Wybieram się na kawę do Loewa

Adam GODLEWSKI: Był pan zaskoczony propozycją prezesa Zbigniewa Bońka dotyczącą przejęcia reprezentacji Polski?

Jerzy BRZĘCZEK: – Pewnie nie każdy na moim miejscu chciałby się do tego przyznać, ale nie zamierzam ukrywać, że moim marzeniem było poprowadzenie kadry narodowej. Spodziewałem się jednak po cichu, że moja kolej może nadejść dopiero w następnym rozdaniu, dlatego rzeczywiście byłem zaskoczony telefonem od prezesa PZPN. Pewnie także dlatego do wyzwania, którego się podjąłem podchodzę z wielkim entuzjazmem, ale też i z pokorą.

 

Fot. Piotr Kucza/400mm

Skoro jednak wcześniej chciały pana największe kluby w Polsce, Lech i Legia, to chyba musiał pan mieć świadomość, że praca w Płocku wywindowała pana na krajowy top.

Jerzy BRZĘCZEK: – Właśnie wspomniane fakty sprawiły, że po tym, co wydarzyło się na mundialu w Rosji i po odejściu trenera Adama Nawałki miałem chwilę, kiedy zastanawiałem się jakie szanse na przejęcie reprezentacji miałbym już tego lata. I wyszło mi, że kilkuprocentowe, bo jednak przekaz był taki, że faworyta na nowego selekcjonera trzeba upatrywać wśród szkoleniowców zagranicznych.

A gdyby to pan był prezesem PZPN, postawiłby pan teraz na Jerzego Brzęczka?

Jerzy BRZĘCZEK: – Może ktoś odbierze to jako brak skromności z mojej strony, ale myślę, że tak. Nie uważam się już za wybitnego trenera, nie mam też jeszcze bogatego CV, ale doświadczenie – również boiskowe, wyniesione także z reprezentacji, w której byłem kapitanem – zdobyte przez lata funkcjonowania w futbolu z pewnością mam odpowiednie, aby mierzyć się z takim wyzwaniem. Zapewniam jednak, że mam też świadomość, iż nawet na chwilę nie mogę stracić czujności. Piłka, oprócz pokory, właśnie tego mnie nauczyła przez te wszystkie lata.

Nie miał pan obaw, że nawet po dojściu do porozumienia z szefem PZPN, na przeszkodzie może stanąć wpisana w pańskim kontrakt z Wisłą klauzula wykupu, który uniemożliwiła wcześniej przejście do Legii?

Jerzy BRZĘCZEK: – Najmniejszych, bo to jednak zupełnie inne bajka, kiedy trener może zostać selekcjonerem. To nobilitacja także dla klubu, który go wypromował. Miałem więc pewność, że nikt w Płocku nie będzie robił żadnych przeszkód.

PZPN zapłacił wynoszące 250 tysięcy euro odszkodowanie Nafciarzom?

Jerzy BRZĘCZEK: – Nic nie wiem na ten temat. To mnie w ogóle nie interesuje.

Zadeklarował pan, że nie będzie przeprowadzał rewolucji personalnej w reprezentacji Polski, tylko dokona zmian metodą ewolucyjną. To oznacza, że spotkał się pan z Nawałką?

Jerzy BRZĘCZEK: – Krótko już rozmawialiśmy, poprzedni selekcjoner zadzwonił z gratulacjami po moim wyborze, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, aby podyskutować dłużej. Na pewno bowiem na mistrzostwach w Rosji nasza reprezentacja zagrała poniżej swego potencjału; a nawet znacznie poniżej. Oczywiście, dla mnie najbardziej istotne, jak kadrowicze będą prezentować się na naszym pierwszym wspólnym zgrupowaniu. Wtedy ocenię, czy ci zawodnicy, którzy nie zaprezentowali pełni możliwości na mundialu będą nadal chcieli poświęcać się dla kadry narodowej, ale przyczyny niepowodzenia w turnieju też oczywiście chciałbym poznać.

To oznacza, że będzie pan analizował trzy rozegrane w Rosji spotkania?

Jerzy BRZĘCZEK: – Trudno, aby było inaczej, ale nie będzie to główny przedmiot działalności mojego sztabu w najbliższym czasie. Będziemy koncentrować się na tym, co przed nami. Również z tego powodu, że oparcie się na analizie wyłącznie trzech ostatnio rozegranych spotkań byłby niemiarodajne. Przecież naprawdę wielu naszych piłkarzy gra, a przynajmniej znalazło zatrudnienie, w klubach z najlepszych lig. Środek ciężkości przesunął się może z Bundesligi do Włoch, ale to nie zmienia oceny, że od dawna sytuacja nie była tak dobra. Dlatego moim pierwszym zadaniem jest zbudowanie właściwego klimatu w drużynie narodowej, wyselekcjonowanie najlepszych zawodników, a przede wszystkim dodanie świeżej krwi, co powinno pozytywnie wpłynąć na zwiększenie agresywności w drużynie. Chciałbym tę cechę wyzwolić od razu, szybko czekają nas przecież cztery mecze z Włochami i Portugalią w Lidze Narodów. A dawno nie zdarzyło się reprezentacji Polski rozgrywać takiej dawki spotkań z tak renomowanymi rywalami. OK, Italia nie zakwalifikowała się na mistrzostwa świata, ale nadal wiele znaczy w światowym futbolu. A nieobecnością na mundialu będzie tylko dodatkowo podrażniona.

Stawia pan sobie konkretny cel do realizacji w Lidze Narodów?

Jerzy BRZĘCZEK: – Jako piłkarz, i jako trener także, zawsze chciałem wygrać. Zdaję sobie oczywiście sprawę z potencjału Portugalczyków i Włochów, ale na boisko reprezentacja Polski wybiegnie po zwycięstwa. Pierwsze dwa zgrupowania będą dla mnie wskazówką, jak pracować i na co położyć akcenty, w sytuacji deficytu czasu do treningu, którego prowadząc kluby miałem pod dostatkiem.

Nawałka oficjalnie mówił, że monitoruje grupę ponad 70 czołowych polskich zawodników. Pan ma wgląd w te obserwacje? Ewentualnie chciałby pan mieć?

Jerzy BRZĘCZEK: – Wszystko jest do mojej dyspozycji, poza tym w sztabie reprezentacji został Hubert Małowiejski, który nadal prowadzi bank informacji. Zatem logiczne, że skorzystaliśmy z bazy zbudowanej przez poprzedniego selekcjonera. Dodaliśmy oczywiście kilka nazwisk, które mieliśmy na myśli po poprzednim sezonie ekstraklasy. Grupa, którą zamierzamy monitorować, jest więc na początku mojej pracy szeroka. Na pewno także będzie oscylowała wokół siedemdziesięciu nazwisk.

Mówi pan o konieczności wprowadzenia świeżej krwi. Rozumiem zatem, że widząc liczną grupę kadrowiczów co najmniej trzydziestoletnich doszedł pan do wniosku, iż konieczna jest – przynajmniej częściowa – wymiana pokoleniowa?

Jerzy BRZĘCZEK: – W każdym zespole, klubowym i reprezentacyjnym również, co pół sezonu powinny następować przynajmniej drobne korekty personalne. Świeżą krew wprowadza się także po to, żeby nikt nie poczuł się zbyt pewnie. Rywalizacja jest potrzebna, podobnie jak i powiew entuzjazmu ze strony debiutantów. Liczę, że na dzień dobry uzyskam taki efekt.

Ile dokładnie nowych nazwisk dołożył pan do obserwacji?

Jerzy BRZĘCZEK: – To jeszcze nie pora na daleko idące deklaracje z mojej strony, zwłaszcza że dopiero w przyszłym tygodniu jesteśmy umówieni na konsultacje z trenerami reprezentacji młodzieżowych, czyli Czesławem Michniewiczem i Jackiem Magierą. Chcemy przedyskutować wszystkie aspekty współpracy pamiętając, że kadrę U-21 czekają jesienią ważne mecze. Jan Bednarek, Dawid Kownacki, Szymon Żurkowski, czy Sebastian Szymański to piłkarze, którzy nadal mogą grać u trenera Michniewicza. Priorytet naturalnie zawsze będzie miała drużyna narodowa, ale jeśli ktoś z tego grona na razie nie będzie moim podstawowym wyborem, to dla dobra młodzieżówki lepiej, aby w niej zagrał pierwsze skrzypce. Jak ważny jest zespół, który rywalizuje o udział w igrzyskach olimpijskich akurat mnie nikt nie musi przekonywać. Doświadczyłem przecież jako zawodnik, że to coś wielkiego. Zresztą dla wszystkich większą korzyścią będzie występ zawodnika w całym spotkaniu o punkty w eliminacjach MME, niż w pierwszej reprezentacji przez dwie minuty.

Kiedy był pan jeszcze trenerem Wisły, w pierwszej kolejności w kontekście reprezentacji wymieniał nazwiska Dominika Furmana i Damiana Szymańskiego. Po zmianie roli pańska optyka się nie zmieniła?

Jerzy BRZĘCZEK: – Jeżeli nadal obaj będą prezentować taką dyspozycję jak wiosną, to na pewno nie wypadną z kręgu moich zainteresowań. Zresztą nie oszukujmy się, duet środkowych pomocników z Płocka w półroczu poprzedzającym mistrzostwa w Rosji znajdował się także na szerokiej liście trenera Nawałki.

A co z najdroższym polskim bocznym obrońcą, którego tak naprawdę to pan ulepił do gry na lewej flance defensywy, czyli Arkadiuszem Recą – dostanie u pana szansę?

Jerzy BRZĘCZEK: – To na pewno intersujący zawodnik, więc patrząc na obsadę lewej obrony w drużynie narodowej myślę, że nie warto tracić go z radarów. Arek jest zawodnikiem, który dopiero zbiera doświadczenie, mimo że wyjechał do Włoch za bardzo duże pieniądze. Był jednak obserwowany kilkanaście razy, więc ludzie z Bergamo mieli pewność, że ściągają takiego zawodnika, jakiego potrzebują.

Jak bardzo po angażu w PZPN podniósł się standard pańskiej pracy? Nawałka…

Jerzy BRZĘCZEK: – …wykonał naprawdę fantastyczną robotę, także jeśli idzie o stworzenie warunków również dla każdego następnego selekcjonera. Zresztą w ogóle PZPN w ostatnich latach funkcjonuje na nieosiągalnym wcześniej w Polsce poziomie. A czasów, kiedy grałem w reprezentacji nie ma w ogóle sensu wspominać, bo od tamtej pory pokonaliśmy lata świetlne. Selekcjonerowi Nawałce nie wyszło na koniec w Rosji, ale przez cztery lata wydźwignął nasz futbol o kilka poziomów i zupełnie odmienił postrzeganie drużyny narodowej. O tym absolutnie nie wolno zapominać.

Musi się pan błyskawicznie dokształcać w fachu selekcjonera?

Jerzy BRZĘCZEK: – Uczyć trzeba się zawsze, futbol jest bardzo dynamiczną dziedziną, w której w błyskawicznym tempie wiele się zmienia. Dlatego nie wolno pozwolić sobie na rutynę, a już zwłaszcza pracując z kadrą. Zawodników selekcjoner dostaje przecież z klubów tylko na chwilę, maksymalnie na kilka dni. Na dodatek takich, którzy przyjeżdżają po różnych tygodniowych mikrocyklach. Dlatego staram się wyprzedzić sytuacje, i z góry nastawiam się na to, że podczas zgrupowań będzie brakować czasu. I już teraz szukam takiego schematu pracy całego sztabu, żeby robota była jak najbardziej efektywna. A teoria podawana w taki sposób, aby zawodnicy mogli wszystko jak najszybciej przyswoić.

Będzie pan polegał na doświadczeniu trenera przygotowania motorycznego Leszka Dyi, który pracował już z reprezentacją?

Jerzy BRZĘCZEK: – Bardzo się cieszę, że mam takiego współpracownika, znajomość problematyki, z którą będziemy musieli się zmierzyć z pewnością okaże się bardzo pomocna i pożyteczna. Choć prawda jest taka, że na zgrupowaniach będziemy stawiać jedynie małe akcenty jeśli chodzi o formę fizyczną. Zastanawiamy się na formułą współpracy z trenerami klubowymi kadrowiczów, również tymi od przygotowania motorycznego, a także pracami domowymi, które będziemy zalecać reprezentantom.

Jakim zamierza pan być selekcjonerem?

Jerzy BRZĘCZEK: – Myślę, że przede wszystkim bardzo dużo podróżującym. Odkąd dostaliśmy nominacje, każdy z członków sztabu obejrzał po co najmniej dwa mecze ligowe, osobiście staram się też być na wszystkich spotkaniach pucharowych polskich zespołów rozgrywanych w kraju. A w połowie sierpnia wszyscy zaczniemy objazd po ligach zagranicznych.

Abstrahując od przygotowania motorycznego i trudnej przeszłości związanej z wyrokiem za udział w aferze korupcyjnej Andrzeja Woźniaka, zdecydował się pan na tego właśnie trenera bramkarzy, aby pokazać, kto tak naprawdę rządzi teraz reprezentacją? Jako piłkarz też nigdy nie bał się pan iść pod prąd.

Jerzy BRZĘCZEK: – Najważniejsze jest to, czy komuś ufam. I czy mam przekonanie, że dana osoba będzie mi potrzebna w pracy. Dlatego byłem taki konsekwentny w forsowaniu kandydatury Andrzeja, mimo że zdawałem sobie sprawę, że wywoła wiele kontrowersji. Wiem, iż przeszłość będzie mu przypominana i wypominana, ale to gość, który na pewno wytrzyma wszystkie przeciwności i przytyki. A ja właśnie kogoś takiego potrzebuję, na zgrupowania przyjadą przecież czołowi bramkarze w Europie, fachowcy światowego formatu, wielkie osobowości, które trzeba będzie pogodzić. Niezależnie od tego czy na co dzień występują w Juventusie, czy w West Hamie będą musieli zaakceptować – mimo naturalnego rozczarowania – decyzję szkoleniowca bramkarzy dotyczącą nominacji na najbliższy mecz. Woźniak to były reprezentant Polski, facet, który grał w FC Porto, a po takich przeżyciach, jakich doświadczył jest jeszcze silniejszy niż w czasach kariery. Zresztą, o czym my w ogóle mówimy! Ustęp 1, artykuł 76 Kodeksu Karnego stanowi jasno: – Po pół roku odbycia kary w zawieszeniu, następuje jej zatarcie. Andrzej może więc zgodnie z prawdą mówić, że nigdy nie był karany.

Gdyby Boniek stanowczo sprzeciwił się kandydaturze Woźniaka, upierałby się pan tak mocno przy tym współpracowniku?

Jerzy BRZĘCZEK: – Powiedziałem prezesowi jasno, że potrzebuję Andrzeja i niezależnie od sugestii i możliwych komentarzy chciałbym, aby znalazł się w moim sztabie. Wcześniej z Woźniakiem spotkaliśmy się tylko kilka razy na zgrupowaniach jako piłkarze, ale zaufałem intuicji i zaprosiłem go do współpracy w Lechii Gdańsk. I nie zawiodłem się. Dlatego nie wyobrażałem sobie, że w kadrze miałby mi pomagać na odcinku bramkarskim ktoś inny.

Odebrał pan wiele telefonów zza granicy po tym, jak dostał pan nominację na selekcjonera reprezentacji Polski? Również od trenerów, którzy potem byli, lub nadal są, szkoleniowcami innych drużyn narodowych?

Jerzy BRZĘCZEK: – Kilka osób oczywiście o mnie nie zapomniało, a patrząc, kto mnie prowadził w Austrii, rzeczywiście można wymienić też byłych i obecnych selekcjonerów – to Joachim Loew, Didi Constantini, Stani Czerczesow, czy Franco Foda. Szkoleniowiec reprezentacji Niemiec co prawda nie dzwonił, ale mamy z nim, wraz z Radkiem Gilewiczem, dobry kontakt i w planach spotkanie. Zamierzamy ruszyć do Niemiec i gdzieś w spokojnym, ustronnym miejscu pogadać przy kawie o spojrzeniu Jogiego na prowadzenie drużyny narodowej. Loew ma przecież ogromne doświadczenie, wiele przeżył, w Rosji również ogromne rozczarowanie, ale dla tak wybitnego trenera – z tak dużym bagażem sukcesów – to zapewne tylko moment na wyciągnięcie wniosków i skorygowanie pewnych aspektów przed ponownym atakiem na szczyt.

Gilewicz to u pana minister bez teki?

Jerzy BRZĘCZEK: – Jest pełnoprawnym członkiem naszego sztabu, a największym atutem Radka jest to, że nigdy dotąd ze mną – w sensie szkoleniowym – nie pracował. Liczę więc, że popatrzy na moją pracę z nieco innej perspektywy. Ma wielkie doświadczenie boiskowe, a także – komentatorskie. A proszę mi wierzyć, dzięki pracy w telewizji – osobiście również zaliczyłem przygodę w roli eksperta – człowiek dużo się uczy, choćby szybkiej oceny zdarzeń na boisku. Gilewicz świetnie czyta grę, ale mam nadzieję także na jego sugestie w kwestiach dotyczących pracy przedmeczowej.

Dlaczego chce pan grać wyłącznie w schemacie z czterema obrońcami?

Jerzy BRZĘCZEK: – Po pierwsze z tego względu, że ja najlepiej czuję to ustawienie. No a po drugie uważam, że przy aktualnym potencjale naszego futbolu wybór właśnie takiej taktyki jest najkorzystniejszy. Będziemy oczywiście poruszać się między 4-2-3-1 i 4-4-2, a być może z biegiem czasu sięgniemy po jeszcze inne warianty, ale zaczniemy na pewno od tego, co najlepiej potrafimy.

Trudna, czy bardzo trudna była pańska rozmowa z Robertem Lewandowskim. Jako wujek Kuby Błaszczykowskiego, który nigdy z Lewym się nie przyjaźnił…

Jerzy BRZĘCZEK: – …ależ to błąd, twierdzenie, że Kuba nigdy nie przyjaźnił się z Robertem nie jest prawdziwe! Początkowo w Borussii byli bardzo blisko, dopiero później ich drogi mocno się rozeszły. Tyle że nigdy nie odniosłem wrażenia, że to oddalenie przełożyło się w jakikolwiek sposób na zachowania na boisku. Poza tym teraz obaj są starsi o kilka lat, mają więcej doświadczenia, również życiowego, i pewne kwestie już bardzo dobrze umieją rozgraniczyć. Zanim objąłem reprezentację, z Robertem rozmawiałem tak wiele razy, że nie miałem podstaw do jakichkolwiek obaw. Nigdy nie byłem stroną w nieporozumieniach na linii Kuba – Lewy, a nasze więzy rodzinne nigdy nie wpływały na moje kontakty z Lewandowskim. Robert ma świadomość, że mistrzostwa w Rosji wybitnie mu nie wyszły, ale to nie oznacza, iż jego wartość w reprezentacji spadła, a rola automatycznie została umniejszona. To wciąż napastnik ze światowego topu, dlatego nie miałem najmniejszych wątpliwości, iż powinien pozostać kapitanem.

Kuba nie miał o to pretensji?

Jerzy BRZĘCZEK: – Żadnych, dla niego nie ma to żadnego znaczenia. A dla mnie najistotniejsze jest, aby zawodnicy, których powołam, umieli funkcjonować jako grupa. Zaś przyjazdy na kadrę traktowali jako zaszczyt i przyjemny, ale jednak obowiązek. Kibice stracili przecież sporą część zaufania do reprezentacji, więc trzeba zrobić wszystko, aby drużyna narodowa odzyskała ich pełne wsparcie. I pokazać, że mistrzostwa w Rosji, na których coś ewidentnie nie zafunkcjonowało tak jak powinno, były jedynie wypadkiem przy pracy.

* * *

W niedzielę druga część wywiadu z nowym selekcjonerem, a w niej m.in. o:

  • obiektywizmie wobec Kuby Błaszczykowskiego
    akceptacji Roberta Lewandowskiego przez drużynę
    Kłopotach z… łokciami Piotra Zielińskiego
    Wahaniach Łukasza Piszczka i taktyce 4-4-2
    powołaniach na wrześniowe mecze z Włochami i Irlandią