Turniej Czterech Skoczni. Lindvik górą w kwalifikacjach

 

Turniej Czterech Skoczni przeniósł się z Niemiec do Austrii. Do końca pozostały cztery skoki. Wielki finał w poniedziałek w Bischofshofen. Najpierw jednak Innsbruck, gdzie rok temu najlepszy, jak zresztą na każdej z czterech skoczni, był Ryoyu Kobayashi. Przed konkursem w Innsbrucku również to on jest najbliżej wygranej w całym cyklu, ale jego przewaga nie jest aż tak duża, jak mogłoby się wydawać.

Lindvik błysnął w kwalifikacjach

Nie wygrał też kwalifikacji do sobotniego konkursu, 130 metrów to było zbyt mało, aby pokonać rywali, wobec czego reprezentant Japonii był piąty. Wygrał je po skoku na 131,5 metra Marius Lindvik, triumfator z Garmisch – Partenkirchen, gdzie po raz pierwszy w karierze zwyciężył w zawodach Pucharu Świata. W piątek o 2,1 punktu wyprzedził drugiego Stefana Krafta, który lądował metr dalej. Trzeci, ze stratą czterech punktów do Norwega, był w kwalifikacjach Karl Geiger ze 131,5-metrowym skokiem, a ex aequo z nim Philipp Aschenwald z próbą o pół metra krótszą.

W treningach najlepszym z Polaków był Dawid Kubacki – najpierw piąty, kilkadziesiąt minut później siódmy. W kwalifikacjach osiągnął solidne 127 metrów, co zaraz po skoku dało mu prowadzenie. Ostatecznie zakończył na 6. lokacie, najlepszej z grona biało – czerwonych.

Z dobrej strony w kwalifikacjach pokazał się też Piotr Żyła. Daleki na 131 metrów skok dał mu w piątek 9. miejsce. Na 18. pozycji sklasyfikowano po skoku na 123 metr Kamila Stocha. Nie jest to jego Turniej. Po wygranym w szwajcarskim Engelbergu konkursie był wymieniany w gronie faworytów niemiecko – austriackiego cyklu, ale tam w obu konkursach dwukrotny zdobywca Złotego Orła był dopiero na 19. miejscu. Taką samą lokatę zajmuje w klasyfikacji generalnej 68. Turnieju Czterech Skoczni.
Awans do konkursu uzyskało łącznie pięciu Polaków. Maciej Kot był 39. z rezultatem 117 metrów, a trzy metry bliżej lądował Stefan Hula i zajął 47. pozycję.

Końcówka roku na skoczni na pewno nie była udana w wykonaniu Jakuba Wolnego, który jak dotąd nie zdobył ani jednego punktu w tym cyklu. Kiedy w Oberstdorfie 24-letni skoczek zwycięsko wyszedł z pojedynku ze Stefanem Hulą, pojawiła się informacja o jego dyskwalifikacji. Powód – nieprzepisowy kombinezon. Dwa dni później w ogóle nie przebrnął przez kwalifikacje do noworocznego konkursu. Podobny scenariusz powtórzył w Innsbrucku, był 56., a 111 metrów to było zbyt mało, aby wystąpić na Bergisel.

Tak prezentują się pary KO z udziałem Polaków:

Dawid Kubacki – Daniel Huber
Piotr Żyła – Sondre Ringen
Kamil Stoch – Gregor Schlierenzauer
Maciej Kot – Markus Eisenbichler
Stefan Hula – Philipp Aschenwald

Różnice nie są duże

Wracając do kwestii przewagi Kobayashiego, przed konkursem w Innsbrucku to tylko 6,3 punktu nad Karlem Geigerem. A jak pokazał noworoczny konkurs – i Marius Lindvik – lidera Pucharu Świata można pokonać, więc na Bergisel wiele może się w sobotę wydarzyć.
Bilans po dwóch przystankach niemiecko – austriackiej imprezy jest następujący – Japończyk pierwszy w Oberstdorfie i czwarty w Garmisch – Partenkirchen, Niemiec za każdym razem tuż za zwycięzcą, dwukrotnie drugi.

Za nimi Dawid Kubacki, który również cały czas jest w grze o najważniejsze trofeum, co zawdzięcza dwóm trzecim miejscom, a strata mistrza świata z normalnej skoczni w Seefeld do Kobayashiego nie jest duża – 8,5 punktu. Jednak to nie pierwszy raz, kiedy Kubacki na Bergisel skacze jako trzeci skoczek klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni – właściwie już trzeci raz z rzędu. Jednak w Innsbrucku w ostatnich dwóch sezonach zajmował miejsca w drugiej „dziesiątce”.

Kilka dni temu w Garmisch – Partenkirchen zamknął najlepszą dziesiątkę kwalifikacji. W konkursie pokazał moc, doleciał do podium. Teraz był szósty i stać go na to, aby w sobotę powtórzył podobny scenariusz.