Wszystko wskazuje na Raków

Częstochowianie w niedzielę zmierzą się z Górnikiem Łęczna. Podopieczni Marka Papszuna będą zdecydowanymi faworytami spotkania.


Trudno w ogóle myśleć inaczej. Historia wskazuje, że owszem, Łęczna potrafiła zdecydowanie wygrać z Rakowem, co miało miejsce choćby w sezonie 1999/2000. Wówczas częstochowianie ulegli Górnikowi dwukrotnie na poziomie ówczesnej II ligi. Szczególnie bolesna była porażka w Łęcznej aż 0:5. Teraz jednak taki wynik nie wchodzi w grę.

Dziura na dziurze

Podopieczni Kamila Kieresia mają najgorszą defensywę w całej lidze. W 12 kolejkach stracili już bowiem 30 bramek, co jest wynikiem co najmniej złym. Rok temu w tym samym momencie rozgrywek podobny wynik osiągnęło Podbeskidzie Bielsko-Biała (29 goli straconych), co jak wiemy najpierw poskutkowało zwolnieniem Krzysztofa Brede, a później spadkiem z ekstraklasy.

W porównaniu do ówczesnej sytuacji „Górali” w Łęcznej panuje względny spokój. Nie ma na ten moment informacji, jakoby Kiereś miał zostać z klubu zwolniony. To daje mu sporo pewności, dzięki czemu szkoleniowiec ma czas, by wyciągnąć zespół z kryzysu, a ten jest spory. Nie chodzi nawet o fatalną grę w defensywie, ale również beznadziejny atak. Gdyby z zespołu Górnika „wyciągnąć” Bartosza Śpiączkę, to zespół z Łęcznej miałby na swoim koncie trzy bramki własnego autorstwa oraz samobójcze trafienie Michala Frydrycha w meczu z Wisłą Kraków. Nie jest to dobry prognostyk przed rywalizacją z wicemistrzem Polski.

Koncentracja to podstawa

Nie ulega wątpliwości, że Raków może w tym meczu pokazać dobrą grę w ofensywie. Częstochowianie są tuż za Lechem Poznań w klasyfikacji najbardziej bramkostrzelnych zespołów w lidze. Problem u podopiecznych Papszuna jest inny. Ostatnie dwa mecze – z Bruk-Betem Termalicą w lidze i KKS-em Kalisz w Pucharze Polski – pokazały, że częstochowianom w końcówkach brakuje spokoju. Rywale zdobywali w nich gole.

Choć w meczu z Bruk-Betem nie przełożyło się to na końcowe minuty, ponieważ arbiter zakończył po golu spotkanie, tak w Kaliszu było już groźniej. Gospodarze mogli w ten sposób wywalczyć dogrywkę, a w niej wszystko było możliwe. Częstochowianie więc muszą w spotkaniu z Łęczną wystrzegać się takiej niefrasobliwości i być skoncentrowani do samego końca.

Zostanie w Rakowie?

Kibice wicemistrza Polski bardziej niż o mecz z Łęczną martwią się o przyszłość klubu i Marka Papszuna. W momencie, gdy dni Czesława Michniewicza w Legii były policzone, to media podgrzewały atmosferę sugerując, że od stycznia trenerem stołecznej ekipy będzie szkoleniowiec Rakowa. Sam Papszun, jak i władze klubu twierdzą, że do tego nie dojdzie.



– Mamy wyznaczone cele, realizujemy je w miarę skutecznie, idziemy do przodu, klub się rozwija, zawodnicy też. Trener wydaje się, jest w dobrym środowisku, dobrze mu się pracuje w Częstochowie. Nie widzę powodów, żeby ta współpraca nagle, po wielu latach miałaby się skończyć tylko z tego powodu, że w Legii Warszawa, bardzo utytułowanym i silnym klubie, następuje jakieś przesilenie – stwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową prezes Rakowa, Wojciech Cygan.

Szkoleniowiec częstochowian najprawdopodobniej będzie pracował przy Limanowskiego co najmniej do końca tego sezonu. Wtedy także kończy się jego umowa z klubem. Raków nie będzie chciał się z nim rozstawać i zapewne zaproponuje Papszunowi nowy kontrakt. Potencjalna podwyżka, połączona z zapewnieniem mu dobrych warunków pracy może przekonać go do pozostania w Częstochowie. Trudno oczekiwać, by w Warszawie dostał tak duże zaufanie, jak w Rakowie, a tym bardziej dowolność w budowaniu zespołu.


Na zdjęciu: Częstochowianie po dwóch, jak się okazało, wymagających spotkaniach jedzie do Łęcznej na mecz z najgorszą defensywą ligi.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus