Więzik: Rozglądać się na miejscu

Jakub KUBIELAS: Jak pan zareagował na propozycję powrotu do Podbeskidzia?

Grzegorz WIĘZIK: – Bardzo ucieszyła mnie taka propozycja ucieszyła. Miło jest po jakimś czasie wrócić z powrotem do gry. Piłka nożna kiedyś była moim zawodem, a do dziś jest wielką pasją. Trudno się nie cieszyć, skoro z powrotem wskakuje się na fajną karuzelę.

Od kogo usłyszał pan po raz pierwszy, że w klubie spod Klimczoka znów jest pan mile widziany?

Grzegorz WIĘZIK: – Nie chciałbym wchodzić w personalia. Najogólniej rzecz ujmując klub złożył mi propozycję pracy. Usiedliśmy do stołu, porozmawialiśmy i szybko się dogadaliśmy. Wiadomo, że jest klub i ktoś w tym klubie decyduje.

Po ponad trzech latach wrócił pan do „górali”. Na czym konkretnie będzie polegała pańska praca?

Grzegorz WIĘZIK: – To nie jest jeszcze do końca sprecyzowane. Przecież nade mną są ludzie, którzy decydują. Jest dyrektor sportowy, jest też Sławek Cienciała, który w charakterze skauta pracuje w klubie od dłuższego czasu. Musimy wspólnie usiąść i rozparcelować naszą pracę. Co, kto, gdzie i kiedy. Na pewno interesuje nas rynek Podbeskidzia jako region. Skoro jesteśmy klubem stąd, to chcielibyśmy współpracować z klubami z regionu. Dlatego, aby zrobić lepsze „sito”, choć wiadomo, że wszystkiego się nie wyłapie, bo to jest nierealne.

Co jednak nie zmienia faktu, że należy szukać wszędzie.

Grzegorz WIĘZIK: – Jest tak, że w wieku 16-17 lat dany zawodnik świetnie się rozwija, ale później może być różnie. Jeden zawodnik zatrzyma się w pewnym miejscu, a inny może wystrzelić nieco później. Nie ma reguły na to, że przyszedł Więzik do Podbeskidzia i od razu znajdzie jakiegoś rodzynka. Takie proste to nie jest i tak się nie da w tym fachu. Przecież niektóre kluby mają po 10 czy 15 skautów. Szukają wszędzie i jeżeli połowa ze znalezionych w ten sposób zawodników się sprawdzi, to już jest duży sukces.

Co pan porabiał w ostatnim czasie? Pod koniec 2017 roku przejął pan GLKS Wilkowice, które występowało wówczas w lidze okręgowej…

Grzegorz WIĘZIK: – Bawiłem się trochę w trenerkę. Przez pół roku. Przejąłem zespół, bo mnie o to poproszono. Powiem wprost. Prowadzenie drużyny w lidze okręgowej, czy nawet w A klasie, to nie jest taka prosta sprawa. Trzeba mieć zawodników z danego regionu. A ja trafiłem na zespół, gdzie praktycznie wszyscy byli z zewnątrz. W drużynie nie było ani jednego wychowanka. Wiadomo, że w takiej lidze o jakichś większych pieniądzach nie ma co mówić. Trzeba trafić na pasjonatów. Kiedy są tacy piłkarze, to nawet w grze pięciu na pięciu się angażują. Tego nie było. Wytrzymałem pół roku i wystarczy. Niemniej poznałem tam świetnych ludzi i cały czas mam tam dobry kontakt, bo warto takie kontakty mieć. Zawsze przecież ktoś może zadzwonić, aby przyjechać i pooglądać kogoś, kto w przyszłości będzie się nadawał do gry na wyższym poziomie.

Piąte w pierwszoligowej tabeli Podbeskidzie to chyba niezła pozycja wyjściowa do pracy?

Grzegorz WIĘZIK: – Oczywiście. Pierwsza liga jest tak chimeryczna, każdy z każdym może wygrać. W momencie można walczyć o wyższe cele, a za chwilę o utrzymanie. W tej lidze trzeba mieć trochę pokory.

Gdzie skieruje pan pierwsze kroki w roli skauta?

Grzegorz WIĘZIK: – Musimy zaczynać od regionu. Mamy przecież kilka fajnych miejsc. Ze Skoczowa wyszło paru fajnych chłopaków, a najlepszym przykładem jest Ireneusz Jeleń. Mamy też Górala w Żywcu, którego warto obserwować, jak również Rekord Bielsko-Biała. Najpierw należy sięgać po to, co jest na miejscu, a później można rozglądać się dalej.

Na zdjęciu: Grzegorz Więzik (z prawej) wraca do pracy w charakterze skauta Podbeskidzia.