Zabawa w głuchy telefon trwa w najlepsze

Apoloniusz Tajner, od trzech tygodni, nie rozmawia z Michalem Doleżalem. Z Adamem Małyszem owszem, ale wydaje się, że to nie pomaga w rozwiązywaniu problemów, których jest sporo.


Po raz pierwszy od sześciu lat ani jeden z reprezentantów Polski nie zmieścił się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Był przełom 2015 i 2016 roku. Ostatni sezon Łukasza Kruczka w roli trenera „biało-czerwonych”, kiedy to Polacy spisywali się w zawodach PŚ… poniżej krytyki. 64. Turniej Czterech Skoczni, w pięknym stylu, wygrał Peter Prevc, który zdominował wówczas rywalizację na skoczniach. Kamil Stoch zajął 23. miejsce w niemiecko-austriackich zawodach.

Tak niska lokata spowodowana była głównie tym, że w finałowym konkursie w Bischofshofen Stoch nie wszedł do drugiej serii. Stefan Hula został wówczas sklasyfikowany o dwa miejsca niżej od kolegi z reprezentacji, bo nie powiodło mu się w Oberstdorfie, kiedy to nie dostał się do trzydziestki.

Od tamtej pory nie było – aż do teraz – sytuacji, by choć jeden z Polaków nie zaliczył w Turnieju Czterech Skoczni startu z kompletem ośmiu skoków. Piotr Żyła, który zakończył rywalizację na 15. miejscu w klasyfikacji generalnej, nie awansował do drugiej serii w Oberstdorfie. Następnie trzy razy kończył zawody w drugiej dziesiątce, a najlepsze, 11. miejsce, zajął w Ga-Pa. Na olimpijskim obiekcie czuł się najlepiej, co zresztą podkreślił w rozmowie ze skijumping.pl Michal Doleżal, trener naszej reprezentacji.

Czeski szkoleniowiec z całokształtu startu swoich podopiecznych zadowolony być, rzecz jasna, nie mógł. – Po Oberstdorfie wiedzieliśmy, że ten Turniej – jeżeli chodzi o walkę o wysokie cele – się dla nas zakończył. Cieszę się z niezłej postawy Piotra, a także z tego, że przebudził się Dawid Kubacki – powiedział trener reprezentacji Polski.

Na temat Kamila Stocha, Doleżal się nie wypowiedział. W takim sensie, że nie odniósł się do jego słabej dyspozycji. Podkreślił jedynie, że nie jest przesądzone, czy trzykrotny mistrz olimpijski wystartuje w konkursach Pucharu Świata w Zakopanem, które odbędą się 15 i 16 stycznia.

Przypomnijmy, że gdy Stoch wyjeżdżał po nieudanych kwalifikacjach do konkursu w Innsbrucku, przesądzone było, że nie weźmie udziału w konkursach w Bischofshofen. Ani tych w ramach Turnieju Czterech Skoczni, ani też w tych, które czekają nas i skoczków dziś i jutro. W sobotę rozegrany zostanie konkurs indywidualny, a w niedzielę odbędą się drugie w tym sezonie zawody drużynowe.

Decyzja ta podyktowana była przede wszystkim przyszłością, a konkretnie igrzyskami olimpijskimi w Pekinie. Impreza rozpoczyna się 4 lutego, a dzień później rozegrane zostaną kwalifikacje do konkursu na skoczni normalnej, który odbędzie się 6 lutego. Rywalizacja indywidualna na dużej skoczni przewidziana jest na 12 lutego, a dwa dni później odbędzie się konkurs drużynowy.

Wszystkie wymienione daty są obecnie nie tylko dla Kamila Stocha, ale dla całego naszego zespołu najważniejsze. Jeżeli w Zhangjiakou, czyli miejscowości, gdzie znajdują się olimpijskie skocznie, będzie lepiej, dużo lepiej, aniżeli jest teraz, to o słabych starcie w Turnieju Czterech Skoczni i wycofaniu Kamila Stocha z tej imprezy wszyscy zapomnimy. Może inaczej. Wszyscy chcielibyśmy o tym jak najszybciej zapomnieć.

Nie będziemy również pamiętać o wypowiedzi, jakiej udzielił prezes Polskiego Związku Narciarskiego, [Apoloniusz Tajner]. Jeszcze przed finałowym konkursem T4S sternik naszego narciarstwa powiedział, że… nie rozmawia z Michalem Doleżalem!

– Jestem w stałym kontakcie z Adamem Małyszem. Od co najmniej trzech tygodni nie kontaktuję się bezpośrednio z Michalem Doleżalem, aby nie omijać drogi, którą sobie narzuciliśmy – powiedział w rozmowie z Interią, Tajner. Takie słowa, jakkolwiek by do nich nie podchodzić, brzmią wręcz groteskowo. Wychodzi bowiem na to, że Małysz rozmawia z Doleżalem. Tajner z Małyszem, a prezes związku z trenerem reprezentacji już nie. Przypomina się przedszkolna zabawa w głuchy telefon.

Nie chodzi o to, byśmy namawiali prezesa do stanowczych ruchów. Wiele razy w skokach narciarskich byliśmy świadkami metamorfoz, których nawet najwięksi optymiści się nie spodziewali.

Najlepszym przykładem jest to, co stało się 20 lat temu przed IO w Salt Lake City, kiedy to Simon Ammann, po upadku w Willingen, pojechał na igrzyska i zdobył dwa złote medale. Osiem lat później, przed IO w Vancouver, Adam Małysz podczas Turnieju Czterech Skoczni radził sobie przeciętnie, a następnie przywiózł z Kanady dwa srebrne medale olimpijskie. Bylibyśmy zachwyceni, gdyby teraz przytrafiło się coś podobnego.


Kadra bez zmian

W składzie biało-czerwonych nie nastąpiły żadne zmiany w porównaniu z ostatnim konkursem Turnieju Czterech Skoczni. W Bischofshofen wystartują więc: Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Paweł Wąsek, Andrzej Stękała i Jakub Wolny. W sobotę o 16.00 rozpocznie się konkurs indywidualny, poprzedzony kwalifikacjami (14.30), a na niedzielę (16.00) zaplanowano konkurs drużynowy.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus