Z drugiej strony. Prezesi, a co z wami?

Jakoś tak skojarzyło mi się to z postawą Polonii Bytom. Trzecioligowcy jako pierwsi przedstawiciele polskiego futbolu publicznie zapowiedzieli gotowość do redukcji kontraktów – co właśnie się dzieje – choć w wielu przypadkach i tak zarabiają tyle, że nie za bardzo już jest z czego schodzić. Ale schodzisz, w obawie przed stratą pracy, przed upadkiem firmy. Niby to zawodnicy, lecz z racji poziomu rozgrywkowego dużo bliżej im do zwykłych zjadaczy chleba niż do piłkarzy z kilkunasto- czy kilkudziesięciotysięcznymi kontraktami, co samo w sobie powoduje pewne odklejenie od rzeczywistości.

Już głośno jest o Jagiellonii Białystok, czyli wielonarodowościowej mozaice, która miała stanowczo sprzeciwić się jakimkolwiek obniżkom pensji. Wiele klubów może wkrótce wypić piwo, jakiego same sobie nawarzyły, opierając kadry na klasycznych zagranicznych najemnikach. Dla przeciwwagi weźmy Lecha Poznań. Potwierdzenia nie mam, nic się o tym nie mówi, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że chłopaki pokroju Jóźwiaka, Puchacza, Gumnego, Modera, Marchwińskiego, dla których ulica Bułgarska to coś więcej niż tylko miejsce pracy, obracają się plecami do działaczy i mówią, że zejść to sobie mogą po schodach, a na pewno nie z kontraktu.

Żeby jednak była jasność, trochę wbrew poprzednim zdaniom – będę bronił piłkarzy. Bronił przed stygmatyzowaniem, przed zaocznym czynieniem z nich hien żerujących na klubach-ofiarach pandemii, co – mam wrażenie – w ostatnich dniach w przestrzeni medialno-internetowo-publicznej się odbywa. Jak każda grupa społeczna, mają swoje za uszami, zwłaszcza że z racji statusu, zarobków i popularności są wystawieni na ostrzał, ale miejmy umiar. Euzebiusz Smolarek, prezes Polskiego Związku Piłkarzy, z którym rozmawiamy w dzisiejszym „Sporcie”, szacuje że 70-80 procent z nich jest gotowych na obniżki, na ustępstwa, czego dowodem już była postawa Śląska Wrocław, czy Wisły Kraków.

Nacisk społeczny skoncentrował się na piłkarzach, a z utęsknieniem wypatruję deklaracji jakiegoś prezesa, dyrektora sportowego, trenera czy innego członka zarządu. – Na czas pandemii obniżam swe wynagrodzenie o połowę! – niech powie, ale niczego takiego jeszcze nie znalazłem (może źle szukałem?). Jeśli takie słowa padły, to na razie tylko z ust Kamila Jadacha, wychowanka, kibica i jednego z liderów GKS-u Jastrzębie. To tak apropo wyższości nie-najemników nad najemnikami.

Tomasz Smokowski ujawnił na antenie „Kanału Sportowego”, że prezesi ekstraklasowych klubów chcieli od PZPN w ramach pakietu pomocowego 80 milionów złotych. Po pięć baniek na klub! Może wtedy rada nadzorcza Ekstraklasy SA zaproponowałaby uchwałę redukującą zarobki nie tylko piłkarzy, ale też działaczy…

Myślę sobie, że skoro związek – mimo wszystko – wyciągnął pomocną dłoń do klubów, że skoro piłkarze też nie zostaną bez grosza, to przyjmując odpowiednią skalę, najbardziej stratni są dziś kibice. No bo grania nie ma, trwa dyskusja, co z ewentualną transzą z tytułu praw TV w razie przedwczesnego zakończenia sezonu, a abonament trzeba płacić. I nikt nic o redukcjach nie mówi!

Ale wiecie co? Obyśmy o tym wszystkim mieli jeszcze siły dyskutować za tydzień, dwa, trzy. Bo to znaczyłoby, że pandemiczny zakręt, do jakiego niechybnie się zbliżamy, nie okaże się aż tak ostry. Perspektywa, że za kilkanaście dni sprawy piłkarskie wyjdą poza nawias poważnej dyskusji, jest z dnia na dzień realniejsza. Niestety.