W Łodzi odezwały się stare demony

Raków nadal nie potrafi grać z ŁKS-em. Tym razem piłkarze przegrali w Łodzi. Dla ŁKS-u to delikatna osłoda, ponieważ gospodarze i tak już spadli do I ligi.

132 dni ŁKS czekał na zwycięstwo w lidze. Stawowy z kolei od sześciu lat, kiedy był jeszcze szkoleniowcem Cracovii. Było to również pierwsze zwycięstwo tego trenera w Łodzi w 10 spotkaniu. Łącznie w tych spotkaniach jego drużyna zdobyła cztery punkty. Wszystkie w meczach z Rakowem.

Można przedstawić jeszcze wiele statystyk dotyczących tego spotkania, ale jeden fakt jest niezaprzeczalny. Od trzech spotkań Raków jest już na urlopie i nie zamierza z niego wracać do sierpnia.

Jak w pierwszej lidze

W Łodzi odezwały się stare demony. Drużyna z Częstochowy dwukrotnie prowadziła, jednak ani razu nie byli w stanie utrzymać prowadzenia i w prosty sposób tracili bramki.

Złożyło się na to kilka czynników, jak chociażby nowe zestawienie defensywne przypominające raczej czasy pierwszoligowych starć Rakowa niż mecze ekstraklasy. Po raz pierwszy w tym sezonie na boisku pojawił się Andrzej Niewulis, który od początku tego sezonu zmagał się z urazami kolana. Szansę gry dostali także Kamil Kościelny wraz z Michałem Gliwą.

Cała trójka była ważnymi elementami zespołu w poprzednim sezonie. Lider defensywy, Tomasz Petraszek odpoczywał po trudnym spotkaniu w Zabrzu. Nawet na ławce zabrakło Jakuba Szumskiego i Frana Tudora, którzy również otrzymali trochę wolnego od gry. Brak tych trzech postaci jest aż nadto widoczny w poczynaniach Rakowa na boisku.

Pięć goli ŁKS-u

W pierwszych minutach można było pochwalić ekipę z Częstochowy, bo przypominała swoje najlepsze momenty tego sezonu. Nawet udało im się zdobyć gola, a w Łodzi mógł napisać się kolejny rozdział wspaniałej historii Przemysława Oziębały.

Po jego uderzeniu padła bramka. Jednak jak pokazały powtórki piłka odbiła się od Samu Corrala i to jemu zostało zapisane trafienie. Można nawet zażartować, że Hiszpan z Rakowem ustrzelił hat tricka, bo do samobójczego trafienia dołożył dwa gole strzelone już do właściwej bramki. W międzyczasie ekipa spod Jasnej Góry zdążyła stracić prowadzenie, a także je odzyskać.


Czytaj jeszcze: Corrida na pożegnanie


Kolejny gol to również dzieło przypadku i błędu, tym razem Macieja Wolskiego, który skierował piłkę do własnej siatki. Nie można się dziwić, że tylko gospodarze zdobywali gole. Raków przez całe spotkanie, grając dodatkowo duetem napastników zdołał oddać jeden celny strzał. Pod Jasną Górą nikt nie może się już doczekać Vladislavsa Gutkovskisa w wyjściowej jedenastce, który może odmieni bezproduktywność ataku Rakowa.

Szybki mecz i kończymy

Przed zespołem z Częstochowy ostatni mecz w tym sezonie. Na rozkładzie pozostało tylko, teoretycznie, domowe starcie z Wisłą Płock. Patrząc na ostatnie występy Rakowa chyba wszystkim jest na rękę jak najszybsze dokończenie rozgrywek i spokojne przygotowywanie się do nowego sezonu, podwójnie ważnego dla klubu.

Ekipa spod Jasnej Góry będzie wtedy obchodzić stulecie istnienia, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że rocznicę spędzą już przy Limanowskiego, gdzie lada dzień ruszą prace nad przebudową obiektu. Wtedy takie spotkania jak z ŁKS-em nie będą mogły już mieć miejsca.