Wisła Kraków. Strach przed własnym stadionem

Z hukiem do ziemi została sprowadzona Wisła. Po serii dobrych meczów krakowianie ulegli u siebie Lechii Gdańsk, choć w zespole są świadomi, że powinni byli spisać się lepiej.


Bezbramkowy remis z Górnikiem Zabrze i dwie wygrane z beniaminkami: Stalą Mielec (6:0) oraz Podbeskidziem Bielsko-Biała (3:0) – te wyniki wlały w drużynę trenera Artura Skowronka sporo optymizmu. Domowa porażka z Lechią 1:3 była dla „Białej gwiazdy” kubłem zimnej wody wylanym na głowę.

Wycisnąć więcej

– Oczywiście, że nie wszystko jest w porządku, wiedzieliśmy o tym – mówił po meczu Skowronek.

– We wcześniejszych meczach złapaliśmy rytm, który pokazaliśmy także dzisiaj. Było kilka dobrych momentów, ale byliśmy po prostu nieskuteczni. Widzę mankamenty, które trzeba poprawić i jesteśmy tego świadomi. Wierzę, że odpowiednio wykorzystamy najbliższe dni, żeby jak najlepiej wyglądać w meczu z Rakowem Częstochowa – przyznał szkoleniowiec, który jasno powiedział, że Wisła powinna z tego pojedynku wycisnąć więcej.

– To nie był łatwy mecz. Jako pierwsi zdobyliśmy bramkę, jednak na nasze nieszczęście goście zdołali szybko doprowadzić do wyrównania, a następnie strzelili kolejne gole, które zapewniły im zwycięstwo. Nam ta sztuka się niestety nie udała, ale taki jest futbol – podsumował krótko krakowski napastnik Felicio Brown Forbes, który nie będzie dobrze wspominał swojego występu z gdańszczanami – także dlatego, że w 22. sekundzie spotkania zmarnował wyśmienitą okazję na trafienie. Kostarykanin otrzymał jednak powołanie do swojej reprezentacji, tak samo zresztą jak inny napastnik Wisły, Czarnogórzec Fatos Beqiraj.

Liczby nie takie złe

Statystyki ofensywne Wisły wcale nie odbiegały od liczb Lechii. Krakowianie strzelali na bramkę rywala 16 razy, gdańszczanie 18, a współczynnik xG (gole oczekiwane) określający zsumowaną jakość podbramkowych sytuacji gospodarzy „wycenił” ich szanse na 1,99, co oznacza, że „Biała gwiazda” w teorii powinna zdobyć w tym spotkaniu dwa gole. Lechia xG miała na poziomie 2,29. Wisła przeważała z kolei w skuteczności dryblingów (20 z 21 było udanych! Lechia miała 11 z 20), a także w tempie i intensywności ataków, które miała nieco lepsze niż przyjezdni. O wyniku zadecydowały jednak błędy w obronie, których wiślacy popełnili zdecydowanie za dużo.

Dawid Abramowicz przy pierwszym golu nie pokrył Michała Nalepy, a przed trzecim trafieniem jak junior dał się wkręcić Omranowi Haydary’emu, który w obrębie pola karnego trafił potem w rękę Macieja Sadloka. Kapitan Wisły oprócz sprokurowanej bezpośrednio „jedenastki” strzelił także samobója, a pozostali do kwartetu – Michał Frydrych i Dawid Szot – również dalecy byli od swojej najlepszej formy, choć takich „byków” w obronie nie popełnili.


Czytaj jeszcze: Wszystko się posypało

Domowa beznadzieja

– Winę za stratę bramek ponosi cały zespół i nie można tylko skupiać się na Maćku. Każdemu zdarza się popełnić błąd, a rola pozostałej dziesiątki jest taka, żeby pomóc koledze z zespołu, aby nie dopuścić do straty bramki – bronił Sadloka Abramowicz, a w podobnym tonie wypowiedział się Forbes:

– Tworzymy jedną drużyną, wszyscy walczymy dla zespołu i wiem, że jest to odpowiednia postawa, która pomoże w zdobywaniu punktów

Co też warte uwagi w kontekście „Białej gwiazdy”, wszystkie porażki w tym sezonie zanotowała ona na własnym stadionie. Bilans ten nie kształtuje się pozytywnie. Przy Reymonta Wisła wygrała raz, a przegrała aż trzykrotnie. Poza domem krakowianie odnieśli jedno zwycięstwo i zanotowali trzy remisy, nie przegrywając jeszcze ani razu.


Na zdjęciu: Dla kapitana wiślaków Macieja Sadloka (z prawej) mecz z Lechią był bardzo pechowy…

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus