Wisła Płock. Cuda się zdarzają

„Nafciarze” w tym sezonie zdążyli już stoczyć się na dno, żeby chwile później wspiąć się na szczyt PKO Ekstraklasy. Po pierwszych meczach tego sezonu skazywano ich na porażkę, a teraz są rewelacją ligi.

– To, co się dzieje w ostatnim czasie, to niesamowita historia. Nie jest tak łatwo dźwignąć się, gdy jeszcze przed momentem byliśmy na dnie, i zacząć wierzyć w siebie oraz wygrywać – tak zaczął konferencję prasową po meczu Wisła Płock – Jagiellonia Białystok trener Radosław Sobolewski.

Z piekła do nieba

Jeszcze dwa miesiące temu w Wiśle zastanawiano się, jak wydostać się z ostatniego miejsca w tabeli. Porażka z Lechem Poznań 0:4 w 2. kolejce, odejście trenera Leszka Ojrzyńskiego, któremu udało się utrzymać drużynę w lidze sezon wcześniej i zdobyty zaledwie 1 punkt po 4 meczach. Takie okoliczności nie sprzyjały szybkiemu powrotowi na właściwe tory. Jednak odkąd w klubie pojawił się trener Sobolewski, który wcześniej nie prowadził samodzielnie żadnego zespołu, wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku. To dość zaskakujące, ale pod okiem niedoświadczonego szkoleniowca „Nafciarze” zaczęli grać bardzo mądrze. Co prawda pierwszy mecz nowego dowódcy to porażka z Piastem Gliwice, ale kilka dni później Wiśle udało się wygrać z mocną Pogonią Szczecin.

Nawet dotkliwa klęska 0:5 z Zagłębiem Lubin nie podłamała płocczan.

– Miło jest wygrywać, wygrywanie jest fajne i wtedy wszystko jest okej, ale ludzi się poznaje wtedy, gdy się przegrywa. Ja poznałem zachowania szerokiego grona ludzi, zwłaszcza po naszej porażce 0:5 w Lubinie – mówi Radosław Sobolewski. Ten mecz w pewien sposób zmienił drużynę Wisły. W kolejnym spotkaniu pokonali Legię Warszawa i od tego momentu nie stracili punktów. Wtedy też zaczęła formować się podstawowa jedenastka zespołu.

Za dużo snajperów

Pewnym „problemem” dla szkoleniowca stał się zbyt duży wybór zawodników na jedną pozycję. Świetnym przykładem są napastnicy. Ricardinho, Oskar Zawada, Olaf Nowak i Grzegorz Kuświk konkurują tylko o jedno miejsce w składzie. Na razie rywalizację wygrywa Brazylijczyk, drugi w hierarchii jest doświadczony Kuświk. Przed meczem z Jagiellonią trener Sobolewski zwrócił uwagę na ich rywalizację.

– Kogo musiałbym odstawić, żeby Olaf Nowak mógł grać? Rola pierwszego trenera polega na tym, że muszę wybierać. Wybór padł na tych, którzy aktualnie wygrywają. Więc zarówno Olaf, jak i Oskar Zawada muszą ciężko pracować i czekać na swoją szansę. Oczywiście, gdy ona przyjdzie, muszą ją wykorzystać – mówił szkoleniowiec.

Furman i spółka

To, o czym wspomniał trener, czyli konsekwencja w wyborze zawodników, którzy dają zwycięstwa, jest dość dużym składnikiem w mieszance, która daje bardzo dobre wyniki. Gdy swoje szanse dostawali Suad Sahiti, Piotr Tomasik, Jakub Rzeźniczak, czy Ricardinho wykorzystywali je i zostali w składzie na dłużej. Odwdzięczają się trenerowi dobrą grą i jeżeli do końca sezonu tak to będzie funkcjonowało, ciężko będzie znaleźć zespół, który Wisłę Płock pokona bez problemu. W drużynie nie ma słabych ogniw, a są wyróżniające się jednostki, np. Dominik Furman. Bez niego zespół nie wyglądałby tak samo, co pokazał ostatni mecz z Jagiellonią. Pewne przechwyty w środku pola, spokój w wyprowadzeniu piłki i fantastycznie wykonywane stałe fragmenty gry. Każdy klub ekstraklasy marzy o takim pomocniku, który w tym sezonie ma na koncie 4 bramki i 4 asysty.

Na zdjęciu: Dominik Furman (na pierwszym planie) to pierwszoplanowa postać lidera z Płocka.