Tomasz Foszmańczyk: Jesteśmy mocniejsi niż jesienią!

Rozmowa z Tomaszem Foszmańczykiem, kapitanem Ruchu Chorzów.


W niedzielne popołudnie wygraliście 2:0 w Suwałkach. Jakie wrażenia po tym najdalszym wyjeździe w sezonie?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nieprzespana noc (uśmiech). Ciężko po podróży się zebrać, ale wiadomo, że regeneracja jest łatwiejsza, gdy się wygrywa mecz. W poniedziałek wszyscy chodzili do tyłu, mieliśmy wolne, a od wtorku wróciliśmy do treningów.

Z perspektywy widza gra Ruchu na tle II-ligowca z szerokiej czołówki, praktycznie nieprzegrywającego na swoim stadionie, wyglądała bardzo budująco. Czy z boiska również?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Oprócz jednego momentu, w którym „Bielu” (Jakub Bielecki – dop. red.) popisał się świetną interwencją, mecz generalnie przebiegał pod naszą kontrolą. Graliśmy bardzo solidnie. Fajnie, że trafiliśmy z formą. Wigry mogły nam podyktować dużo cięższe warunki, a radziliśmy sobie z nimi z niezłym skutkiem. U siebie są mocne, a na konferencji trener Mokry powiedział, że zagrały najsłabsze spotkanie w tym roku. Wychodzę z założenia, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, dlatego traktuję to jako duży komplement dla naszej drużyny.

Wpisał się pan na listę strzelców pięknym lobem. Rzeczywiście tak chciał pan uderzyć?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Chciałem, chciałem! Gdyby ktoś zaglądał na nasze treningi, to by wiedział, że często zdarza mi się próbować. No bo jeśli się na treningu nie próbuje, to w meczu też nie wyjdzie. Zamierzałem trafić trochę bardziej po „długim” rogu, wyszło w środek, ale zmieściłem! Miewam takie momenty, że nawet niepotrzebnie szukam „wcinek”. Podejrzewam, że gdybym zrobił to na treningu, to by nie wyszło, bo sytuacja była nieoczywista, dosyć ryzykowna – tym bardziej przy dwóch tak rosłych obrońcach, którzy nabiegali. Ale chyba się przestraszyli, nie wiedzieli, co się będzie działo. Źle interweniowali, a bramkarzowi wzrost nie pomógł, bo nie jest zbyt wysoki, ale to już nie nasza sprawa. Fajnie, że to wyszło i po tej bramce mogliśmy już grać trochę spokojniej, oddać pole Wigrom. Bardzo mądrze się cofnęliśmy. Potem, na ostatnie 25 minut znowu coś zmieniliśmy, przejęliśmy inicjatywę, ruszyliśmy wysokim pressingiem. Dużo było w tym meczu z naszej strony smaczków taktycznych. Bardzo sprawnie przechodziliśmy z jednego ustawienia w drugie. Fajnie to „wypaliło’.

Choć sezon chyli się już ku końcowi, Łukasz Janoszka rozegrał dotąd wszystkie mecze, pan opuścił tylko jeden – i to z powodu kartek. Chorzowscy nestorzy trzymają się mocno!
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Trzeba się cieszyć, że zdrowie dopisuje. Wiadomo, że jesteśmy też odpowiednio prowadzeni. Nie musimy w niektórych momentach robić tylu powtórzeń, co młodsi koledzy. Nie chcę powiedzieć, że ktoś na nas chucha i dmucha, bo tak nie jest, ale ludzie wracający po kontuzjach czy mający już swój wiek, doświadczenie, nie wszystkiego potrzebują. Jeśli jest doświadczony sztab trenerski, to potrafi to wyłapać. Myślę, że każdy z nas czuje się bardzo dobrze fizycznie. Tlenu i pary podczas meczów na pewno nam nie brakuje. Jest wręcz odwrotnie – początki mamy spokojniejsze, a drugie połowy lepiej wyglądają.

To trochę odwrotnie niż jesienią. Czujecie się silniejsi niż w poprzedniej rundzie?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Wtedy graliśmy ładniej dla oka – to na pewno. Ale siłą rzeczy trzeba wkalkulować, że to runda rewanżowa i liczą się punkty, a nie styl. Wcześniej graliśmy z większą fantazją, teraz jesteśmy bardziej wyważeni. Gramy w bardziej doświadczony sposób. Dlatego sądzę, że jesteśmy lepszym zespołem.

Między słupkami wysoką dyspozycję utrzymuje niezmiennie Jakub Bielecki. Co powie pan o młodszym koledze?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Już nam tyle razy w tym sezonie ratował skórę… Wiadomo, że nie ma podczas meczów zbyt wielu okazji do interwencji. Cały czas jest jednak skoncentrowany i chwała mu za to. Oby tak dalej. Już dawno nie miałem za plecami takiego bramkarza, który ratowałby nas w tylu sytuacjach, wyciągał nas z takich opresji. Cały zespół pracuje na to, by miał jak najmniej do roboty i nieźle to wychodzi, ale w momentach, gdy ktoś popełni błąd albo – jak w Suwałkach – przeciwnik świetnie rozgrywa stały fragment, to nas ratuje. Super mieć takiego gościa w bramce.

Gdy przed trzema laty wracał pan na Cichą, Bielecki był w hierarchii bramkarzy daleko, wypożyczano go do IV ligi. Szok, na jaki poziom wskoczył?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Nie jestem zdziwiony, że tak broni. Jeszcze gdy był wypożyczony do Świętochłowic, przychodził do nas na niektóre treningi i od razu było widać, że ma coś w sobie. Chłopaków w szatni pytałem wręcz zdziwiony, co to za bramkarz. Wtedy widziałem po nim, że musi popracować fizycznie, ale grę nogami miał na wysokim poziomie, do tego duży spokój na linii. Wypożyczenie do „Skałki” miało być kontynuowane, ale rozmawialiśmy ze sztabem, z trenerem Beretą, że jesteśmy pod wrażeniem, jak Kuba się spisuje. Dlatego cieszę się, że została podjęta decyzja o jego pozostaniu. Chłopak na tym skorzystał, a był jeszcze wtedy młodzieżowcem – no i korzysta dalej cały Ruch. Zrobił niesamowity progres, sam fakt regularnej gry dodał mu pewności, ale umiejętności było widać natychmiast.

W Suwałkach wygraliście dzięki jego interwencjom, ale też bramce i asyście Piotra Stępnia. Miał pan obawy, jak poradzicie sobie bez pauzującego za kartki Daniela Szczepana?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Piotrek zagrał bardzo dobre spotkanie. Myślę, że to był jego najlepszy dzień, odkąd trafił do Ruchu – i nie mam tu na myśli samych meczów, ale też treningi, podczas których też jego forma nie była taka, jakiej by sobie na pewno życzył. Super, że występ w Suwałkach tak mu wyszedł. To doda mu pewności. Miałem obawy, że „Szczepka” zabraknie. Raz, że wiosną sporo strzela, a dwa – po prostu pracuje dla zespołu. Jechaliśmy na ciężki mecz, ale – jak się okazało – Piotrek wypadł bardzo dobrze i trener Skrobacz ma ból głowy, co zrobić. Sam jestem ciekaw.

Na środku obrony zadebiutował Rusłan Zubkow. Jak Ukrainiec wprowadził się do zespołu?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Wejście do szatni miał dobre. Wiadomo, że każdemu nowemu pomagamy, a w obecnej sytuacji piłkarzom z Ukrainy – tym bardziej. Współczucie, empatia, jest w nas duża. Każdy chce wesprzeć, sprawić, by jak najszybciej się zaaklimatyzował. Uważam, że w Suwałkach zagrał naprawdę niezłe spotkanie – tym bardziej zważywszy, jak krótko jest z nami. Siłą rzeczy w tak zestawionej defensywie grał pierwszy raz. Podobało mi się, jak się wzajemnie z chłopakami asekurowali. Fakt faktem, że w jednej sytuacji rywal go „nawinął”, ale błędów nikt z nas się nie ustrzega, a najważniejsze, że obyło się bez straty bramek. Język ukraiński nie jest aż tak zbliżony do naszego, nie jest to proste, ale Rusłan bardzo dobrze mówi po angielsku. Nie ma żadnego problemu, dogadujemy się. Wydaje mi się, że lubi spędzać czas w klubie; że podoba mu się to, co się w Ruchu dzieje i też jest w to wszystko zaangażowany.

Chojniczanka, Ruch, Motor Lublin… Zespoły walczące o I ligę praktycznie nie gubią wiosną punktów. Można być tym zdziwiony?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Widać, że wszyscy są mocno nastawieni na punktowanie. To nie są kanonady. Motor praktycznie wszystko wygrywa różnicą bramki, Chojniczanka miewa trudne momenty w meczach, ale wyciąga wyniki. To doświadczony zespół i nie dziwi mnie, że punktuje regularnie. Nauczył się tej ligi. Jestem pozytywnie zaskoczony tą rywalizacją. Można to porównać do tego, co widzimy w ekstraklasie. Trzy zespoły walczą o mistrza, gdziekolwiek pojadą, to wygrywają przekonująco.

Jest szansa, że jedynym na jakiś czas barażem w Chorzowie pozostanie ten… kadry ze Szwecją na Stadionie Śląskim?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Będziemy o to walczyć! Mam nadzieję, że uda się dogonić Chojniczankę i finalnie to my skończymy na 2. miejscu, bo na 1. już nie mamy szans. Liczę, że grą i kolejnymi zwycięstwami, zaatakujemy tę 2. pozycję. Ale jeśli Ruch znajdzie się w I lidze poprzez baraże, to również nie będę narzekał!

W sobotę podejmiecie ostatniego w stawce Sokoła Ostróda. Przed pierwszym gwizdkiem tabelę trzeba odłożyć na bok?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Jeśli ktoś myślałby już o Wielkiej Sobocie i wyjeździe na Stal Rzeszów, na pewno by nam to nie pomogło. Nie dopuścimy do tego! Bo co nam da wyjazd do Rzeszowa, jeśli stracimy punkty z Sokołem? Dlatego nie trzeba się specjalnie mobilizować. To tak samo ważny mecz, jak każdy – też warty 3 punkty. Nie patrzmy na to, kto przyjeżdża i po co, tylko skupmy się, by potwierdzić dobrą formę, cały czas ją podtrzymywać.

30 czerwca wygasa pański kontrakt. Czy to już moment, by pytać, co dalej?
Tomasz FOSZMAŃCZYK:
– Jesteśmy z klubem po wstępnych rozmowach. Koncentrujemy się przede wszystkim na tym, by wygrywać mecz za meczem. Myślę, że za niedługo dojdzie do finalizacji, ale zbyt ważne momenty są przed nami na boisku, by mocno wybiegać teraz w przyszłość.


Na zdjęciu: Kapitan „Niebieskich” nie traci wiary w prześcignięcie Chojniczanki i bezpośredni awans do I ligi.
Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus