Widzew – GKS Katowice 1:1. Hit na remis

Ten mecz awizowano jako hit całej drugoligowej jesieni, a dwie największe firmy w stawce przystąpiły do niego rozpędzone, mając na koncie serie pięciu zwycięstw i ośmiu występów bez porażki. Jako że wcześniej w Polkowicach punkty straciła Resovia, było jasne, że stawką będzie fotel lidera. Rangę tego wieczoru obniżył tylko fakt, że w „Sercu Łodzi” zabrakło kibiców z Katowic. W czwartek karę zakazu wyjazdowego z natychmiastowym rygorem wykonalności nałożył na nich PZPN. Nie zabrakło za to Marka Koniarka. – To człowiek, który jak nikt wiąże te dwa kluby – przedstawił znakomitego przed laty snajpera Marcin Tarociński, spiker Widzewa, a trybuny przywitały „Koniara” brawami i skandowały jego nazwisko.

Obawiano się piłkarskich szachów – sam Marcin Kaczmarek, trener łodzian, zapowiadał, że spodziewa się „bardzo taktycznego meczu” – zatem nic lepszego dla widowiska niż szybkie rozwiązanie worka z bramkami stać się nie mogło. Widzew objął prowadzenie w 8. minucie. Futbolowy los znowu zachichotał, bo do katowickiej siatki trafił Bartłomiej Poczobut – ten sam, który w GieKSie spędził poprzednie 1,5 sezonu, a w lipcu jego kontrakt – jak trzech innych zawodników – został rozwiązany po wydarzeniach z „rybnickiego wieczoru”, kończącego zgrupowanie w Rybniku. Doskonale odnalazł się w Widzewie, którego jest podstawowym zawodnikiem. Tej soboty zapisał na swoim koncie premierowe trafienie. Łukasz Kosakiewicz dośrodkował z rzutu wolnego, Poczobut doskoczył do odbitej przed pole karne piłki i płaskim strzałem, bez namysłu, zaskoczył Bartosza Mrozka. Katowicki licznik minut bez straconej bramki zatrzymał się na liczbie 404.

Gospodarze ruszyli na GieKSę, nie pozwalali jej swobodnie rozgrywać piłki, ale zagrożenie stwarzali głównie po stałych fragmentach. W 20. minucie katowickiego golkipera wyręczył… Arkadiusz Woźniak, który ekwilibrystycznie zatrzymał piłkę na linii po „główce” Daniela Tanżyny, wieńczącej centrę Kosakiewicza – tym razem z kornera.

Katowiczanie z minuty na minutę poczynali sobie pewniej, a impet łodzian ustawał. Wyrównanie padło po niespełna dwóch kwadransach. To był prezent, z którego też pewną sztuką było skorzystać. Jeden ze stoperów, Sebastian Zieleniecki, zbyt krótko zagrał do Wojciecha Pawłowskiego, w czym połapał się Dawid Rogalski i sprytnym lobem posłał piłkę do siatki. W pierwszej połowie goście mieli jeszcze dwie niezłe szanse, ale strzały Grzegorza Rogali i Kacpra Michalskiego nie miały prawa zaskoczyć Pawłowskiego. Na przerwę GieKSa musiała jednak udawać się z jasnym przekonaniem: – W „Sercu Łodzi” można wygrać!

Początkowe fragmenty drugiej połowy to coś zgoła odmiennego niż pierwsze minuty meczu. Widzew nie pressował już tak agresywnie czyhał na kontry, pozwalając grać podopiecznym Rafała Góraka, którzy mieli optyczną przewagę i cierpliwie budowali ataki pozycyjne. Szukali szansy, by zadać cios, pozwalający na wejście do panteonu – mocne słowo! – drużyn, które pokonały Widzew na jego nowym stadionie. Wcześniej udało się to tylko trzem drużynom: Finishparkietowi Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, ŁKS-owi Łomża oraz Olimpii Grudziądz. Klarowna okazja jednak nie nadchodziła. Z dystansu niewiele nad poprzeczką uderzył Kacper Michalski, po przeciwnej stronie boiska nieznacznie dwa razy mylił się Łukasz Kosakiewicz.

W ostatnim kwadransie łodzianie podkręcili tempo. Bartosz Mrozek popisał się piękną paradą po technicznej próbie wprowadzonego z ławki Christophera Mandiangu. Na murawie i trybunach zaiskrzyło, gdy Łukasz Wroński bezpardonowo przerwał też kontrę wyprowadzoną przez żwawego Kongijczyka, który w 88. minucie mógł zaliczyć asystę. Świetnie obsłużył Przemysława Kitę, ale ten z bliska spudłował, uderzając głową. To była piłka meczowa. Zawodnik urodzony 19 października mógł strzelić gola 19 października, w meczu rozpoczętym o 19.10… To by była historia.

Niezależnie od rezultatu ani trochę kontrowersyjną tezą nie jest ta głosząca, że sportowa odbudowa GKS-u zmierza we właściwą stronę. Jeśli nie zejdzie z tej ścieżki, pobyt na trzecim poziomie wcale nie musi trwać dłużej niż sezon. Kolejna wizyta w „Sercu Łodzi” już w pierwszej lidze? Tego życzyliby sobie jedni i drudzy. Zyskałaby też oczywiście sama marka zaplecza ekstraklasy. Na razie jednak – drugoligowa rzeczywistość. Za tydzień na Bukową zawita Pogoń Siedlce. Kolejny etap udowadniania, że warto polubić tę drużynę…

Widzew Łódź – GKS Katowice 1:1 (1:1)

1:0 Poczobut, 8 min
1:1 Rogalski, 29 min

Sędziował Marcin Kochanek (Opole). Widzów 17329.

WIDZEW: Pawłowski – Kosakiewicz, Zieleniecki, Tanżyna, Kordas (65. Pięczek) – Poczobut, Możdżeń (69. Radwański) – Mąka (75. Mandiangu), Kita, Gutowski (80. Ameyaw) – Robak. Trener Marcin KACZMAREK.

GKS: Mrozek – Michalski, Jędrych, Dejmek, Rogala – Gałecki, Stefanowicz – Kiebzak (71. Wroński), Błąd (80. Urynowicz), Woźniak – Rogalski (82. Rumin). Trener Rafał GÓRAK.

Żółte kartki: Pawłowski, Możdżeń – Gałecki, Błąd, Wroński, Jędrych.