Wygrana, o której trzeba zapomnieć

W sumie, to bardzo jednak fajnie, że mecz z Litwą się odbył i zakończył wysokim zwycięstwem. Licznie przybyli na Stadion Narodowy kibice mogli poczuć przedsmak mistrzostw świata i pożegnać ulubieńców. A przede wszystkim – dać wyraz zadowoleniu z faktu, że sobie tylko znanym sposobem Kamil Glik wygrał wyścig z kontuzją i czasem. A po prawdzie – nawet oszukał przeznaczenie. Skoro bowiem po pierwszych diagnozach specjalisty, jakim niewątpliwie jest lekarz kadry Jacek Jaroszewski, sugerowana przerwa w treningach miała wynosić 6 tygodni, finalnie zaś zostanie skrócona trzykrotnie, to jest najlepszy dowód na… wyjątkowość charakteru, ale też zdolności regeneracyjnych organizmu 30-letniego zawodnika AS Monaco. A takich twardzieli, i przy okazji fenomenów, publika kocha najbardziej. Jeśli zresztą najpóźniej w dniu meczu z Senegalem Glik ma wrócić do treningów z pełnym obciążeniem – a następnego dnia z zespołem – to chyba nawet Kolumbijczycy nie powinni być zdziwieniu, jeśli już w drugim meczu fazy grupowej pojawi się na boisku. Nawet – od pierwszej minuty.

Lewy z szansą na jubileusze

Nawet jeśli wtorkowy rywal jest nisko notowany – a raczej nieprzypadkowo Litwini zajmują 126 miejsce w rankingu FIFA – i na dodatek, jak słychać, był mocno zmęczony (i to nie tylko meczami), nie sposób nie oddać Robertowi Lewandowskiemu, że jest w o wiele lepszej dyspozycji niż dwa lata temu. Przed Euro 2016 przyjechał na zgrupowanie kadry spóźniony, zmęczony i pozbawiony świeżości; w efekcie trafił do kilku jedenastek największych rozczarowań francuskiego turnieju. Natomiast teraz jest głodny gry, dobrze usposobiony, i strzela niczym na zawołanie. Trzy trafienia w dwóch meczach towarzyskich – każde zupełnie inne, i wymagające naprawdę różnorodnych specjalizacji – wprawiły kapitana naszego zespołu w dobry nastrój. Zatem wcale nie tak trudno wyobrazić sobie, że po powrocie naszej ekipy z mundialu może być okazja do świętowania aż dwóch jubileuszów Lewego. Dotąd w drużynie narodowej RL9 rozegrał 95 meczów i zdobył 55 goli. Gdyby każdą z przytoczonych statystyk poprawił o pięć punktów, oznaczałoby to awans teamu Nawałki do ćwierćfinału, zaś Robert śmiało mógłby myśleć o uplasowaniu się w ścisłej czołówce mundialowych snajperów. Zatem?

Luz a’la Krychowiak i Szczęsny

O ile starcie z Litwą Lewego wprawiło w dobry nastrój, to już Grzegorza Krychowiaka – wręcz przyprawiło o bezczelną pewność siebie. Akurat w przypadku piłkarza, który między towarzyskimi meczami z Chile i Litwą otworzył butik w Warszawie z ekskluzywną odzieżą, to bardzo pozytywny objaw. Krycha bazuje bowiem przede wszystkim na przygotowaniu mentalnym, dzięki któremu jest w stanie zatuszować niedostatki w wyszkoleniu. A we wtorek popisywał się nie tylko krosowymi podaniami, które są jego znakiem firmowym właściwie od czasu gry w kadrze U-20. Wyróżnił się także – niczym Rabah Madjer (czyli algierski piłkarz wszech czasów) w finale Pucharu Mistrzów w 1987 roku – golem zdobytym piętą. Co prawda po analizie VAR anulowano tę bramkę, ale Grzegorz kłócił się nawet przed kamerami TVP, że został przez sędziów okradziony z trafienia. Oczywiście z przymrużeniem oka, co najlepiej dowodzi, iż ma luz niezbędny, aby prezentować klasę taką, jak podczas finałów Euro we Francji.

A skoro już o luzakach mowa, to chyba jeszcze mocniej w tym względzie bryluje Wojtek Szczęsny, który stanąwszy – w drugiej połowie – w bramce przeciw Litwinom, zachowywał się tak, jakby w ogóle nie miał układu nerwowego. Pozwalał sobie na przyjmowanie piłki nogą w naszym polu karnym, nawet na dryblingi, i z wielkim wyczuciem oceniał, czy nieliczne strzały przeciwników zmierzają w światło bramki. Pewnie w każdej innej europejskiej reprezentacji – może z wyjątkiem niemieckiej – przy swoich umiejętnościach, formie i totalnym braku spinki miałby pewne miejsce między słupkami. W naszych realiach wcale jednak nie jest przesądzone, że w ogóle wystąpi w mundialu. Łukasz Fabiański, mimo że nie uchodzi za takiego kozaka jak Szczęsny-junior, i znajduje zatrudnienie w mniejszych klubach niż Wojtek, broni bowiem niczym natchniony. W starciu z Litwą mógł, a w zasadzie powinien przepuścić piłkę lecącą w okienko, ale jednak sobie tylko znanym sposobem sparował piłkę na rzut rożny. To była nie tylko parada, ale wręcz akcja meczu. Goście dopiero po tej akcji stracili bowiem wiarę, że mogą wyrządzić jakąkolwiek krzywdę biało-czerwonym. Nic zatem dziwnego, że Adam Nawałka wciąż trzyma obu byłych golkiperów Arsenalu Londyn w niepewności, któremu powierzy rolę tego pierwszego w Rosji. Na wypadek niespodziewanego urazu woli dmuchać na zimne, co po urazie Glika wydaje się więcej niż zrozumiałe.

Bereś, Kownaś i Góral – wow!

Na osobne potraktowanie po występie przeciw Litwie zasługuje Bartosz Bereszyński. Na Narodowym zademonstrował bowiem wysoką formę, a przede wszystkim – znacznie w porównaniu z momentem wyjazdu do Serie A podwyższoną jakość. Wręcz imponował czuciem piłki i czytaniem gry. Również tym, że nie sprawiało mu żądnej różnicy ustawienie na prawy wahadle i lewej obronie. Jeszcze niedawno wydawało się, że – przy ewidentnie słabszej formie zmagającego się w ostatnich miesiącach z urazami Artura Jędrzejczyka – na boki obrony i wahadła Nawałka ma dwie żelazne kandydatury – Łukasza Piszczka i Macieja Rybusa. Tymczasem zawodnik Sampdorii Genua zrobił taki postęp, i wypracował tak wysoką formę, że jest realną alternatywą dla obydwu doświadczonych defensorów. Zaś sposobem gry, ale też i sylwetką – zwłaszcza gdy nie zgoli zarostu – przypomina Stefana Majewskiego, do którego ma też podobne zdrowie. A jeśli młodsi czytelnicy nie pamiętają godzi się przypomnieć, że Majewski – czyli obecny dyrektor sportowy PZPN – w 1982 roku podczas mistrzostw świata w Hiszpanii odegrał niebagatelną rolę w zespole, który wywalczył wówczas brązowe medale. Mimo że na decydujący o awansie mecz kwalifikacyjny do Lipska z NRD, został dowołany dopiero po kontuzjach aż dwóch wyżej notowanych w rankingu selekcjonera Antoniego Piechniczka konkurentów do gry w naszej defensywie…

Warto również zwrócić uwagę na bardzo solidną formę Dawida Kownackiego i Jacka Góralskiego. Wychowanek Lecha Poznań od zawsze był pupilem Nawałki, ale nigdy wcześniej nie był aż tak wszechstronny, i nie stanowił aż tak wartościowej alternatywy dla Arkadiusza Milika. Drugi – w polskiej ekstraklasie uchodził za bulteriera, lecz nawet jak na defensywnego pomocnika zbyt często uciekał się do zagrań – a przede wszystkim interwencji – zanadto prostych. W Bułgarii dojrzał, rozwinął się piłkarsko, nie zatracił jednak agresywności. Jeśli zatem wystąpiłby – nawet w wyjściowym składzie – przeciw Senegalowi, nikt nie powinien być zdziwiony.
Na koniec warto jeszcze powtórzyć: wynik w meczu z Litwą był nieistotny. Najważniejsza informacja jest taka, że żaden z reprezentantów Polski nie doznał w tym starciu kontuzji…