Zagłębie Sosnowiec. Panowie własnego losu

Nie ma nic gorszego, gdy na Twoim stadionie rywal świętuję, np.: awans do ekstraklasy. Tak było w piątkowy wieczór gdy Stal Mielec przypieczętowała w Sosnowcu powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej po 24 latach. Zagłębie jest na drugim biegunie, bo wciąż drży o I-ligowy byt.


W ostatniej kolejce zagra z ostatnią drużyną w tabeli, zdegradowaną już ekipą z Suwałk. Wszystko w nogach i głowach piłkarzy z Sosnowca, którzy z Wigrami po prostu muszą wygrać, aby nie oglądać się na rywali. Być może wystarczy remis, a nawet porażka w ostatnim meczu nie sprawi, że sosnowiczanie spadną z ligi.

Jeśli jednak Zagłębie nie chce się nadal kompromitować – bo jak inaczej nazwać cztery porażki z rzędu na własnym stadionie – na koniec muszą odnieść zwycięstwo.

Nie zmyje ono plamy, jaką dało w tym sezonie Zagłębie, ale sprawi, że sosnowiczanie nie wrócą do II ligi, z której z mozołem wygrzebywali się siedem lat. Mimo, że rywalem zespołu Krzysztofa Dębka będzie „czerwona latarnia” I ligi ekipa ze Stadionu Ludowego na pewno nie może być pewna swego.

Sosnowiczanie grają tragicznie i chyba tylko statystyki spotkań wyjazdowych w tym roku dają nadzieje na honorowe zakończenie rozgrywek. Mecz ze Stalą był kolejnym, w którym zagłębiakom chęci i animuszu, a może po prostu umiejętności starczyło zaledwie na kilkanaście minut.

– Do przerwy, a w praktyce do straty pierwszej bramki nie podejrzewaliśmy, że ten mecz może tak wyglądać. Realizowaliśmy dobrze nasz plan, mieliśmy kilka odbiorów, a Stal nie była tą drużyną, którą oglądaliśmy w poprzednich meczach. Mieliśmy wyśmienitą sytuację do wyjścia na prowadzenie, graliśmy wysoko.


Czytaj jeszcze: Zagłębie Sosnowiec kompromituje się dalej


Straciliśmy bramkę po rykoszecie. Natomiast to, co się stało po przerwie, nie miało prawa się zdarzyć. Rozmawialiśmy w szatni, chcieliśmy kontynuować grę. Tymczasem w trzydziestej sekundzie drugiej połowy straciliśmy drugą bramkę, która załatwiła sprawę, potem kolejny gol w krótkim odstępie czasowym  i jest po sprawie – powiedział po meczu trener Zagłębia.

Gospodarze znów mieli plan, znów podobno go realizowani, oczywiście do czasu, czytaj do momentu straconej bramki…Innymi słowy gdyby rywal nie dobył bramki to zapewne sosnowiczanie by nie przegrali. Taką teorię można wysnuć po komentarzu szkoleniowca Zagłębia, problem w tym, że w tej rundzie było kilka spotkań gdy to zagłębiacy obejmowali prowadzenie, ale mimo to nie potrafili go utrzymać do końca spotkania.

Nie ma co się czarować. Ekipa z Ludowego gra w tym sezonie źle, trzeci trener, który próbuje to poskładać ma te same problemy co dwaj poprzednicy i tylko jakiś zryw, przebłysk umiejętności któregoś z graczy może przynieść w ostatnim meczu punkty gwarantujące utrzymanie. Potem nastąpi czas rozliczeń i zapewne pożegnań. Gorzej gdy będzie się trzeba żegnać nie tylko z piłkarzami, ale także klasą rozgrywkową…

Fot. zaglebie.eu