaminy i wszystkie zasady rywalizacji.

Jak się jakiemuś klubowi nie podobają obowiązujące reguły, nie ma przymusu gry w PHL, może zgłosić się do ligi słowackiej, czeskiej albo EBEL, w której rywalizowały zespoły nie tylko z Austrii, ale również ze Słowenii, Węgier, Słowacji, Włoch, Czech (Orli Znojmo). W lutym 2010 roku poinformowano, że w przyszłości możliwy jest występ Cracovii. To może teraz nadszedł właściwy moment? „Siana” jest aż nadto…

Na ostatnim zebraniu Mirosław Minkina powinien walnąć pięścią w stół, wesprzeć powinna go szefowa PHL Marta Zawadzka i byłby porządek na okręcie. PZHL to nie sejmik, w którym decyzje zapadają w wyniku głosowania przedstawicieli klubów. Oni mają słuchać, a nie targować się. Ludzie, na litość boską, obudźcie się! Nie otworzyła wam oczu klęska (5 porażek) reprezentacji juniorów U-18 w mistrzostwach świata Dywizji IB? Drużyna trenera Łukasza Sokoła spadła z hukiem na czwarty poziom rozgrywkowy. – Organizacyjnie takie kraje jak Austria, Węgry, Słowenia i Włochy biją nas na głowę i ciężko tu o dobre rokowania – powiedział szczery do bólu szkoleniowiec.

I ostatni „kwiatek” na tej radosnej łące. Opublikowano listę zawodników, którzy dostali się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Wśród dwunastu szczęśliwców znaleźli się tylko przedstawiciele czterech klubów rywalizujących w PHL. Na tej liście znajdują się: JKH GKS Jastrzębie (dwóch), MKS Cracovia (jeden), UKH Unia Oświęcim (jeden) i UKS Niedźwiadki Sanok (dwóch).

Decyzję o zakończeniu „kariery” hokejowej podjęli ostatnio 21-letni bramkarz Zagłębia Sosnowiec Marcel Kotuła oraz o rok młodszy napastnik JKH GKS Jastrzębie, Dawid Wróblewski. Kto następny?

* potocznie oznacza bałagan, zamieszanie, dom publiczny.


Na zdjęciu: Bez odważnych i zdecydowanych decyzji prezes PZHL Mirosław Minkina nie wyprowadzi polskiego hokeja na prostą.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus