Z drugiej strony. Zrobić sobie przerwę od świąt…

To był już zdecydowanie czas gorączkowego robienia zakupów, w tym oczywiście prezentów, sprzątania, a po prostu tego całego przedświątecznego zamieszania. Liga udawała się na zimowy sen w okolicach końca listopada, najpóźniej w początkach grudnia. Wydawało się to naturalne, tak jak za naturalne uchodziło… granie w Anglii, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii. Również to świąteczne czy noworoczne.

Od pewnego czasu twórcy kalendarza w Polsce nawiązują do tych europejskich trendów (choć w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia czy w Nowy Rok rywalizacji o punkty jeszcze się nie toczy). Tłumaczą, że nie ma wyboru – trzeba dostosowywać się do kalendarza międzynarodowego. Tak zresztą się dzieje i w przypadku siatkarzy, i koszykarzy, i hokeistów, nie mówiąc już o przedstawicielach najbardziej klasycznych dyscyplin zimowych, bo ci z założenia muszą łapać zimę wtedy, kiedy ona jest; a uwzględniając zmiany klimatyczne, jest jej coraz mniej.

Piszę o tym wszystkim w związku z właśnie odbywającymi się ostatkami ligowego grania w Polsce, no i zainteresowaniem popisami piłkarzy. W czwartek na Stadionie Ludowym w Sosnowcu, gdzie przyjechała zaprzyjaźniona z Zagłębiem Legia – było nie było mistrz Polski – zgromadziło się ok. 3300 ludzi. W Szczecinie, gdzie Pogoń podejmowała Śląsk Wrocław było 4 tysiące ludzi z małym okładem. Wczoraj w Gliwicach na meczu czołowych drużyn ligi, Piasta i Jagiellonii, ok. 3 tysiące. Ciut lepiej było w Gdyni, gdzie Arkę i Wisłę Płock oglądało niespełna 4 tysiące.

Nie da się ukryć – wpisuje się to w ogólny trend, jaki pojawił się w tym sezonie – trend bardzo niepokojący, bo związany ze spadkiem przychodów praktycznie wszystkich klubów z tzw. dnia meczowego. Co rzecz jasna wiąże się zwłaszcza z mniejszą niż w poprzednich latach liczbą widzów na trybunach.

O co w tym chodzi? Zapewne o to, o czym… wiemy! O poziom poszczególnych meczów, jakość drużyn i związany z tym nieszczęsny, pucharowy kontekst międzynarodowy. Może i o często podnoszony problem braku identyfikacji z drużynami naszpikowanymi cudzoziemcami, choć… na zachodzie powinni mieć tak samo, a nie mają. No ale tam grają cudzoziemskie gwiazdy, a u nas głównie odrzuty.

No więc skoro pustawo (albo przynajmniej nie za pełno) jest na stadionach wtedy, kiedy dominują miłe dla ciała temperatury, to dlaczego miałoby być lepiej wtedy, kiedy jest zimno i ponuro, a nasze myślenie koncentruje się na świętach, rodzinie, prezentach, no i jeszcze sylwestrze. Tym bardziej, że drużyny i piłkarze w swojej masie dają niestety serdecznie mało powodów, by zrobić sobie przerwę od świąt i pójść ich oglądać.