Nie tylko do podpierania

Dawid Szot poprawił grę lewą nogą. – Ale jeszcze nie jest super – odpowiada obrońca Wisły.


22-letni Szot ma w seniorskich rozgrywkach trzy gole i trzy asysty. Liczy, że przy jego nazwisku będzie się pojawiało coraz więcej liczb. Czyli ważnych trafień i kluczowych podań. – Nie chciałbym być tylko piłkarzem, który nic nie zawali. Mam zamiar coś wnosić od siebie w ważnym momencie – zapowiada krakowianin.

Widać progres

Do przerwy Wisła prowadziła z Resovią 1:0 i potrzebowała kolejnego gola, który dałby jej większy komfort. Udało się w 55 minucie, gdy obrońca włączył się do akcji ofensywnej. Popatrzył, podbiegł z piłką do linii pola karnego i z wyczuciem zagrał na głowę Angela Rodado. Ten z 5. metrów nie dał szans Branislavovi Pindrochowi. – Jeszcze rok temu miałbym problem z celnym dośrodkowaniem lewą nogą, odpowiednim ułożeniem ciała. Jest coraz lepiej, ale nadal będę pracował, bo jedna asysta w tym sezonie nie oznacza, że jest super. Pamiętam jednak, że w poprzednim sezonie też podawałem lewą – mówi Dawid Szot.

Wychowanek Hutnika przed dołączeniem do „Białej gwiazdy” spędził pięć sezonów w innym krakowskim klubie – Progresie. Ma wiodącą prawą nogę i najczęściej gra po drugiej stronie boiska. Na lewą „wpada”, gdy jest taka potrzeba. W piątek David Junca pauzował za czerwoną kartkę. Jakub Krzyżanowski dopiero dwa dni przed spotkaniem wrócił z reprezentacji. – Jeżeli trener w treningu wystawia mnie na lewej obronie, to jestem zmuszony ćwiczyć drugą nogą dośrodkowania, podania prostopadłe, do boku, w poprzek. Widać, że przynosi to efekty – cieszy się „Szocik”.


Czytaj także:


Jak się chce, to można

W Wiśle nie brakowało przykładów, że lewą nogę można wyćwiczyć. Jest tylko jeden warunek: trzeba chcieć, zostawać po treningach, kopać do znudzenia. Z danych serwisu Transfermarkt.pl wynika, że Kamil Kosowski w 147 meczach dla „Białej gwiazdy” zaliczył 32 asysty. Choć już dawno zawiesił buty na kołku, wielu fanów wciąż ma przed oczami jego precyzyjne dogrania lewą nogą. A przecież był prawonożny. W 2012 roku „Kosa” opowiadał w „Przeglądzie Sportowym”, że został zmuszony do wzmocnienia słabszej kończyny. W juniorach Gwarka Zabrze naderwał mięsień czworogłowy w prawej nodze i wówczas uraz wyglądał poważnie. – Grałem z bandażem, nie mogłem używać prawej i musiałem nauczyć się posługiwać lewą. Takie były czasy. Wkrótce trenerzy zaczęli mnie wystawiać po lewej stronie, bo przestało dla mnie mieć znaczenie, z której zagrywam. Mnóstwo treningów z dośrodkowaniem miałem w Wiśle za trenera Kasperczaka. Z kolegami zostawaliśmy po zajęciach – tłumaczył 11 lat temu.

Obiema nogami bardzo dobrze grał także inny reprezentant Polski, obrońca Marek Koźmiński. Srebrny medalista igrzysk olimpijski z Barcelony i uczestnik mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii, wielokrotnie podkreślał, że doszedł do tego wyłącznie ciężką pracą, tysiące razy kopiąc piłkę słabszą nogą. Lewy obrońca wyćwiczył ją tak dobrze, że wykonywał stałe fragmenty.

Zamykać usta

Do Kosowskiego i Koźmińskiego Szotowi brakuje bardzo dużo. Jest to jednak zawodnik, który nie boi się pracy i nie grymasi, gdy nie gra, co bardzo ceni trener Radosław Sobolewski. Gdy w piątek okazało się, że wystawił Szota na lewej obronie, a Krzyżanowski siedzi na ławce, wśród kibiców Wisły pojawiło się zdziwienie, a nawet negatywne komentarze. – Staram się nie czytać i nie słuchać opinii osób z zewnątrz. Najważniejsze jest to, co wie trener, który widzi, jak ja i inni zawodnicy się prezentują. Czasem dany piłkarz i ustawienie są wybierane pod konkretnego przeciwnika. Raz jest potrzebny ten zawodnik, innym razem drugi. Trener uznał, że w tym spotkaniu dobrze się spiszę na lewej obronie i dość fajnie się pokazałem. Mam nadzieję, że częściej będę zamykał usta różnym „ekspertom”.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus