Wygrany lata w Bayernie

Kilka tygodni wystarczyło, aby opinie o pracy dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia uległy zmianie.


Jeszcze niedawno „Brazzo” musiał żyć z opinią skończonego fajtłapy. Jego syn, Nick, otrzymywał groźby, nakazujące Salihamidziciom opuścić Monachium. Teraz sytuacja się zmieniła, a 19-latek mógł udostępnić w internecie wpis, w którym wyraził dumę ze swojego taty. W pełni zasłużenie.

Zrobił się kłopot

Były reprezentant Bośni i Hercegowiny dyrektorem sportowym Bayernu został w 2017 roku. Początkowo działał jednak – choć zabrzmi to brutalnie – na smyczy Karla-Heinza Rummeniggego i (przede wszystkim) Uliego Hoenessa, którzy twardą ręką rządzili klubem. Gdy jednak obaj z czasem usuwali się w cień, rola „Brazzo” rosła, choć wykonywana przez niego praca nie stała na wysokim poziomie.

Wiadomo, że Bundesliga finansowo nie dorównuje pozostałym ligom top 4, a Bayern zawsze szczycił się zarządzaniem racjonalnym i oszczędnym. Stąd też procesy transferowe w Monachium nigdy nie są proste. To jednak nie jest wytłumaczeniem nieskuteczności Salihamidzicia, który miał ogromne problemy z realizowaniem dobrych zakupów. Początkowo w razie potrzeby sprzątali po nim dwaj bossowie, ale potem zrobił się kłopot. „Brazzo” regularnie dokonywał dziwnych ruchów lub nie dokonywał ich wcale. Pokłócił się z trenerem Hansim Flickiem, który mimo kapitalnych wyników postanowił opuścić drużynę. Aktualny selekcjoner Niemiec narzekał na politykę transferową klubu i zbyt wąską kadrę, podobnie jak – choć bardziej dyskretnie – jego następca, Julian Nagelsmann.

Zacisnął pięści

Po zakończeniu minionego sezonu wiadomo było, że Bayern musi się wzmocnić. Trzeba było załatać kilka dziur, pozbyć się „szrotu”, a także rozwiązać sytuacje Roberta Lewandowskiego i Serge’a Gnabry’ego, którzy nie chcieli przedłużyć wygasających za rok kontraktów – głównie za sprawą opieszałości działaczy, w tym Salihamidzicia. Kibice nie byli optymistami, ale Bośniak zacisnął pięści.

Na kulejącą od lat prawą obronę ściągnięto za darmo (jak w Monachium lubią najbardziej) Noussaira Mazraouiego z Ajaksu, a do pomocy jego klubowego kolegę, wielki talent Ryana Gravenbercha, za skromne jak na tę sytuację 18,5 mln euro. Ni z tego, ni z owego udało się ściągnąć za grosze (32 mln) światową gwiazdę Sadio Mane, idealnie wyłapując moment, w którym Liverpool był chętny do sprzedaży. Do tego już potwierdzono, że za grube pieniądze, oscylujące wokół rekordu transferowego Bayernu, dołączy do drużyny Matthijs de Ligt z Juventusu, szykowany na lidera obrony, która traciła ostatnio za dużo goli. Dodatkowo pozbyto się zbędnych m.in. Marco Roki i Omara Richardsa, inkasując za nich łącznie 20 mln euro.

Sprawa z Lewandowskim nie została otwarta przez Bayern najlepiej, ale ostatecznie klub zarobił na prawie 34-letnim zawodniku 50 mln euro. Mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, a monachijczycy sprzedali „Lewego” na swoim warunkach, do których Barcelona musiała się dostosować – choć rzecz jasna wstępie planowano jeszcze Polaka utrzymać. Udało się także udobruchać Gnabry’ego, ostatecznie przedłużając z nim kontrakt i oferując mu podwyżkę, jednak niższą niż się spekulowało. Wkrótce zaś drugą linię drużyny może wzmocnić czołowy pomocnik RB Lipsk, inteligentny i uniwersalny Konrad Laimer.

Dotrzymali kroku

Wnioski? Nie wiadomo, co się stało, ale Salihamidzić nagle został grubą rybą transferowego biznesu. Ruchy Bayernu wyglądają na ten moment kapitalnie i choć kilka tygodni temu chwalono tylko wzmocnienia Borussii Dortmund, tak teraz widać, że monachijczycy potrafili dotrzymać jej kroku.


Zdiagnozowany nowotwór

Fatalną wiadomość przekazała Borussia Dortmund. U jej nowego nabytku, mającego zastąpić Erlinga Haalanda, Sebastiena Hallera, wykryto guza jądra. W kolejnych dniach odbędą się badania, po których będzie wiadomo, jak długo napastnik będzie pauzował. Podobnych przypadków w ostatnich latach było w Bundeslidze kilka. W maju tego roku raka jądra zdiagnozowano u Timo Baumgartla z Unionu Berlin. Po operacji i chemioterapii zawodnik wkrótce będzie wznawiał treningi, zapewne już w sierpniu. W 2016 roku podobny przypadek spotkał Marco Russa z Eintrachtu Frankfurt, który do gry wrócił po 10 miesiącach.


Na zdjęciu: Szarmancki uśmiech Hasana Salihamidzicia (z prawej) wyraża więcej niż tysiąc słów.
Fot. PressFocus