Stefan Mleczko: Oby zachowali czyste konto

Rozmowa ze Stefanem Mleczką, znanym śląskim działaczem piłkarskim i ojcem bramkarza Widzewa.


Jak zaczęła się bramkarska przygoda Miłosza Mleczki?

Stefan MLECZKO: – Mogę chyba powiedzieć, że mój syn był skazany na piłkę nożną, bo ona jest wpisana w nasze drzewo genealogiczne. Dziadek był bramkarzem AKS-u Chorzów, tata grał w Konstalu, Stali Mielec i w Chorzowiance, w której występowali też jego bracia, a wujek Herman był działaczem OZPN Katowice i przez wiele lat przewodniczącym Wydziału Gier. Ja jako 10-latek trafiłem do Chorzowianki i po jej połączeniu z Wyzwoleniem grałem w III lidze, w której broniłem też barw Górnika Siersza, ale mając 27 lat zakończyłem granie i zostałem trenerem oraz działaczem. Byłem między innymi prezesem Wojewódzkiej Federacji Sportu w Katowicach i po wyborach parlamentarnych w 1989 roku jako 32-letni poseł pełniłem funkcję przewodniczącego Komisji Młodzieży, Kultury Fizycznej i Sportu. Wróciłem jednak do pracy klubowej i gdy byłem dyrektorem Górnika Zabrze Miłosz, mając 3 latka rozpoczął zajęcia w grupie prowadzonej przez Jurka Machnika, a gdy miał 5 lat, a ja byłem prezesem Ruchu Chorzów, chodził na zajęcia do trenera Jana Cieślika. Ponieważ jednak trenował ze starszymi od siebie nawet o 3 lata kolegami, gdy oni poszli do szkoły, zaczęły się problemy z dopasowaniem do ich godzin treningowych, więc jako pierwszoklasista trafił do Stadionu Śląskiego. To w tamtych latach prowadzona przeze mnie drużyna zgłosiła się do organizowanych w Tychach rozgrywek Turniej Deichmann i nie zapomnę tego dnia, w którym rano o 9.00 Miłosz, bo uparł się i nie było innego wyjścia, grał w meczu na tyskim boisku, a o 11.00… przystępował do Pierwszej Komunii Świętej w Chorzowie.

Kiedy zaczęła się jego wyczynowa kariera?

Stefan MLECZKO: – Jako 14-latek w mocno obsadzonym turnieju organizowanym przez Herthę Berlin, gdzie wystąpił jako zawodnik Ruchu Chorzów, został wyróżniony nagrodą dla najlepszego bramkarza, a „niebiescy” z Maciejem Urbańczykiem, obecnie zawodnikiem Stali Mielec i Mariuszem Malcem, grającym teraz w Pogoni Szczecin, zdobyli wicemistrzostwo. Wtedy występował też w kadrze Śląska, z którą sięgnął po mistrzostwo Polski na turnieju finałowym w Zielonej Górze, broniąc z Kamilem Grabarą oraz zaczął jeździć na konsultacje do reprezentacji Polski. To był wstęp do… przeprowadzki do Lecha Poznań, gdzie spędził cztery lata i wszedł w świat profesjonalnej piłki. Kilka dni po 17. urodzinach zadebiutował w III-ligowych rezerwach „Kolejorza”. W tym samym roku zagrał też pierwszy mecz w reprezentacji Polski U17 na wyjeździe z Finlandią i to był już sygnał, że pójdzie piłkarską drogą.

Które z występów syna pamięta pan najbardziej?

Stefan MLECZKO: – Podobno, bo tego meczu nie widziałem, ale dużo się o nim nasłuchałem, bardzo dobrze wypadł w towarzyskim meczu z Francją w reprezentacji U18. Polska z Tymoteuszem Puchaczem, Jakubem Moderem czy Sebastianem Szymańskim wygrała to spotkanie 2:0. Widziałem natomiast jak w meczu z Japonią, tuż przed ubiegłorocznymi mistrzostwami świata U20, na stadionie Widzewa radzi sobie w spotkaniu wygranym 4:1, a w pomeczowym konkursie rzutów karnych obronił dwie „jedenastki”.

Czy to zadecydowało o tym, że Miłosz trafił do Widzewa?

Stefan MLECZKO: – Wtedy był bramkarzem Puszczy Niepołomice, w której w sezonie 2018/2019 rozegrał 32 spotkania I-ligowe i zaliczył 3 występy w Pucharze Polski. Po tym sezonie wrócił z wypożyczenia do Lecha i był bramkarzem rezerwowym, zaliczając w lipcu debiut w ekstraklasie, w wygranym 3:2 meczu z Lechią Gdańsk. Przed nowymi rozgrywkami otrzymał propozycję z Widzewa, o którym mówi się, że jest klubem, któremu się nie odmawia. Rozmawialiśmy o tej ofercie, bo codziennie ze sobą rozmawiamy i gdy pyta o moje zdanie, to mu podpowiadam. O Widzewem mogłem powiedzieć to co najlepsze, bo pamiętam jego wielkie europejskie mecze i znam osobiście Józefa Młynarczyka czy Marka Koniarka. Decyzję Miłosz podjął jednak sam i cieszę się, że wywalczył pozycję pierwszego bramkarza.

Jak ocenia pan grę Widzewa w tym sezonie?

Stefan MLECZKO: – W ostatnim meczu z Arką pokazał się z bardzo dobrej strony, choć wcześniej nie zawsze można było to powiedzieć. Beniaminek z nowym trenerem, który układa zespół, potrzebuje czasu i myślę, że to co najlepsze jeszcze przed tą drużyną. Cieszę się też, że Miłosz wpasował się w zespół, w którym na 12 występów 5 razy zagrał „na zero”.


Czytaj jeszcze: Przerwać serię bez zwycięstwa

Kto jest faworytem meczu w Tychach?

Stefan MLECZKO: – Mam problem, bo obydwa kluby darzę ogromną sympatią. GKS-owi Tychy kibicowałem już na początku lat siedemdziesiątych, kiedy trafił tam „Eda” Herman i z Marianem Piechaczkiem jako kapitanem sięgnął po wicemistrzostwo Polski. Znam Krzyśka Bizackiego, trenera bramkarzy Tomka Rogalę i trenera Artura Derbina. Powiem nawet, że był temat przejścia Miłosza do tyszan, ale na rozmowie z Ryszardem Tarasiewiczem się skończyło. Cenię bardzo Konrada Jałochę, który ostatnio swoim znakomitym występem w Niecieczy potwierdził, że jest w bardzo wysokiej formie. Obronił bodaj pięć raz w sytuacjach, w których piłka powinna wylądować w siatce. Liczę więc, że zobaczymy bardzo dobry mecz, a obydwu bramkarzom życzę, żeby zachowali czyste konto.


Na zdjęciu: Stefan Mleczko (z lewej) trzyma kciuki za syna Miłosza, który strzeże bramki łódzkiego Widzewa.

Fot. Dorota Dusik