Ucieczka spod topora

Wygrywając we Włoszech biało-czerwoni zapewnili sobie awans do mistrzostw Europy, które na początku przyszłego roku odbędą się w Niemczech.


Powiedzenie, że prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą doskonale pasuje do tego, co w czwartek wydarzyło się we włoskim Vigevano. Debiutujący w roli selekcjonera Marcin Lijewski zanotował zwycięstwo, zaś jego podopieczni postawili pieczęć na awansie do Euro 2024.

Trener to przewidział

Niewiele jednak brakowało, a jeden z naszych najlepszych zawodników w historii z pierwszego meczu w nowej roli miałby fatalne wspomnienia. Przez jego dłuższe fragmenty na prowadzeniu byli bowiem rywale i tylko błysk umiejętności oraz doświadczenie kilku zawodników sprawiły, że udało się wrócić do gry, a następnie wyjść na prowadzenie. Ostatnią syrenę biało-czerwoni przyjęli z uczuciem ulgi, ale i tańcem radości, bo niezależnie od wyniku niedzielnego (18.00) spotkania z Łotyszami w Ostrowie Wielkopolskim, nikt im nie odbierze 2. miejsca w grupie, oznaczającego udział w ME.

– Nie ukrywam, że wolałbym zagrać z rywalem, z którym nie mamy szans i z góry jesteśmy skazywani na porażkę – powiedział podczas pierwszego zgrupowania „Szeryf” i od razu wyjaśnił w czym rzecz: – Spoczywa na nas duża presja, bo to przeciwnik, z którym trzeba wygrać, a jest bardzo niewygodny. Zrobimy jednak wszystko, żeby ten debiut był udany – zapewnił selekcjoner i jego przewidywania okazały się słuszne.

Marrochi jak taran

Zestawienie wyjściowej siódemki nie było wielkim zaskoczeniem, choć nieco zastanawiać mogła obecność Piotra Jędraszczyka na środku rozegrania. Lukę po kontuzjowanych Szymonie Działakiewiczu na prawej połówce rozegrania oraz Janie Czuwarze na lewym skrzydle mieli wypełnić doświadczony Michał Daszek i czujący się coraz pewniej w reprezentacj Mikołaj Czapliński. Ponadto Lijewski liczył na „bomby” Szymona Sićki, szybkość i zwinność Arkadiusza Moryty, a za obronę miał odpowiadać Maciej Gębala.

Początek nie zapowiadał kłopotów. Pełna koncentracja i niezła skuteczność w ataku pozwoliły Polakom wyjść na 3-bramkowe prowadzenie, a pierwszoplanową postacią był Sićko. W miarę upływu czasu Włosi pozbyli się tremy i niesieni dopingiem zaczęli odrabiać straty. Szybka gra i składne akcje kończyły się rzutami na bramkę momentami bezradnego Adama Morawskiego. Zbierający pochlebne recenzje w Bundeslidze golkiper odbił tylko dwie piłki, a zapowiadane przez szkoleniowca wzmocnienie środka obrony, by zmusić rywali do rzutów ze skrzydeł, przy których „Loczek” spisuje się dobrze, nie przynosiło większych efektów. Czujący szansę pierwszego od ponad dwóch dekad awansu rywale rozkręcali się z każdą minutą, a ich motorem napędowym był Pablo Marrochi, który tylko do przerwy 5-krotnie pokonał Morawskiego. Miejscowi wykorzystywali nadarzające się sytuacje i po kwadransie było 7:7, a nasi mieli 6 karnych minut. Gdy w 25 minucie Marrochi trafił na 11:10, Lijewski zaprosił swych podopiecznych na rozmowę. Niewiele ona dała, bo rywale grali jak w transie i po pierwszej połowie znajdowali się w lepszej sytuacji.

As z rękawa

Po przerwie nasz selekcjoner założył okulary, a do bramki wpuścił Jakuba Skrzyniarza. To była bardzo dobra decyzja, bo były golkiper Górnika Zabrze zmobilizował kolegów do odrabiania strat. Trochę jednak trwało zanim Polacy złapali właściwy rytm, przez co Włosi byli na 2-3-bramkowym prowadzeniu. Sygnał do odrabiania strat dał w 45 minucie Syprzak, który na siedząco dobił rzut Daszka, a po 3. z rzędu trafieniu obrotowego PSG, biało-czerwoni złapali kontakt (23:22). W 52 minucie z kolei odpalił Damian Przytuła (26:26), który okazał się asem z rękawa, bo zdobywając 4 z 5 ostatnich bramek w tym spotkaniu przechylił szalę zwycięstwa na naszą stronę i zasłużenie odebrał nagrodę MVP. Do kapitana Górnika należało też wykończenie rozrysowanego przez szkoleniowca ataku pozycyjnego, po którym Włosi nie mieli już czasu na odpowiedź. Mogli żałować zmarnowanej szansy, bo eliminacje zakończą z 4 punktami i na Euro – jako jedna z czterech drużyn z 3. miejsca – raczej nie pojadą. My możemy się cieszyć, ale takich ucieczek spod topora wolelibyśmy unikać.

Włochy – Polska 29:31 (15:13)

WŁOCHY: Ebner, Volarevic – Arcieri, Bulzamini 1, Moretti, Marrochi 11/6, Parisini 1, Savini 3, Bronzo 6, L. Prantner, M. Mengon 2, Iballi 1, Dapiran 4, Bortoli, Manojlovic, M. Prantner. Kary: 10 minut. Trener Riccardo TRILLINI.

POLSKA: Morawski, Skrzyniarz – Moryto 4/2, Daszek 2, Jędraszczyk 2, M. Gębala 4, Sićko 6, Czapliński 1, Syprzak 7/2, Walczak, Bis, Przytuła 4, Komarzewski, Sroczyk 1, Paterek, Olejniczak. Kary: 16 minut. Trener Marcin LIJEWSKI.

Sędziowali: Marko Sekulić i Vladimir Jovandić (Serbia). Widzów 2400.

Przebieg meczu: 5 min – 1:4; 10 min – 4:5; 15 min – 7:7; 20 min – 9:10; 25 min – 11:10; 30 min – 15:13; 35 min – 18:16; 40 min – 22:19; 45 min – 23:21; 50 min – 26:25; 55 min – 28:28; 60 min – 29:31.

* Łotwa – Francja 19:38 (9:20)

Tabela grupy 8

  1. Francja 5 10 181:121
  2. Polska 5 6 153:139
  3. Włochy 5 4 146:147
  4. Łotwa 5 0 102:175

Na zdjęciu: Błysk i skuteczność Damiana Przytuły w końcówce spotkania zapewniły Marcinowi Lijewskiemu zwycięski debiut.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Krzysztof Porebski / PressFocus