Kręte losy ŁKS-u

ŁKS Łódź w ekstraklasie. Kibice „ełkaesiaków” mają się w tym sezonie z czego cieszyć.


Tak jak po burzy przychodzi słońce i tęcza, tak po spadku jest awans

Degradacje z roku 1952 i 1968 były wstrząsem, po których klub szybko się odbudował. Po powrocie do ekstraklasy grał w niej odpowiednio przez 15 i 29 lat bez przerwy. Tegoroczny awans to czwarty w XXI wieku powrót do elity.

Trzy awanse!

To jest wydarzenie, jakiego w polskiej piłce na pewno jeszcze nie było: wszystkie trzy drużyny seniorskie ŁKS uczestniczące w rozgrywkach awansowały do wyższej klasy! Wcześniej zagwarantowała sobie awans pierwsza drużyna (z I ligi do ekstraklasy) i trzecia (z ligi okręgowej do IV ligi wojewódzkiej). Dopełniła ten swoisty hat trick druga drużyna, kończąc rywalizację w III lidze na pierwszym miejscu w swojej grupie.

Najważniejszy był jednak awans, a właściwie powrót pierwszej drużyny ŁKS do ekstraklasy. Licząc od roku 2000 klub, który był jednym ze współzałożycieli ligi, spadał z niej czterokrotnie. Zaznaczyć trzeba, że raz, w 2009 roku, gdy zajął najlepsze (siódme miejsce) w ostatnim ćwierwieczu, zdegradowany został z przyczyn pozasportowych.

Najdłuższy okres bez ŁKS w ekstraklasie to lata 1939-47 i nie tylko wojna jest tego przyczyną. Po raz pierwszy w historii ŁKS spadł bowiem z ekstraklasy w roku 1938. Jednak zanim wybuchła wojna zdążył już odpaść z rywalizacji o wejście do ligi. Nie pomogło nawet to, że miał w składzie Władysława Króla, reprezentanta Polski w piłce nożnej i w hokeju, kandydata do kadry olimpijskiej na igrzyska w Helsinkach w 1940 roku.

Z II ligi po mistrzostwo

Jako najlepszy zespół okręgu łódzkiego ŁKS brał udział w eliminacjach do ligi, rozgrywanych przez cały rok 1947. Ta pierwsza powojenna ligowa drużyna w Łodzi miała całkiem niezły skład, ze Stanisławem Baranem, Longinem Janeczkiem, Marianem Łączem, Henrykiem Szczurzyńskim, Rudolfem Patkolo i Tadeuszem Hogendorfem. Wszyscy wymienieni to reprezentanci Polski, ale zespół był w lidze najwyżej średniakiem. W 1952 roku ŁKS został zdegradowany, co spowodowało niewątpliwie przełom.

Ściągnięto do drużyny grupę rezerwistów zwolnionych właśnie z wojska, a w silnym CWKS już niepotrzebnych. O Leszku Jezierskim, Władysławie Soporku, Henryku Szymborskim słyszał każdy, kto choć trochę interesuje się historią piłki nożnej. Bardzo popularni stali się w Łodzi dwaj koledzy z Naprzodu Lipiny Joachim Kubocz i Józef Kokot, który został królem strzelców II ligi. Ich nazwiska kibice i dziennikarze wymieniali zawsze razem. Jako mały chłopak, pilnie chodzący z tatą na mecze, sądziłem więc długo, że ten Kubocz-Kokot to jeden zawodnik. Podobała mi się też „ofensywna” nazwa ich macierzystego klubu i do dzisiaj zaglądam w „Sporcie” do tabeli klasy A, by zobaczyć, jak wiedzie się Naprzodowi Lipiny.

Z rozpędu ŁKS zaraz po awansie został wicemistrzem Polski, a w 1958 – mistrzem. Żyją do dziś dwaj zawodnicy z tamtej „złotej jedenastki”. Wiesław Jańczyk wiele lat spędził w Australii, mieszka tam do dziś Kazimierz Kowalec. Obaj to wychowankowie ŁKS, a australijski klimat dobrze im służy.

Sprzeczne interesy

Trudno zrozumieć, co się stało później. Owszem, mistrzowie Polski byli coraz starsi i kończyli karierę, ale przecież graczy co najmniej klasy krajowej w ŁKS nie brakowało. W sezonie 1967/68 w reprezentacji Polski grywali Paweł Kowalski, Jerzy Sadek, Piotr Suski i Stefan Szefer. Mimo tego drużyna spadła z ligi. Winna była nie tylko „niedziela cudów” i przegrana Szombierek z zagrożoną spadkiem Wisłą. W całym sezonie ŁKS odniósł na swoim boisku tylko trzy zwycięstwa.

Banicja, albo jak kto woli II-ligowy czyściec, trwała trzy lata i skończyła się w czerwcu 1971 roku. Wówczas ŁKS pokonał rywalizującego z nim o awans Hutnika w Krakowie. „Główka Sadka i Hutnik – wysiadka” – tak skomentował ten mecz dowcipny redaktor jednej z łódzkich gazet. Ostatnie spotkanie sezonu (z poznańską Olimpią) było już tylko okazją do rundy honorowej ligowej drużyny i defilady wszystkich drużyn sekcji piłkarskiej ŁKS. Trzynastu, jak skrupulatnie odnotowano, a o wielkości klubu świadczy fakt, że takich sekcji było w ŁKS wówczas bodaj dwanaście – od podnoszenia ciężarów po hokej.

W latach siedemdziesiątych ŁKS miał chyba najlepszą drużynę w historii ligowych występów, która jednak sukcesu na miarę możliwości nie osiągnęła. Wystarczy przypomnieć, że na Wembley grali Jan Tomaszewski i Mirosław Bulzacki. Potem byli Marek Dziuba, Henryk Miłoszewicz, Marek Chojnacki, Jan Sobol i Stanisław Terlecki. W ciągu dekady grało w zespole jedenastu reprezentantów Polski seniorów i U-23. Sukcesu drużynowego jednak nie było, bo… za wiele było w zespole sprzecznych interesów.

Blisko likwidacji

Lata 1971-2000 to z kolei najdłuższy w historii okres nieprzerwanej gry ŁKS w ekstraklasie. Owszem, okraszony występem w finale Pucharu Polski i odebranym później wicemistrzostwem w roku 1993. Jednak generalnie nijaki, chwilami wręcz nudny, który ożywiały tylko łódzkie derby z Widzewem (ale nie te odgórnie remisowe). Mistrzowski tytuł w 1998 roku (i następujące po nim mistrzostwo juniorów i juniorów młodszych) nie był zapowiedzią nowej „złotej ery”. Wprost przeciwnie. Antoni Ptak wycofał się ze sponsorowania klubu, najlepsi zawodnicy odeszli i już dwa lata później przyszła degradacja.

Spadek w roku 2000 mógł doprowadzić nawet do likwidacji klubu, bo ŁKS cudem uratował się od spadku z II ligi. Udało się jednak opanować sytuację (znaczną część swoich biznesowych dochodów utopił w futbolu nowy sponsor Daniel Goszczyński) i głównie siłami zawodników pochodzących z Łodzi lub od dawna związanych z klubem odzyskano w roku 2006 ekstraklasę. Grali wówczas tacy piłkarze jak Bogusław Wyparło, Rafał Niżnik (jeszcze z drużyny z 1998 roku), Zdzisław Leszczyński, Igor Sypniewski, Łukasz Madej i Adam Marciniak, wtedy debiutant, dziś lider zespołu, który wygrał w tym sezonie I ligę. Wrócili z Niemiec Tomasz Kłos i Tomasz Hajto. ŁKS zajął kolejno dziewiąte miejsce (niezłe jak na beniaminka), potem jedenaste i siódme. Był potencjał, wydawało się, że ŁKS znów na stałe zadomowi się w ekstraklasie.

Ekstraklasa na wieki?

Nic z tego – ŁKS jest jedynym klubem w historii ligi, wyrzuconym z ekstraklasy przez komisję licencyjną. Spółką kierowali dyletanci, którzy doprowadzili do licencyjnej kompromitacji. Jednak wniosek był ani lepszy ani gorszy od dokumentów nadesłanych przez inne kluby.

Kolejny awans w roku 2011 to z kolei zasługa… ekipy koszykarzy. Byli zawodnicy Filip Kenig i Jakub Urbanowicz przy pomocy Marcina Gortata (wychowanka ŁKS i bramkarza w zespole trampkarzy) chcieli odbudować w klubie swoją dyscyplinę, a przy okazji i piłkę. W obu przypadkach euforia była krótka. Choć ustanowiono polski rekord frekwencji na meczu ligowym koszykarzy (ponad 9000 osób w Atlas-Arenie), koszykarze szybko splajtowali organizacyjnie i sportowo, a piłkarze też spadli po roku, choć drużynę trenowali kolejno Michał Probierz, Tomasz Wieszczycki, Ryszard Tarasiewicz i Piotr Świerczewski. Nie wyszło, choć grali między innymi Marek Saganowski, Maciej Iwański, Wojciech Łobodziński, Grzegorz Bonin czy Seweryn Gancarczyk.


Czytaj także:


Kolejny epizod ligowy to sezon 2019/20. Właściciel klubu od III ligi Tomasz Salski zatrudnił jako trenera Kazimierza Moskala. Dał mu trzy lata na zbudowanie zespołu na miarę ekstraklasy. Moskal, jak przodownik pracy, wykonał swoją robotę przed terminem, bo doprowadził do awansu już po roku. Razem z Rakowem, którego losy potoczyły się jakże inaczej. Dzisiaj wiemy, że awans przyszedł za wcześnie. Mimo wzmocnień (grali między innymi Dani Ramirez, Arkadiusz Malarz, Maciej Dąbrowski, Michał Trąbka, w trakcie sezonu doszedł Pirulo) drużyna szybko straciła dystans do peletonu i zakończyła sezon z rekordową stratą 21 punktów do bezpiecznego miejsca.

Trzeba było kolejnych trzech lat i powrotu zwolnionego po serii porażek w ekstraklasie Kazimierza Moskala, by ŁKS odzyskał ekstraklasę. Moskal zastał w Łodzi nowy, wykończony już stadion, tego samego właściciela i… tylko pięciu piłkarzy zespołu, który opuścił dwa lata wcześniej: rezerwowych wówczas bramkarza Dawida Arndta i Oskara Koprowskiego oraz Pirulo, Trąbkę i Dąbrowskiego.

Jak potoczą się teraz losy tego zasłużonego dla polskiej piłki klubu? Plan jest prosty – w Łodzi mają już dość defilad po awansach. Ekstraklasa na wieki!


Na zdjęciu: W Łodzi wierzą, że przygoda ŁKS z ekstraklasą potrwa dłużej niż było to wcześniej w XXI wieku.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.