Spóźnieni jastrzębianie trafili na rozpędzonych tyszan

Czekający od 3 października na zwycięstwo podopieczni Artura Derbina urządzili sobie ostre strzelanie


Piłkarze jastrzębskiej drużyny mieli nie tylko problemy z dotarciem do Tychów. Ich kłopoty komunikacyjne sprawiły, że mecz imienników zaczął się kwadrans później niż planowano. Nie to jednak miało największe znaczenie dla losów spotkania, w którym gospodarze zaprezentowali się po prostu o wiele dojrzalej i przełamali serię spotkań bez zwycięstwa, wygrywając 4:1.

Wprawdzie jako pierwsi zaatakowali goście, ale szarża Rumina w 3 minucie zakończyła się niecelnym strzałem z 14 metra. Jak się powinno uderzać najlepszemu strzelcowi przeciwników pokazał Jakub Piątek. Po zagraniu Marcina Koziny środkowy pomocnik tyszan podciągnął piłkę na 22 metr i nieatakowany przez nikogo przymierzył dokładnie w dolny róg bramki. Piłka, poza zasięgiem bramkarza, odbiła się jeszcze od wewnętrznej części słupka i wpadła do siatki.

W odpowiedzi Witkowski wykonując rzut wolny z 20 metra podał futbolówkę wprost w ręce Konrada Jałochy, choć w statystykach odnotowano to jako celny strzał. Znacznie groźniej uderzali za to trójkolorowi. W 15 minucie z dystansu przymierzył Gracjan Jaroch, ale Reclaf był czujny. Młody bramkarz przyjezdnych skutecznie interweniował jeszcze także: w 23 minucie efektownie broniąc bombę Jakuba Piątka i w 32 minucie po próbie Koziny z ostrego kata. W 36 minucie nie miał jednak znowu nic do powiedzenia, gdy Dominik Połap rozpoczął kontrę, a Kozina dośrodkował w pole bramkowe, gdzie Bartosz Biel wykonał skutecznego szczupaka.

Goście w tym czasie wykorzystywali jedynie Rumina, który w 26 minucie strzałem z dystansu sprawdził czy bramkarz tyszan się nie zdrzemnął, a w 34 minucie ograł sprytnie Nemanję Nedicia, ale za wysoko strzelił zza linii bocznej pola bramkowego.

O tym, że tyszanie nie zadowolili się prowadzeniem 2:0 świadczył strzał Wiktora Żytka w 45 minucie, ale znowu Reclaf popisał się paradą i na przerwę tyszanie schodzili prowadząc tylko 2:0. Ten wynik nie utrzymał się zbyt długo w drugiej połowie. W 49 minucie bowiem po zagraniu Koziny Połap wbiegając w pole karne płasko z 14 metra przymierzył w długi róg i po chwili utonął w ramionach uradowanych kolegów.

To trafienie także nie zaspokoiło apetytów miejscowych, ale ich zapędy ofensywne sprawiły, że zapomnieli o obronie i w 67 minucie zostali skarceni. Jedno długie podanie ze swojej połowy sprawiło, że Feruga wprowadził w pole karne Kamińskiego, a ten dograł wzdłuż bramki do Niewiadomskiego, który z 5 metra trafił do pustej bramki.

Nie można jednak powiedzieć, że po tym trafieniu obraz gra się zmienił. Świadczy o tym fakt, że w 74 minucie po zagraniu Jakuba Piątka wprowadzony chwilę wcześniej Sebastian Steblecki, strzelając z 13 metra trafił w słupek, a w 76 minucie Jaroch po wrzutce Kacpra Janiaka szczupakiem z 6 metra główkował za wysoko. Tak samo w 78 minucie uderzył z rzutu wolnego z 18 metra mierzący w okienko z 18 metra Maciej Mańka, który jeszcze w 87 minucie po solowej szarży przegrał pojedynek oko w oko z bramkarzem. W tej samej minucie jednak Steblecki, po odebraniu piłki Faridowi Aliemu przez Kamila Kargulewicza, wbiegł z piłką w pole karne i płaskim strzałem z narożnika pola karnego postawił pieczęć na długo oczekiwanym zwycięstwie tyszan.


GKS Tychy – GKS 1962 Jastrzębie 4:1 (2:0)

1:0 – J. Piątek, 10 min, 2:0 – Biel, 36 min (głową), 3:0 – Połap, 49 min, – Niewiadomski, 67 min, 4:1 – Steblecki, 87 min.

TYCHY: Jałocha – Połap, Nedić, Szymura, Mańka – Kozina (71. Janiak), J. Piątek (90. Pawlusiński), Żytek, Biel (79. Kargulewicz) – Grzeszczyk (71. Steblecki), Jaroch (79. Malec). Trener Artur DERBIN.

JASTRZĘBIE: Reclaf – Słodowy, Bojdys, Witkowski – Zalewski (46. Niewiadomski), Handzlik (76. Ali), Kuczałek, Feruga (84. Zejdler), Borkała (84. Jadach) – Kamiński, Rumin. Trener Jacek TRCZECIAK.

Sędziował Sebastian Jarzębak (Bytom). Widzów 2000. Żółte kartki: Kozina, Nedić – Kuczałek.


Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus