W Bielsku-Białej obie strony z niedosytem

To był bardzo interesujący, szybki mecz, ale graczom obu zespołów nie udało się trafić do siatki.


Szkoleniowcy drużyny z Bielska-Białej zdecydowali się na zmianę wyjściowego ustawienia w stosunku do meczu z GKS-em Katowice. I to na dość newralgicznej pozycji, bo między słupkami.

Michal Pesković, który w sobotnim starciu przy Bukowej popełnił fatalny błąd, usiadł na ławce rezerwowych, a w wyjściowym składzie „górali” pojawił się Martin Polaczek. I już w pierwszej minucie słowacki golkiper musiał się wykazać. Tyszanie zaskoczyli bowiem gospodarzy szybką akcją i przed znakomitą szansą na zdobycie gola stanął Gracjan Jaroch. Przegrał jednak pomocnik GKS-u pojedynek z Polaczkiem.

Od pierwszych minut starcia pod Klimczokiem czuć było, że kibiców czeka dobre spotkanie. Tempo spotkania było bardzo wysokie i do przerwy to zespół gości był stroną przeważającą. Brakowało jednak podopiecznym trenera Artura Derbina konkretów w rozegraniu poszczególnych akcji. Im bliżej było bielskiej bramki, tym zawodnicy gości zachowywali się gorzej. Podobnie było tuż po przerwie, choć trzeba najpierw zaznaczyć stuprocentową sytuację, jaką miało Podbeskidzie.

Znakomicie na lewym skrzydle zachował się Goku Roman, który w prosty sposób ograł rywala i dostarczył piłkę w pole karne. Kamil Biliński umiejętnie ściągnął na siebie dwóch obrońców i futbolówka poszybowała wprost do Marko Roginicia. Trudno powiedzieć, co chorwacki napastnik chciał w tej sytuacji zrobić. Wystarczyło odpowiednio zaatakować piłkę głową, a Konrad Jałocha nie miałby najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Tymczasem Roginić próbował zagrać nogą i to była koszmarna w skutkach decyzja, bo piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką.

Niedługo potem futbolówka wylądowała w siatce Podbeskidzia. Najpierw było dośrodkowanie z rzutu wolnego, a następnie zgranie przed bramkę, gdzie znajdował się Nemanja Nedić. Środkowy obrońca z Czarnogóry nie miał większych problemów z tym, by trafić do siatki, ale arbiter asystent uniósł chorągiewkę w górę. Trzeba przyznać, że sędzia zachował rewolucyjną czujność, bo powtórki z VAR-u wykazały, że zdobywca gola znalazł się wręcz na centymetrowym spalonym. Podbeskidzie miało zatem w tej sytuacji sporo szczęścia.

Cały czas, obserwując to spotkanie, można było odnieść wrażenie, że coś się wydarzy. W miarę upływu czasu pojawiło się jednak zmęczenie i więcej błędów w obu zespołach, ale przeciwnik nie był w stanie tego wykorzystać. Ostatecznie oba zespoły podzieliły się punktami i pozostają bez zwycięstwa w nowym sezonie.

Należy jednak podkreślić, że zarówno Podbeskidzie, jak i GKS Tychy, pokazały we wtorek na Stadionie Miejskim przy ul. Rychlińskiego, że niebawem postarają się o to, by w najbliższym czasie wygrywać. Szczególnie z występu swoich ulubieńców powinni zadowoleni być kibice Podbeskidzia. Bo po raz pierwszy w tym sezonie „góralom” nie zabrakło sił i wytrzymali spotkanie do samego końca. W doliczonym czasie gry Giorgi Merebaszwili trafił w poprzeczkę…


Podbeskidzie Bielsko-Biała – GKS Tychy 0:0

PODBESKIDZIE: Polaczek – Mikołajewski, Kowalski-Haberek, Rodriguez – Gutowski, Scalet. Frelek, Roman (89. Wełniak), Gach (88. Milaszius) – Roginić (64. Merebaszwili), Biliński. Trenerzy Piotr JAWNY i Marcin DYMKOWSKI.

TYCHY: Jałocha – Połap, Nedić, Żytek, Wołkowicz – Janiak (69. Kozina), Paprzycki, Jaroch (69. Grzeszczyk), J. Piątek (76. Steblecki), Kargulewicz (57. Biel) – Malec. Trener Artur DERBIN.

Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Żółte kartki: Rodriguez, Scalet – Wołkowicz, Kargulewicz, J. Piątek.

Piłkarz meczu – Martin POLACZEK






Na zdjęciu: Martin Polaczek zastąpił Michala Peskovicia między słupkami bielskiej bramki. I spisał się bardzo przyzwoicie.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus