Ligowiec. Lis w kurniku

Jednym z kilku zespołów, które w minionej kolejce zasłużyły na brawa przy otwartej kurtynie, z pewnością jest Jagiellonia.


Drużyna z Białegostoku w meczu z Górnikiem Zabrze przypominała wygłodniałego lisa, który robi spustoszenie w kurniku. Wiadomo, że jeżeli tego rudzielca wpuści się między drób, na obiad będzie rosół. Obecny dorobek „Jagi” jest naprawdę imponujący, komplet zwycięstw w czterech ostatnich meczach i bilans bramkowy 11:3! Czego chcieć więcej?

Nie było do śmiechu

Skoro jesteśmy przy zabrzanach – serdecznie współczuję trenerowi Janowi Urbanowi, którego przed laty miałem okazję podziwiać jako dziennikarz i jednocześnie zwykły kibic. Na pewno w Białymstoku nie było mu do śmiechu, bo zdawał sobie sprawę, że jego drużyna przypominała rozdeptanego chrabąszcza. Gdyby porównać ten pojedynek do ulicznej bójki, to obrażenia 14-krotnego mistrza Polski były wstrząsające. Nos miał niewątpliwie złamany, a ocenę stanu jego kości policzkowych i zębów możemy odłożyć na… bardziej dogodny moment.

Lwi pazur pokazała wreszcie Korona Kielce, która wprawdzie nie opuściła przedostatniego miejsca w tabeli, ale utarła nosa dumnemu wiceliderowi, czyli Zagłębiu Lubin. Dla podopiecznych Waldemara Fornalika outsider był miły niczym rekin młot, a „miedziowi” mają szczęście, że sędzia Bartosz Frankowski nie uznał gospodarzom trzeciego gola (67 min.), odgwizdując ofsajd Mateusza Czyżyckiego. Jak przytomnie zauważył jeden z internautów: „Koncertowo przespacerowany mecz. Jak chcieli na plażę, to nie ten kierunek”. Brutalnie i treściwie.

Pójdą siłą rozpędu?

Wstał wreszcie z kolan Śląsk Wrocław, wygrywając drugi mecz z rzędu. Zespół trenera Jacka Magiery w Łodzi zagrał pierwszy mecz w bieżących rozgrywkach bez straty gola. Po prostu był dla pełniącego honory gospodarza Widzewa słodki jak cukierek umoczony w truciźnie. Ciekawe, czy ta sztuka uda się wrocławianom w środę w Szczecinie? Ambitny szkoleniowiec zapewne liczy na to, że jego drużyna pójdzie siłą rozpędu, a jej zwycięstwa staną się dla niego chlebem tak powszednim, że nie będą zasługiwały nawet na drgnienie powieki.


Czytaj także:


O meczu z Cracovią zapewne jak najszybciej chciałby zapomnieć, a najlepiej wymazać go z pamięci, trener Warty Poznań, Dawid Szulczek. Jego słowa nie pozostawiają żadnych złudzeń. „Zagraliśmy bardzo słabo i cieszymy się, że ten mecz się zakończył. Pierwsza połowa to najsłabsze 45 minut, odkąd jestem trenerem Warty”.

„Dokładając do pieca” stwierdzam, że gdyby porównać piłkarzy Warty do kobiety uczestniczącej w konkursie piękności, powiedziałbym, że na wybiegu szalała najbrzydsza kobieta, jaką faceci kiedykolwiek widzieli. Jej brzydota była wybitna. Natomiast neutralny kibic, siedzący na trybunach bądź przed ekranem telewizora, miał prawo mieć odruchy wymiotne w trakcie tego „wybitnego” spektakl. Współczując redakcyjnemu koledze, który został oddelegowany do napisania relacji z tego spotkania, niniejszym zgłaszam wniosek o przyznanie mu premii za pracę w szkodliwych warunkach. Amen.


Na zdjęciu: Jagiellonia jak lis w kurniku. Załatwiła Górnika, jak chciała.

Fot. Michał Kość/PressFocus