Wyrównali w końcówce

Od kilku tygodni ŁKS ma w zasięgu ręki pozycję lidera I ligi, ale łódzcy piłkarze zachowują się tak, jak gdyby obawiali się, że fotel lidera parzy. Tym razem już nawet wirtualnie byli na pierwszym miejscu – od 77 do 84 minuty – ale… na własną prośbę zrezygnowali z tego zaszczytu.


Jeśli któryś z zespołów miałby narzekać na remis, to raczej Zagłębie. Przebieg gry wskazywał na lekką przewagę aktywniejszych i bardziej zdeterminowanych gości, którzy jednak nie wykorzystali żadnej z kilku szans w pierwszej połowie (tylko cud uratował ŁKS od straty gola w 43 minucie) i na początku drugiej (strzały Banaszewskiego, Rozwandowicza, Pawłowskiego i Bryły). Przez pierwsze 15 minut po przerwie na boisku było zresztą więcej wartych odnotowania zdarzeń niż przez całą pierwszą, w której jedynym godnym zapamiętania incydentem było zderzenie bramkarza Dawida Arndta z Dawidem Gojnym już w drugiej minucie gry – Arndt wrócił do bramki, ale dotrwał tylko do przerwy.

Wiele było w tym meczu chaosu, chwilami wręcz zwykłej kopaniny bez planu i koncepcji. Cztery żółte kartki dla piłkarzy ŁKS to efekt fauli taktycznych, bo tylko chwytem za koszulkę łodzianie byli w stanie powstrzymać atakujących gości. Jedynym zawodnikiem, który pokazywał, że umie grać w piłkę, był Szymon Pawłowski, indywidualnie przewyższający wszystkich wokół o kilka długości.

Wcale się na to nie zanosiło, ale w 77 minucie to ŁKS strzelił jednak gola, i to po jedynej akcji tego meczu, której nie wstyd pokazywać w powtórkach. Mieszko Lorenc prostopadłym podaniem spod środkowej linii znalazł przy bocznej linii pola karnego Oskara Koprowskiego, ten posłał centrę tuż przy końcowej linii, Maciej Radaszkiewicz piętą odegrał piłkę do Dawida Korta, który miał przed sobą otwartą szeroko bramkę. Niedługo potem przekreślił jednak to prowadzenie jeden z bohaterów opisanej wyżej akcji Koprowski, który tak nonszalancko rozgrywał piłkę pod własnym polem karnym, że podał ją dokładnie do nogi Marka Fabry’ego. Był to pierwszy od czterech meczów gol sosnowiczan na wyjeździe!

Okazało się, że znaki zapytania, o których dzień przed meczem mówił trener Moskal, to nie tylko problem, czy Biel ma grać na lewej czy prawej stronie i gdzie ustawić Trąbkę. Nawet w rezerwie nie było Pirulo, Kowalczyka i Ibe-Torti, a to w przypadku ŁKS wyrwa nie do załatania.

Odnotować warto ligowy debiut w Zagłębiu (choć tylko jednominutowy) 18-letniego jeszcze Michał Barcia. W ŁKS z kolei po raz drugi zagrał jego kolega ze szkółki Stadionu Śląskiego, starszy o rok Grzegorz Glapka.

ŁKS – Zagłębie 1:1 (0:0)

1:0 – Kort, 77 min. (asysta Koprowskiego), 1:1 – Fabry, 84 min.

ŁKS: Arndt (46. Bobek) – Dankowski, Dąbrowski, Monsalve, Koprowski – Biel (80. Glapka), Lorenc, Kort, Kuźma (69. Janczukowicz), Trąbka -Radaszkiewicz (80. Balongo). Trener Kazimierz Moskal.

Zagłębie: Gliwa – Borowski, Jończy, Bodzioch, Gojny – Bryła (72.Klupś), Rozwandowicz (90+3. Masłowski), Szumilas, Pawłowski, Banaszewski (90+3. Barć) – Sobczak (72. Fabry). Trener Artur Skowronek.

Sędziował Grzegorz Kawałko (Olsztyn). Widzów 8200

Żółte kartki: Dąbrowski, Kort, Janczukowicz, Dankowski.


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus