Specjaliści od siódemek. Polska górą!
To była powtórka emocji z sobotniego półfinału z Japonią. Tam po remisie 25:25 dodatkową rozgrywkę biało-czerwoni wygrali 4-3. Tym razem do wyłonienia zwycięzcy nie wystarczyła jedna seria, bo obie drużyny nie wykorzystały dwóch prób z pięciu. Ale za trzecim podejściem drugiej serii Adam Malcher rozkojarzył Chike Onyejekwe i to Polacy zdobyli towarzyski puchar.
Po kwadransie meczu wydawało się, że tym razem biało-czerwoni wygrają pewnie w ciągu 60 minut, bo zaczęli mecz znakomicie. Dwie akcje do koła z Syprzakiem zaowocowały rzutami karnymi wykorzystanymi przez Morytę, a na 3:0 podwyższył sam obrotowy Barcelony. Bohaterem był jednak Mateusz Kornecki – bramkarz NMC Górnika Zabrze nie dał się zaskoczyć przez ponad 10 minut! Pokonał go dopiero z linii rzutów karnych Negru.
Rumuni mieli wielkie problemy ze sforsowaniem naszej obrony – mur nie do przejścia postawiła trójka polskich „wieżowców”: Gębala, Przybylski i Szczęsny, który sprytnym rzutem z biodra podwyższył prowadzenie na 4:1. Po kwadransie było 5:1 po akcji Kowalczyka i dopiero wtedy goście zdobyli pierwszego gola z gry!
Z czasem w grze podopiecznych Piotra Przybeckiego pojawiły się jednak błędy: faule w ataku, niedokładne podania i przestrzelone rzuty. Rumuni to wykorzystali i obraz gry się zmienił: w 27 min po kolejnym karnym Negru goście doprowadzili do remisu 8:8, a jeszcze przed przerwą zdołali objąć prowadzenie 10:9.
Po zmianie stron Polacy zaczęli niemrawo i tracili już 4 bramki (9:13), ale trzy trafienia „świeżego” Daszka i dwa Czuwary pozwoliły im szybko odrobić dystans.
Trwał koncert Michała Daszka, który popisywał się znakomitymi akcjami, ale Rumuni utrzymywali 1-2-bramkową przewagę, wykorzystując polskie błędy w ustawieniu, a i Kornecki parę razy dał się łatwo zaskoczyć.
W końcu w 56 minucie Polacy przejęli piłkę przy osłabieniu gości, niesamowity Daszek trafił z połowy boiska do pustej bramki i – po raz pierwszy w drugiej połowie – wyprowadził zespół na prowadzenie (23:22). Niestety, dwie kolejne nieskładne akcje zaowocowały kontrami gości i na minutę przed końcem meczu bliżej zwycięstwa w turnieju byli goście. Wtedy jednak konsekwentne rozegranie otworzyło drogę do bramki Czuwarze i znów był remis.
Goście mieli 17 sekund na przechylenie szali w regulaminowym czasie, ale na szczęście na posterunku tym razem był Kornecki.
W spotkaniu nie mogli zagrać – kontuzjowani w piątkowym półfinale z Japonią – Przemysław Krajewski i Paweł Paczkowski.
Trzecie miejsce w Turnieju 4 Narodów zajęła Japonia po zwycięstwie z Czechami 27:25 (13:13).
Polska – Rumunia 24:24 (9:10) karne 6-5
POLSKA: Kornecki, Malcher – Salacz, Kowalczyk 1, Szczęsny 1, Sićko, Czuwara 4, Syprzak 3, Szpera, Moryto 5/3, Daszek 7, Kondratiuk 1, M. Gębala 1, Przybylski 1. Kary: 2 min. Trener Piotr PRZYBECKI.
RUMUNIA: Iancu, Vasile – Manescu 1, Bodor, Rotaru, Grigoras 1, Buzle 1, Racotea 2, Becheru 1, Bujor 6, Negru 6/3, Csepreghi 1, Cabut 3, Fotache, Onyejekwe 2, Dumitriu. Kary: 4 min. Trener Manuel MONTOYA.