Z klubów powiało optymizmem

Minione półrocze w wykonaniu reprezentacji Polski nie było udane, podobnie zresztą jak cały rok 2018. Czu to oznacza, że w marcu powinniśmy nastawiać się na niechcianą kontynuację?

Niższa skala trudności

– Mundial nie wyszedł naszej drużynie w równym stopniu, jak późniejsze występy w Lidze Narodów. Rywale w obu tych rozgrywkach okazali się zbyt silni dla biało-czerwonych, taka jest po prostu prawda. Tyle że teraz – przy całym szacunku dla Austriaków i innych naszych grupowych przeciwników – skala trudności będzie dla biało-czerwonych inna. To znaczy niższa – przekonuje [Tomasz Sokołowski], były reprezentant Polski, gracz m.in. Stomilu Olsztyn, Legii Warszawa i Ruchu Chorzów. – A trzeba także wziąć poprawkę na fakt, że na gorszy – nawet zdecydowanie – okres reprezentacji złożyła się także kiepska sytuacja w klubach kilku znaczących reprezentantów, która skutkowała znaczącym spadkiem formy. Dziś generalnie sytuacja kadrowiczów – zdrowotna, ale także sportowa – jest lepsza. Dlatego jestem optymistą.
Sokołowski potwierdzenie powyższej tezy rozpoczyna od pokazania sytuacji Roberta Lewandowskiego, który nie tylko został drugim wicekapitanem Bayernu, ale przede wszystkim znów jest szczęśliwy w Monachium. I od początku tegorocznych przygotowań wysyła wyłącznie pozytywne sygnały.

Lepszy niż tylko PESEL Bednarka

– Najważniejsze jednak, że wreszcie regularnie w Southampton zaczął grać Janek Bednarek. To przecież podstawowy stoper naszego zespołu narodowego, którego największym mankamentem – oprócz niewielkiego doświadczenia – był brak rytmu meczowego. Stąd w reprezentacji przytrafiały mu się błędy taktyczne, które na międzynarodowym poziomie nie uchodziły bezkarnie. Teraz jest w zdecydowanie wyższej formie, więc jeżeli odpowiednio zgra się jeszcze z Kamilem Glikiem, to taki stabilny duet stoperów może dawać jeszcze więcej jakości drużynie, niż swego czasu para Glik – Michał Pazdan – analizuje Sokołowski. – Bo za Bednarkiem przemawia nie tylko… PESEL, ale także lepsze warunki fizyczne od Pazdana, i bardziej urozmaicony sposób wyprowadzania piłki. Już gra nowocześniej, a przecież w dalszym ciągu się rozwija.
W dyskusji o noworocznych plusach w reprezentacji nie może oczywiście zabraknąć wątku pozostałych napastników – Arkadiusz Milik wrócił przecież do życiowej dyspozycji, zaś Krzysztof Piątek finalizowanym właśnie transferem do AC Milan zaskoczył nawet… siebie – ale zespół, jak chcą klasycy, buduje się od tyłu. A w tym aspekcie Jerzy Brzęczek zaskoczył o tyle, że zapowiedział, iż ranking w bramce będzie ogłaszał raz na pół roku. Co nie wszystkim przypadło do gustu.

Troska o dobre samopoczucie

– Za dużo jest w takim podejściu teorii, za mało praktyki. Po prostu zawsze powinien bronić najlepszy, bez takich sztucznych założeń. Żywy organizm charakteryzuje się tym, że ma lepsze, ale też i słabsze momenty. Selekcjoner powinien być przygotowany również na tę drugą ewentualność i nie odbierać sobie prawa do rotacji między słupkami – mówi uczestnik dwóch mundiali, były bramkarz, a także były szkoleniowiec golkiperów reprezentacji Polski, [Jacek Kazimierski]. – Jakiś czas kręcę się już w tym biznesie, ale jeszcze z takimi periodami się nie spotkałem. Dlatego uważam, że to nie ma sensu.

– Jeżeli selekcjoner jest zdania, że warto w ten sposób dodać pewności siebie bramkarzowi, na którego będzie stawiał w najbliższym okresie, to można jedynie przyklasnąć – broni jednak decyzji Brzęczka Sokołowski. – Mówimy przecież o bardzo wysokim, światowym wręcz poziomie zarówno Wojtka Szczęsnego, jak i Łukasza Fabiańskiego. Na tyle wysokim, że trener kadry podczas zgrupowań może zadbać jedynie o ich dobre samopoczucie. Co właśnie w mojej ocenie zapowiedział.

A może Kurzawa?

Tak naprawdę więc, jeśli idzie o defensywę, problem może być w tym momencie jedynie z obsadą boków w obronie. A w zasadzie z obsadą jednej z flanek, bo tę drugą – niezależnie lewą czy prawą – na dobrym poziomie powinien zabezpieczyć Bartosz Bereszyński. Defensor Sampdorii zmagał się co prawda od grudnia z urazem – przez co przepadło mu pięć kolejek w Serie A, a także mecz w Copa Italia – ale na początku obecnego tygodnia wrócił do treningów na pełnych obrotach.
– Z prawej strony przyzwoity poziom jest w stanie zagwarantować także Tomasz Kędziora, natomiast z lewej – Maciek Rybus. Tyle że jesienią ten drugi musiał walczyć z kontuzją, więc selekcjoner był zmuszony szukać alternatywy. Padło na Arkadiusza Recę, w którego w moim odczuciu nadal warto inwestować. Tyle że ze świadomością, że w kwalifikacjach Euro 2020 jeszcze nie będzie przydatny reprezentacji. Jest melodią, niewątpliwie interesującą, tyle że znacznie dalszej przyszłości – ocenia Sokołowski. – Dziwię się natomiast, że przy ubogim stanie posiadania, trener Brzęczek nie sprawdził dotąd na tej pozycji Rafała Kurzawy. To wydolny zawodnik, ze świetną lewą nogą. Wydaje mi się, że mógłby sobie poradzić w tym sektorze boiska lepiej niż na lewym skrzydle w drugiej linii. I nadal zagrażać rywalom stałymi fragmentami.

Nawałka może pomóc kadrze

To ciekawe, żeby nie powiedzieć – osobliwe – spojrzenie na przydatność Kurzawy do kadry. Nie sposób jednak nie zauważyć, że jesienią Rafał przegrał rywalizację o miejsce na boku pomocy w reprezentacji. I to nie tylko z rutynowanym Kamilem Grosickim. Również z Przemkiem Frankowskim, Damianem Kądziorem i przyzwyczajonym już chyba do roli dżokera w drużynie narodowej Kubą Błaszczykowskim.

– Liczba goli strzelanych w kadrze przez Lewandowskiego zawsze w największym stopniu zależała od tego, jak nasze akcje napędzali skrzydłowi. Dlatego trochę szkoda, że Frankowski przeprowadzką do Chicago skomplikuje sobie życie. Zwłaszcza że sytuację Błaszczykowskiego nadal trzeba traktować jako niepewną. Można natomiast mieć nadzieję, że Adam Nawałka przywróci Maćka Makuszewskiego do reprezentacyjnego formatu. Gdyby nie podatność zawodnika Lecha Poznań na urazy, byłbym wręcz tego pewien – nie ukrywa Sokołowski. – A że z gry w środku pola duet Grzegorz Krychowiak – Mateusz Klich mogą wyeliminować tylko kartki lub kontuzje, niewiadomą pozostaje jedynie, czy selekcjoner wciąż będzie upierał się przy Piotrze Zielińskim na pozycji numer dziesięć.

Problem z wysoką inteligencją

Może bowiem również skorzystać z nienotowanego dotąd w – przynajmniej w najnowszej historii Polski – bogactwa wśród napastników. Pozycja Lewandowskiego jest poza sporem, natomiast Milik w 16 ligowych meczach, w których wystąpił w barwach SSC Napoli, rozegrał w sumie 979 minut, co przy 10 golach daje więcej niż przyzwoitą częstotliwość trafień w wykonaniu 25-latka. A Piątek plasuje się przecież wyżej w klasyfikacji strzelców Serie A, nie dziwne więc, że (co najmniej) 40 milionów euro za jego kartę skłonne byłyby wyłożyć zarówno West Ham United, jak i mający pierwszeństwo przy zakupie z Genui AC Milan. Teoretycznie, przy nierównej formie i niestabilnej pozycji – zarówno w klubie, jak i reprezentacji – nieoddającej umiejętności Zielińskiego, wybór przez Brzęczka drugiego napastnika na pozycję numer 10 wydaje się jedynym sensownym. Ale…

– Zieliński rzeczywiście stanowi problem tej reprezentacji. Ma przebłyski, a nawet momenty znamionujące rzadki talent, ma wysoką boiskową inteligencję oraz świetny drybling. I w ogóle wszelkie dane, żeby wyłamywać się ze schematów i zaskakiwać rywali, ale częściej zawodzi niż zachwyca – nie ma wątpliwości Sokołowski. – Przy całym szacunku dla klasy i międzynarodowej marki trzech naszych napastników, nie skreślałbym jednak Piotra. To selekcjoner musi elastycznie dobierać wykonawcę na pozycję numer dziesięć w zależności od tego, z kim gra. A przede wszystkim – gdzie: u siebie, czy na wyjeździe. Przy takim podejściu Zieliński może wypełniać całkiem istotną rolę w koncepcji Brzęczka. Kadra jest od początku stabilna, co warto docenić, a dodatkowo – selekcjoner po jesieni już wie, jak nasz zespół nie powinien być ustawiany. Jeśli zatem zdrowie nadal będzie dopisywało wszystkim wiodącym kadrowiczom, to w zasadzie trudno nie być optymistą…

Na zdjęciu: W ostatnim jesiennym meczu reprezentacji Polski Przemysław Frankowski skakał wyżej niż Joao Cancelo, i grał naprawdę dobrze. Zimą – postanowił skomplikować sobie życie przeprowadzką do USA…