„Cud” już tam był

Stambuł, po raz drugi w historii, gości finał Ligi Mistrzów. 18 lat temu na stadionie Atatuerka doszło do jednego z najbardziej niezwykłych z nich.


Może trochę szkoda, że ani Carlo Ancelotti z Realem Madryt, ani też AC Milan, nie dotarł do finału Ligi Mistrzów. Oba zespoły odpadły w półfinale. Zarówno wspomniany trener, jak i „Rossoneri” mieliby bowiem możliwości powrócić do Stambułu i zrewanżować się za to, co stało się w Turcji przed 18 laty. Poprzedni finał Pucharu Europy na obiekcie Atatuerka był bowiem niesamowitym wydarzeniem. Milan, prowadzony przez Ancelottiego, prowadził do przerwy z Liverpoolem 3:0, ale pozwolił mu uratować remis, a w karnych bohaterem został Jerzy Dudek.

Co dziś tamten triumf „The Reds” określa się mianem „Miracle of Istanbul”, czyli „Cudem w Stambule”. I oceniany jest jako jeden z najlepszych finałów Pucharu Europy w dziejach. Wprawdzie Ancelotti i Milan szybko zrewanżowali się „Czerwonym”, bo w 2007 roku pokonali ich w finale w Atenach Mimo to wrażenie po stambulskim finale nigdy nie zniknie. Połączeniem z nadchodzącym wielkimi krokami finałem jest więc następujące. Podobnie, jak w 2005 roku o trofeum zagrają kluby z Włoch i Anglii, bo Inter Mediolan zmierzy się z Manchesterem City.

Anglicy lubią Stambuł

Wówczas Liverpool zapoczątkował serię pięciu kolejnych meczów finałowych z udziałem angielskich zespołów. Ta seria została przerwana w 2010 roku, kiedy to Bayern Monachium zmierzył się z… Interem Mediolan. Łącznie w tamtych latach – pomiędzy 2005, a 2012 rokiem – Anglicy zagrali w 7 z 8 finałów. Zupełnie wyjątkowy był ten z 2008 roku, bo w Manchester United zmierzy się z Chelsea. Łącznie zaliczyli 3 sukcesy. Liverpool w 2005, „Czerwone diabły” w 2008 właśnie, i „The Blues” w 2012. Teraz historia trochę się powtarza. Tegoroczny finał będzie 3 z rzędu z udziałem zespołu z Premier League i 5 z ostatnich 6.

Włosi, z kolei, nie wygrali Ligi Mistrzów od 2010 roku, kiedy to triumfował Inter. Ostatnim finalistą z Italii był natomiast Juventus. Dotarł do decydującej rozgrywki w 2017 roku. Od tamtej pory aż 7 razy Anglicy docierali do 5 finałów! W 2019 roku Liverpool zmierzył się z Tottenhamem, a 2 lata temu Chelsea zagrała z Manchesterem City. Historia powtarza się do tego stopnia, że pomiędzy 2005, a 2012 rokiem Ligę Mistrzów wygrywały Liverpool, Chelsea i drużyna z Manchesteru. Teraz – między 2019, a 2023 rokiem – może być podobnie. Wygrywali bowiem „Czerwoni” i „Niebiescy”. Teraz triumfować może zespół z wymienionego miasta, z tą różnicą, że nie United, a City.

Czy po wygranej w 2019 i 2021 roku znów przyjdzie pora na angielskie zwycięstwo w Lidze Mistrzów? Kolejnym argumentem, który przemawia za City jest szczęśliwy dla angielskich drużyn Stambuł. Liverpool wygrał tam LM, a także – w 2019 roku – sięgnął po Superpuchar Europy. Tylko jeden mecz o europejskie trofeum w Stambule nie zakończył się zwycięstwem zespołu z Premier League. W 2009 roku po Puchar UEFA sięgnął Szachtar Donieck, z Mariuszem Lewandowskim w składzie, który pokonał Werder Brema. Co ciekawe każde z wymienionych spotkań rozgrywane było na innym stadionie. Mecz z 2005 roku na największym z nich, czyli stadionie Atatuerka, na którym rozegrany zostanie tegoroczny finał LM. W 2009 roku grano o Puchar UEFA na stadionie Fenerbahce, a 10 lat później – o Superpuchar – na obiekcie Besiktasu.

Nie korzystać z… taksówek!

Atatuerk Olimpiyat Stadyumu powraca jako gospodarz najważniejszego finału, co nie jest do końca… dobrą wiadomością dla kibiców. Obiekt Fenerbahce, Suekrue Saracoglu, znajduje się w sercu azjatyckiej części Stambułu. Stadion Besiktasu, z kolei, czyli Inoenue Stadyumu, pięknie położony jest nad brzegami Bosfrou. Zaś największy obiekt w Turcji, choć znajduje w europejskiej części, umiejscowiony został na zachodnich przedmieściach i w okolicy, która nie ma w sobie żadnego uroku i charakteru. Co gorsza, jest fatalnie skomunikowana. 18 lat temu, gdy Liverpool mierzył się z Milanem, na stadion z centrum miasta prowadziła tylko jedna droga. Potężne korki powstały błyskawicznie i jedynym sposobem, by dotrzeć na czas, był nawet kilkunastokilometrowy spacer! Liverpool, już w wręczonym pucharem, długo nie mógł wydostać się ze stadionu i wrócić do hotelu. A taksówki przemykały przez szczere pola po piasku i błocie.

Na szczęście od tamtego czasu zdążono uruchomić nową linię metra, a stacja końcowa znajduje się tuż obok stadionu. Generalnie stambulskie metro stało się bardzo nowoczesne, a kolejki kursują w nocy. Linia pokrywa znaczną część potężnego miasta, po obu stronach cieśniny. Nie zostało jednak zbudowane od razu, ale w wielu etapach. By z centrum dostać się bezpośrednio na stadion trzeba przesiadać się… trzy razy. To trudne i czasochłonne. UEFA wydała wytyczne kibicom, tym, którzy do Stambułu dotrą w dniu meczu po godz. 13.00, by kierowali się wprost na stadion, a nie próbowali się w pierwszej kolejności dotrzeć do swoich hoteli. Przypomnijmy, że pierwszy gwizdek Szymona Marciniaka zabrzmi o godz. 22.00 czasu miejscowego. Ponadto europejska centrala gorąco prosi kibiców, by ograniczali przemieszczanie się taksówkami, by nie pogarszać sytuacji. Stambuł słynie z kilometrowych korków. Miast tego kibicom zapewniono transport autobusami. Osobne linie dedykowane są sympatykom Manchesteru City, a osobne – Interu Mediolan.

Kazimierz Mochlinski ze Stambułu


Na zdjęciu: Poprzedni finał Pucharu Europy na obiekcie Atatuerka był bowiem niesamowitym wydarzeniem.
Fot. UEFA.com


Ceny rekordowe

Od wielu miesięcy w Turcji szaleje inflacja, a pod koniec zeszłego roku biła ona rekordy. Wynosiła ponad 85 procent. Sukcesywnie słabnie też turecka waluta, która w miniony czwartek pobiła kolejne rekordy. Jeszcze nigdy turecka lira nie była tak słaba względem dolara, a kurs wynosi 23 do 1. W 2005 roku, gdy Stambuł po raz pierwszy organizował finał Ligi Mistrzów, dolar był ponad… połowę tańszy. Nie oznacza to jednak, że w Stambule w dniach okalających finał Ligi Mistrzów, jest tanio. Wprost przeciwnie. W związku z szalejącą inflacją ceny rozmaitych usług – głównie hotelowych i gastronomicznych – biją rekordy. Kibice włoscy i angielscy narzekają i trudno jest się im dziwić. Tureccy właściciele – również.

Otóż, by w trudnych czasach nadrabiać straty – zgadzali się świadczyć usługi po cenach, które obowiązywały np. na początku roku, bo wielu kibiców, szczególnie Manchesteru City, już wtedy interesowało się wyjazdem na finał. Teraz koszty udziału w wielkim wydarzeniu są nawet 2 razy wyższe. Stambuł jest ogromny i ma to do siebie, że ugości wszystkich chętnych. A rozstrzał cen za hotelowe łóżko jest bardzo duży. Można, na przedmieściach, przenocować nawet za 50 euro. Ale w centrum niełatwo już było znaleźć miejsce za… 500 euro.

(JK)