Stoch: Jestem jak Feniks
Korespondencja z Planicy
Kiedy odbierał pan drugą Kryształową Kulę, emocje były większe niż za pierwszym razem?
Kamil STOCH: – Czy ja wiem? Były one inne, ale w tym sensie, że sam jestem innym sportowcem, człowiekiem i jestem bardziej świadomy tego, co się we mnie dzieje. Wiem, ile osób na mnie pracuje, ile mi pomaga i ile muszą poświęcić, bym mógł osiągnąć to, co obecnie osiągam.
Mówi pan: jestem bardziej świadomy. Tyle że na igrzyskach w Pjongczangu zdawało się, że pańskie podejście do sukcesu w porównaniu z Soczi było podobne. A tamte wydarzenia dzielą też cztery lata.
Kamil STOCH: – Na pewno jestem bardziej dojrzałym człowiekiem. I też musiałem na to ciężko pracować. Zresztą nikt mi nie dał tych sukcesów za darmo.
To był sezon życia?
Kamil STOCH: – Mam nadzieję, że taki jeszcze przede mną.
A biorąc pod uwagę poprzednie?
Kamil STOCH: – To był niesamowity sezon, nie tylko pod względem indywidualnych i drużynowych osiągnięć, ale także tego, że potrafiłem utrzymać dobrą dyspozycję od pierwszego do ostatniego skoku, co moim zdaniem jest największym sukcesem i powodem do dumy.
Kiedyś powiedział pan, że nie jest robotem. Tymczasem cały czas słyszymy w pańskim kontekście przydomek „Robo-Stoch”.
Kamil STOCH: – Bez przesady. Jestem człowiekiem i czuję zmęczenie, zresztą już mi się zaczyna język plątać. Ale jeszcze dam radę (śmiech).
Richard Freitag, który w Pucharze Świata przegrał tylko z panem, powiedział, że fajnie było być częścią tego, co robi Kamil Stoch.
Kamil STOCH: – Miło mi, że mówi to nie tylko kolega, ale przede wszystkim rywal ze skoczni. Zresztą ja też muszę moim konkurentom podziękować, bo dzięki ich zaangażowaniu, motywacji, ambicji i walce sam się napędzałem i mogłem się rozwijać. Były momenty pięknej rywalizacji między nami. Pod tym względem ten sezon był super.
Jaki konkurs tego sezonu był dla pana najpiękniejszy?
Kamil STOCH: – Wszyscy mnie o to pytają. Uważam, że cały sezon był taki, jakim go chciałem zapamiętać i wiele momentów, jakie chciałbym zatrzymać. Najbardziej cieszy mnie to, że w tym wszystkim byli przy mnie moi najbliżsi: żona, rodzina, ale także trenerzy i koledzy z drużyny.
A momenty kryzysowe?
Kamil STOCH: – Najgorzej było po Turnieju Czterech Skoczni. Pojechałem do Kulm, żeby sobie polatać, tymczasem byłem totalnie wykończony. Wszystko to, co się wydarzyło w ostatnich dniach, musiało się w końcu odbić na mnie. Choć chciałem wiele, nie mogłem. Ale wystarczyło poczekać chwilę i wszystko wróciło do formy.
Jak udaje się panu przezwyciężyć takie trudne momenty?
Kamil STOCH: – Moja żona mówi, że jestem jak Feniks – szybko się odradzam. Cały czas zresztą nad tym pracuję, żeby być coraz lepszym i odpornym na różne sytuacje. Miewałem sezony, które zaczynałem nieźle, później gasłem, a następnie wracałem na odpowiedni poziom, po czym znów przychodził kryzys. Tymczasem w tym roku na początku budowałem dobrą dyspozycję, którą potem utrzymywałem przez długi czas, a nawet byłem lepszy.
Widzieliśmy, jak po konkursie podszedł do pana trener Norwegów, Alexander Stoeckl i serdecznie uściskał. Co powiedział?
Kamil STOCH: – Podziękował mi za to, co zrobiłem. Przyznał, że dzięki moim skokom każdy chce być lepszy i ma większą motywację do pracy. To miłe. Ale muszę powiedzieć, że ja też dziękuję moim konkurentom, którzy zmotywowali mnie i moją drużynę na tyle mocno, że będziemy chcieli być lepsi w przyszłym roku.