Raków Częstochowa. Stać ich na więcej

Raków awansował do kolejnej rundy Pucharu Polski. Częstochowianie pokazali w Kaliszu dwa oblicza.


W pierwszej połowie obrońcy trofeum pokazali, że różnica między nimi a miejscowym KKS-em jest znacząca. Często meldowali się w polu karnym Macieja Krakowiaka i jeszcze przed przerwą powinni zamknąć spotkanie i nie zostawiać rywalom złudnej nadziei na pokonanie kolejnego ekstraklasowicza.

Jak z Niecieczą

Drugie, mniej pozytywne oblicze częstochowianie pokazali po przerwie. Prowadzenie dwiema bramkami wprowadziło lekkie rozluźnienie w szeregach Rakowa, co zaowocowało kilkoma sytuacjami kaliszan, a w konsekwencji w końcówce doprowadziło do trafienia kontaktowego dla drugoligowca. W doliczonym czasie gry podopieczni Bogdana Zająca mogli nawet wyrównać jednak Bartosz Waleńcik nie zdołał drugi raz pokonać Kacpra Trelowskiego.

Szkoleniowiec Rakowa w drugiej odsłonie mógł być zdenerwowany postawą swoich zawodników.
– To nie są mecze oczywiste, dlatego cenie to dzisiejsze zwycięstwo. Może to spotkanie nie było do końca pod naszą kontrolą, ponieważ bramka kontaktowa zawsze tworzy pewne trudności, ale dograliśmy to do końca. Nie byłem zdenerwowany wynikiem, ale niektórymi naszymi działaniami na boisku. Stać nas na lepszą realizację zadań boiskowych. Było kilka nerwowych sytuacji, ale to się zdarza więc nie było to nic nowego – powiedział po meczu Marek Papszun. W podobnym tonie trener Rakowa wypowiadał się po sobotnim spotkaniu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza.

„Vako” po raz pierwszy

Kilku zawodników mogło być jednak po części zadowolonych z wygranej w Kaliszu. Jednym z nich był niewątpliwie Walerian Gwilia. Gruzin otworzył wynik spotkania z KKS-em. Było to zarazem jego pierwsze trafienie dla nowego zespołu.

– Cieszę się, że zdobyłem bramkę, ale najważniejsze jest to, że wygraliśmy i awansowaliśmy. Mam nadzieję, że będę zdobywał kolejne gole i pomagał nimi drużynie – powiedział po meczu Gwilia.

27-latek od momentu przyjścia do Rakowa jest jednym z jego podstawowych zawodników. Gruzin na dziewięć spotkań aż siedem rozegrał w pełnym wymiarze czasowym. Wyjątkiem były mecze ze Śląskiem Wrocław w lidze i pucharowym starciu w Rzeszowie. Nie może to zresztą dziwić. Raków jeszcze przed startem letniego okna transferowego starał się o jego angaż. Gdyby nie brak ofert z zagranicy, to zapewne Gwilia nie pojawiłby się przy Limanowskiego. 27-latek zazwyczaj prezentował się na boisku poprawnie, jednak brakowało w jego występach „kropki nad i”. W Kaliszu do niezłej gry dołożył wreszcie gola, co może zwiastować przełamanie i poprawę statystyk w niedalekiej przyszłości.

Młodzież z kłopotami

Papszun we wtorkowym spotkaniu postawił na czterech młodzieżowców. Do dobra informacja, szczególnie w kontekście Bena Ledermana, który wraca po poważnej kontuzji, oraz Kacpra Trelowskiego, który w lidze prezentował się solidnie. Gorzej wygląda sytuacja Daniela Szelągowskiego i Wiktora Długosza. Obaj w ostatnim czasie otrzymują mniej szans na pokazanie swoich umiejętności. Długosz w lidze nie zagrał w dwóch poprzednich spotkaniach. Szelągowski dostaje swoje szanse, tak jego forma nie jest najlepsza, co pokazał mecz w Kaliszu. Rywalizacja z drugoligowcem była dla nich szansą, by poprawić swoją sytuację w zespole, jednak obaj jej nie wykorzystali. Może mieć dla nich konsekwencje w postaci przesiadywania na ławce rezerwowych w kolejnych meczach.


Na zdjęciu: Częstochowianie pokazali w Kaliszu dwa oblicza – dominatora oraz zespołu, który popełnia zbyt wiele błędów, które w przyszłości mogą pozbawić Raków punktów.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus