Kulczyccy od pokoleń grają z sukcesami

– Każdy sportowiec i trener marzy o występie olimpijskim. U nas jest podobnie, z tym że tenis stołowy jest dyscypliną zdominowaną przez Azjatów – mówi Szymon Kulczycki


Rozmowa z Szymonem Kulczyckim, byłym tenisistą stołowym, a obecnie trenerem.

W Europie chyba nie ma drugiej tak pozytywnie zakręconej rodziny na punkcie tenisa stołowego. Kilkoro Kulczyckich było mistrzami Polski, w drużynach ligowych grało 13, a zajmowało się tym sportem około 20.

Ojciec Samuela, Alana i Wanessy Kulczyckich, mistrzów kraju w różnych kategoriach wiekowych, zapragnął, by wszystkie dzieci były pingpongistami?

Szymon KULCZYCKI: – Myślałem, że Wanessa pójdzie w ślady żony Kingi, uzdolnionej muzycznie, która wraz ze swoim tatą śpiewała. Teść grał jeszcze na akordeonie na różnych uroczystościach. Chcieliśmy, aby Esia tańczyła, jednak dość szybko zrezygnowała i tak jak bracia zajęła się tenisem stołowym. U nas w domu ten sport jest tematem numer jeden, ciągle o nim rozmawiamy.

Ojciec zaszczepił pasję do sportu

Wszystko zaczęło się od pańskiego ojca, Ryszarda Kulczyckiego?

Szymon KULCZYCKI: – Tata ma 82 lata, a od pół wieku jest prezesem Lubuskiego Okręgowego Związku Tenisa Stołowego. Rysio jest zafascynowany naszą dyscypliną, m.in. napisał kilka książek historycznych i o nauczaniu gry. W ping-ponga grało jego dwóch braci, a następnie moje trzy siostry z pierwszego małżeństwa ojca. Medalistami MP, w tym złotymi, byli m.in. mój brat Łukasz, a także Kamila, córka jednego z braci Rysia. Kuzyn Radek do tej pory występuje w niższej lidze niemieckiej. Muszę dodać, że pierwsza żona taty, a także nasza mama także były zaangażowane w tenis stołowy. Zdarzyło się, że w jednym sezonie na najwyższym stopniu podium MP stanęli: Wanessa w żaczkach, Alan w kadetach oraz Samuel w młodzieżowcach i seniorach.

Duma mnie rozpierała. Na 12 złotych medali do zdobycia w singlu, moje dzieci wywalczyły aż 4. A przecież sięgnęły wtedy także po krążki z najcenniejszego kruszcu również w innych konkurencjach, Wanessa w deblu, Alan w mikście i drużynówce, a Samuel w młodzieżowcach w rywalizacji zespołowej i w seniorskiej grze mieszanej.

Po urodzeniu dzieci otrzymywały pod poduszkę rakietki?

Szymon KULCZYCKI: – Nie, prezenty były przygotowywane na pierwsze urodziny. Miały do wyboru małe przedmioty m.in. różaniec, kieliszek, rakietkę i długopis. Już nie pamiętam dokładnie, kto po co sięgnął, ale chyba rakietki, bo jak widać wszyscy grają na fajnym poziomie.

Pracowity i ambitny

W rodzinnych turniejach pingpongowych nie mielibyście sobie równych na całym kontynencie.

Szymon KULCZYCKI: – Pewnie tak, ale ciężko byłoby się nam zebrać i pojechać wspólnie w jedno miejsce. W Gorzowie Wielkopolskim, gdzie mieszkamy, była taka impreza, ale stwierdzono, że nie możemy raczej grać razem, bo jesteśmy za mocni. Dlatego potrenowała trochę małżonka i zagrała z Waneską.

Jakim zawodnikiem był Szymon Kulczycki?

Szymon KULCZYCKI: – Raczej przeciętnym. Doszedłem do poziomu 2. ligi niemieckiej i polskiej superligi, ale w naszej najwyższej klasie było wielu zawodników, którzy w niej byli… Na zapleczu Bundesligi miałem bardzo pozytywny bilans meczów, lecz pewnego szczebla nie byłem w stanie przeskoczyć. Jako młody chłopak próbowałem sam się rozwijać, byłem niesamowicie ambitny i zawzięty. Za mało treningów miałem w Gorzowie, dlatego jeździłem do Zielonej Góry. Na miejscu okazywało się, że akurat nie miałem z kim poćwiczyć. Nie zniechęcałem się, tylko próbowałem dalej.

Najgłośniejsze nazwiska, które pan pokonał?

Szymon KULCZYCKI: – Z pewnością taką osobą był pochodzący z Serbii Zoran Kalinić, mistrz świata i 3-krotny mistrz Europy w deblu z lat 80. i 90. Byłem od niego sporo młodszy, lecz to nie miało znaczenia. Wygrałem z nim podczas zawodów klubowych TT Inter Cup. Kiedyś miałem też okazję zmierzyć się, a może i pokonać legendarnego Szweda Jana-Ove Waldnera. Byłem w dobrej formie i wiedziałem, że mogę trafić na niego w Drużynowym Pucharze Niemiec tzw. drugiej kategorii. Waldner miał dostać mnóstwo pieniędzy za występ, tymczasem nie pojawił się przy stole.

Teraz trener

Na co dzień trenuje pan Wanessę, zaś z Alanem i Samuelem ma pan rzadszy kontakt?

Szymon KULCZYCKI: – Właśnie skończyliśmy trening z 13-letnią Wanessą. Ze mną ćwiczy też 17-letni Alan. Dzięki prezesowi PZTS Dariuszowi Szumacherowi mają też możliwość podnoszenia umiejętności w Ośrodku Związku im. Andrzeja Grubby w Gdańsku. Alan czasem jeździe na treningi z młodymi zawodnikami do niemieckiego Ochsenhausen, gdzie na stałe jest Samek. W Lotto Superlidze Alan występuje w Oxynecie Jarosław, więc pojawiam się na meczach tej drużyny, pomagając Kamilowi Dziukiewiczowi. W Jarosławiu ma najlepszy trening, kiedy przyjeżdżają obcokrajowcy na mecze ligowe, jak Nigeryjczyk Aruna, Chorwat Gacina, Słowak Pistej, czy Ukrainiec Żmudenko. A jeśli Samuel potrzebuje mojego wsparcia, udaję się do Ochsenhausen. Zresztą cały czas jestem też zawodnikiem jednego z niemieckich zespołów, więc często bywam w tym kraju.

W poprzednim tygodniu prowadził pan treningi w Lublinie.

Szymon KULCZYCKI: – Kiedy dzieci mają zapewniony odpowiedni trening, mogę sobie pozwolić na dodatkową pracę. Jeżdżę do znajomego do Lublina, by przez kilka dni pomóc uzdolnionej grupie, w której są m.in. Maja Łakoma, Olaf Glanert, Olaf Cyrankiewicz i jeszcze inni. W ogóle lubię pracować jako trener, chociaż z doświadczenia powiem, że łatwiejsza jest współpraca z mężczyznami niż kobietami. Gorzovia miała pingpongistów w superlidze i pingpongistki w ekstraklasie, czyli obydwa teamy w najwyższych klasach. Prowadziłem gorzowskie zespoły. A tak na marginesie, do dziś naszą bazą jest hala, w której kiedyś były miejski basen i łaźnia. Ojciec zadbał o to, aby budynek wyremontować i służył pingpongistom.

Azjaci królują

Pańskie dzieci na podium igrzysk olimpijskich to całkiem realne czy mało prawdopodobne?

Szymon KULCZYCKI: – Każdy sportowiec i trener marzy o występie olimpijskim. U nas jest podobnie, z tym że tenis stołowy jest dyscypliną zdominowaną przez Azjatów. Europejczykom znacznie trudniej o wielkie osiągnięcia. My, Kulczyccy, nastawieni jesteśmy na ciężką pracę i kto wie, może kiedyś ktoś zagra i zdobędzie medal w igrzyskach. A jak nie za 10-20 lat, to może za 100 lat jakiś nasz potomek zostanie mistrzem olimpijskim. Najważniejsze jednak, abyśmy zawsze kochali tenis stołowy tak, jak dziś go kochamy.

Samuel, Alan i Wanessa różnią się pod względem charakteru?

Szymon KULCZYCKI: – O, tak, zdecydowanie. Najspokojniejszy i najbardziej ułożony jest najstarszy, 21-letni Samuel. Większy temperament ma Alan. Poza tym już wykazuje predyspozycje trenerskie, prowadząc ze mną zajęcia z dziećmi. Ma dobre podejście do nich, szybko wyłapuje mankamenty. Esia jest jak jej mama, pracowita, grzeczna, wesoła.

Miał pan wybór sportu?

Szymon KULCZYCKI: – Był taki moment, że zafascynowałem się lekkoatletykę, ale to też dlatego, że ojciec lubił „królową sportu”. Bardzo szybko biegałem na dystansach sprinterskich, miałem dobre wyniki w skoku w dal. To było na przełomie lat 80. i 90., podziwiałem m.in. Carla Lewisa i Bena Johnsona. Jednak ostatecznie wróciłem do treningów tenisa stołowego, to moja dyscyplina na całe życie.

Rozmawiał JJ


Fot. tt-kharkiv.com