Śpiączka: Nie mogę się już doczekać tych derbów!

Dariusz LEŚNIKOWSKI: Miał pan w którymś momencie tej jesieni – na przykład po czterech kolejnych porażkach GieKSy – myśl: „W co ja wdepnąłem?”?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Nie. Wiedziałem, przychodząc tutaj, że jest w szatni 18 nowych zawodników, więc potrzeba trochę czasu, by GKS zaczął grać na miarę indywidualnych umiejętności każdego z nich. Byłem jednak pewien, że w końcu zespół ruszy z miejsca. Mam nadzieję, że wygrana w Bielsku-Białej będzie początkiem naszego marszu w górę tabeli.

Czas” – słowo-klucz tej jesieni w Katowicach. Ale taka Bytovia latem straciła sponsora, budowana była od zera, a zaczęła grać dobrze od początku sezonu. A więc można?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Przeżyłem podobną sytuację we Flocie Świnoujście. Tam też odszedł sponsor, nie było pieniędzy, nie było niczego. Okazało się, że taka sytuacja motywuje każdego z nas podwójnie. Nie mówiąc już o tym, że kiedy człowiek przychodzi z niższych lig, bardzo chce iść w górę – i nie patrzy na inne sprawy. Bytovia na tym wygrała, ale często jest to sukces na krótką metę. Doświadczenie to jednak ważniejsza cecha niż chwilowy hurraoptymizm. Dlatego jestem spokojny o GKS i tych ludzi, którzy niejedno w piłkarskim życiu – łącznie ze spadkami z ligi – przeżyli.

Może właśnie te spadki, te porażki za bardzo wrosły w świadomość wielu z was? Może zagubiła się wśród nich umiejętność wygrywania?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Nie. Spadek wpisany w CV to nic przyjemnego i nie można się do niego „przyzwyczaić”. Traci się na nazwisku, na renomie. Trudniej znaleźć kolejnego pracodawcę.

Gol w Bytowie to remis 2:2, bramka z Podbeskidziem – i wygrana 2:0: „Śpiona” strzela, GieKSa nie przegrywa!

Bartosz ŚPIĄCZKA: – W tych meczach cała drużyna grała dobrze. A że akurat ja strzelałem? Mogę powiedzieć: „Nareszcie!”. Bo wiem, po co tu przychodziłem i z czego będę na koniec rozliczany. Prawda jest taka, że dopiero teraz wracam do rytmu meczowego. Przecież nie tylko w GieKSie, ale i na początku sezonu w Niecieczy grałem niezbyt regularnie. I dopiero w ostatnich tygodniach poczułem, że odżyłem; że „to jest to” pod względem fizycznym, motorycznym i każdym innym.

Odżył pan w związku ze zmianą na trenerskiej ławce? Bo przecież trener Paszulewicz lubił o sobie mówić w kategoriach „kata”…

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Znałem go z Floty, gdzie był asystentem trenera Kafarskiego, i nie kryję, że jego obecność tutaj… była jednym z powodów, dla których przyszedłem do GKS-u. W Niecieczy czułem się już wypalony. Po spadku przyszły kolejne rozgrywki, w których znów grałem nieregularnie. Tak się nie odbudowuje formy, zwłaszcza u napastnika. A trener Paszulewicz w rozmowie telefonicznej zapewniał, że w GieKSie owo „granie” i zaufanie będę mieć. Więc przeprowadzka do Katowic była dobrą decyzją, choć nie spodziewałem się, że cała ta moja odbudowa zabierze mi tyle czasu. Wracając do pytania: ciężkie treningi nie są dla mnie żadnym problemem. Miałem okazję pracować nie tylko z trenerem Paszulewiczem, ale także m.in. z trenerem Smudą, z trenerem Ojrzyńskim. A oni też potrafią pogonić… Na marginesie – czapki z głów przed trenerem Smudą: to on wtedy we mnie uwierzył, stał za mną niezależnie od tego, co się działo. Bez niego nie byłoby tych moich prawie 20 bramek w dwa sezony w Łęcznej.

Człowiek – kamień milowy w pańskim piłkarskim rozwoju?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Owszem. Drugi po Leszku Ojrzyńskim, który powtarzał: „Praca zawsze się obroni”, a przy okazji kształtował mój charakter. Nie pamiętam meczu, po którym by mnie pochwalił. Dziś już wiem, dlaczego to robił – ale to zostawię dla siebie.

To przeciwieństwo Dariusza Dudka, który – przynajmniej na konferencjach – zdaje się sprawiać wrażenie „motywatora pozytywnego”: raczej chwalącego niż ganiącego…

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Myślę, że takie konferencje mają w sobie coś z teatrzyku. W szatni sielanki nie ma. Nie jesteśmy dziewczynami, żeby się głaskać. Mamy się nawzajem rozliczać z wykonanej roboty.U nich też praca była ciężka, ale… trzeba dać z siebie dużo, żeby potem życie ci oddało. Taką zasadę wyznaję, i raz za razem dostaję jej potwierdzenie. W pucharowym spotkaniu z Jagiellonią nabiegałem, naharowałem się mnóstwo – ale odebrałem „swoje” za tę pracę dopiero w kolejnych meczach ligowych.

Mówi pan o „wypaleniu” w Niecieczy. Ale tam nikt nie krzyczał wam z trybun „wypier…” A w Katowicach – i owszem….

Bartosz ŚPIĄCZKA: – No i co z tego? Możemy się tylko cieszyć z takich kibiców, jakich mamy. 1000 osób wspierających w meczu wyjazdowym – to się nie zdarza często.

No proszę… A niektórzy mówią, że właśnie taka presja jest przekleństwem tego klubu.

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Presję czuje lekarz ratujący komuś życie na stole operacyjnym. A jaką presję może mieć piłkarz, który robi na boisku to, co kocha, i jeszcze mu za to płacą? Nie sądzę więc, by to kibice – i ich oczekiwania – byli problemem GKS-u. Kibice płacą za bilety, mają prawo narzekać, denerwować się, frustrować, że ich klub znów przegrywa. A GKS to naprawdę wielki klub, którego miejsce jest w ekstraklasie.

Z tejże ekstraklasy pół roku temu pan spadł. Nie było ofert z tych klubów, co w niej zostały?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Po takim sezonie, jaki miałem za sobą, nie było tych szans, nikt by nie wyłożył za mnie takich pieniędzy, jakie miałem zapisane w klauzuli kontraktowej z Termalicą.

Zanim trafił pan do Katowic, jedną bramkę w I lidze zdążył pan jeszcze dla Termaliki zdobyć. Pamięta pan, gdzie?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Tak, w Tychach. Grałem wtedy na lewej pomocy, Romek Gergel dał mi długą piłkę za obrońców, wyszedłem „jeden na jeden” z bramkarzem i strzeliłem obok niego.

Mały dreszczyk na wspomnienie, na zasadzie „w sobotę przydałaby się powtórka”?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Trudno mówić o powtórce – przynajmniej w moim przypadku, bo ja – chłopak spod Poznania, który na te największe mecze jeździł jako kibic, z chłopakami z osiedla – jeszcze w takich derbach nie grałem. Wiadomo; w Wielkopolsce jest Lech – i nic więcej. A tu na Śląsku – inny świat: Górnik, GieKSa, Ruch, Polonia Bytom, Tychy – wszystko po sąsiedzku. Więc nie mogę się już doczekać tego spotkania! Musimy na boisko wyjść jak na wojnę.

Brzmi dobrze. Ale mnie zainteresował inny wątek: „jeździłem jako kibic, z chłopakami z osiedla”. Na Lecha – jak rozumiem?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Tak. Również na mecze wyjazdowe „Kolejorza”. Co ciekawe – także w okresie, gdy już zawodowo grałem w piłkę. Z Łęcznej na przykład jeździliśmy na mecze Lecha przy… Łazienkowskiej. Mówię „jeździliśmy”, bo było nas trzech: Sergiusz Prusak, Janek Bednarek i ja. Siedzieliśmy wtedy normalnie, z przyjezdnymi, „w klatce”.

A przy Bułgarskiej siadał pan w młynie?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Z ojcem, ze starszymi braćmi. Z szalikami oczywiście.

Czyli klubowy śpiewnik Lecha pan zna?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Znam. A teraz poznaję śpiewnik GieKSy.

Najfajniejszy kibicowski moment na trybunach Lecha?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Najpierw najfajniejszy boiskowy, czyli mój pierwszy gol w ekstraklasie. Przyjechałem na Bułgarską z Podbeskidziem, wszedłem na ostatni kwadrans, a w przedostatniej minucie zdobyłem gola na 1:1. A kibicowsko? Pewnie feta z okazji mistrzostwa 2015. Na trybunach trwała już feta, a w samej końcówce – przy 0:0, który to wynik dawał tytuł – Wilde Donald Guerrier miał „setkę”. Gdyby strzelił, byłby przykry koniec świętowania…

Lech – jak rozumiem – to takie niezrealizowane marzenie Bartosza Śpiączki?

Bartosz ŚPIĄCZKA: – Owszem… Latem 2017, po spadku Górnika Łęczna, był nawet temat przeprowadzki do Poznania. Ale nie byłem wtedy dla Lecha pierwszym wyborem wśród napastników i nie doszło do finalizacji tego transferu. Szkoda, bo przecież Lech zawsze gra jeśli nie o mistrzostwo, to przynajmniej o czołowe lokaty. A ja bardziej chciałbym wreszcie móc zagrać „na luzie”, poczuć ten luksus… Bo przez całą moją przygodę z piłką zawsze grałem „o życie”, czyli o utrzymanie. I nawet teraz, w GieKSie, znów muszę walczyć o wyjście z „czerwonej strefy”…

 

Na zdjęciu: Bartosz Śpiączka podczas ostatniej wizyty w Tychach – w sierpniu z Bruk-Betem Termalicą – przyniosła mu taką radość z powodu gola. Czy będzie w sobotę okazja do powtórki?

 

Fortuna I liga, kolejka 20

24 listopada, godz. 17.45

GKS Tychy – GKS Katowice