„W Katowicach spodziewam się wszystkiego – i uścisków, i bluzgów”

Na portalach społecznościowych i katowickich forach internetowych proszono, by… nie kontaktować się z panem, a pan nie kontaktował się z nikim z Katowic przed sobotnim spotkaniem GieKSy z Rakowem Częstochowa.
Wojciech CYGAN: Słyszałem o tym zakazie zbliżania się wszystkich ludzi związanych z Katowicami ze mną z obawy przed zdemontowaniem, czy może tylko psychicznym ich rozmontowaniem przed sobotą. Czytałem, że nie mogę pójść na obiad z prezesem Janickim. Nie powinienem dzwonić do znajomych z Katowic. Tylko cóż mam na to powiedzieć?

 

To pana zdaniem objaw paniki w bardzo trudnej sytuacji dołującego zespołu, który niespodziewanie słabo spisał się Suwałkach ulegając przeciętnym, broniącym się przed spadkiem Wigrom?
Wojciech CYGAN: Osiem lat jestem w piłce nożnej, więc niewiele mnie może jeszcze zaskoczyć. Różnych scenariuszy mogę się spodziewać. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że wiele będzie zależało od wyniku w sobotę. Jeśli GieKSa wygra, to będę pozytywnie odbierany. Ludzie będą się do mnie uśmiechać, podadzą mi rękę. W odwrotnej sytuacji zostanę negatywnie przywitany. Mogą być bluzgi, będą na mnie psy wieszane, zapewne będę słyszał okrzyki, że przeze mnie coś się nie udało. Nie wymagam szacunku, bo on się głównie należy ludziom, którzy ze mną współpracowali w Katowicach, ale proszę o logiczne spojrzenie na rzeczywistość dookoła.

 

Jakkolwiek by patrzeć, bilans pana pracy w GKS-ie jest zdecydowanie dodatni. Mam na myśli głównie kwestie organizacyjne. Udało się panu zlikwidować horrendalne zadłużenie klubu, zbudować klub w pełni sprawny organizacyjnie, postawić go na zdrowych nogach, choć sportowo nie udało się wrócić na szczyt klubowej piłki.
Wojciech CYGAN: Siedem i pół roku pracowałem w Katowicach. To był dla mnie ogromny zaszczyt, móc pracować dla tego klubu i reprezentować podmiot tak ważny zarówno dla społeczności lokalnej, jak i w skali ogólnopolskiej. Rzeczywiście ten bilans chyba mogę ocenić pozytywnie. Do dzisiaj śledzę na bieżąco losy klubu, spółki, ludzi w niej pracujących, zawodników, ale sobotni mecz nie wywołuje u mnie jakiegoś dodatkowego bodźca, bo pracuję już w zupełnie innym miejscu, dla kogoś innego.

 

Pan, fizjoterapeuta Wojciech Herman, czy zawodnicy Damian Michalik, Igor Sapała, Mateusz Zachara, stanowicie potężny desant z Katowic pod Jasną Górą. To przed sobotnimi derbami na Bukowej niesie dla was dodatkowy ładunek emocji?
Wojciech CYGAN: Nie w emocjach jest temat, bo na przykład dla „Zakiego” równie wielkie emocje byłyby w pojedynkach z Wisłą Kraków czy Górnikiem Zabrze, gdzie też występował. Jak już powiedziałem – przez kilka lat pracowałem w Katowicach, mam sentyment do tego klubu i jestem przekonany, że wykaraska się z problemów. Wierzę, że zespół skoncentruje się, będzie rozgrywał dobre mecze, zacznie wygrywać, zacznie punktować, ale życzę tego GKS-owi dopiero po sobocie. Niech wygrywa w pozostałych jedenastu kolejkach do zakończenia sezonu.

 

Zaskoczyła pana porażka „GieKSy” w Suwałkach?
Wojciech CYGAN: Zdecydowanie tak, bo nie ukrywam, że liczyłem, iż wiosnę zacznie od zwycięstwa. Całe więc szczęście, że ze względu na przepisy prawne nie mogę obstawiać wyników u bukmacherów, bo byłbym bez pieniędzy. Bez względu jednak na wszystko jestem przekonany, że GieKSa wstanie z kolan i jeszcze pokaże na co ją stać, bo warunki ma ku temu.

 

Czym tak naprawdę różnią się kluby z Katowic i Częstochowy?
Wojciech CYGAN: Różnica jest między prywatnym właścicielem klubu, który ma ostatnie, wiążące zdanie, a klubem miejskim, jakim jest GKS. Inne jest więc w Katowicach zarządzanie, inne w Częstochowie, w klubie, którym tak naprawdę zawiaduje jego właściciel. Poza tym GKS jest klubem wielosekcyjnym, a Raków stawia głównie na piłkę.

 

Szampany z okazji awansu do ekstraklasy już mrożą się pod Jasną Górą?
Wojciech CYGAN: Spokojnie. Jeszcze sporo kroków do mety – tym bardziej, że sytuacja na szczycie pierwszoligowej tabeli jest specyficzna. Taką serię jak Raków ma i Mielec, i ŁKS Łódź, Sandecja Nowy Sącz. Te cztery zespoły nadają ton stawce, wygrywają mecz za meczem. My pamiętamy, że przed spotkaniem z Garbarnią byliśmy murowanymi pewniakami, dopisywano ma trzy punkty, a tylko zremisowaliśmy. Mamy w sobie wiele pokory. Cieszymy się z udanej inauguracji wiosny i chcemy do końca podtrzymać ten dobry pułap motywacji.

 

Wojciech Cygan (z lewej) przyjedzie na Bukową z sentymentem, bo wciąż ma tam wielu przyjaciół.
FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl