Zerowa skuteczność kadry młodzieżowej

Choć logika – i statystyka starć polsko-portugalskich, zwłaszcza w kategoriach juniorskich i młodzieżowych – nakazywała z dużą ostrożnością oceniać szanse biało-czerwonych w barażowym starciu z rówieśnikami z Portugalii, 10 tysięcy widzów na Arenie Zabrze (wynik więcej niż przyzwoity na meczu reprezentacji innej niż pierwsza) miało nadzieję na niespodziankę ze strony podopiecznych Czesława Michniewicza. On sam zaś – choć w trakcie zgrupowania w Chorzowie nie brakowało mu zmartwień – zapewniał, że rywale niczym jego zespołu nie powinni zaskoczyć. – Mamy ich rozpracowanych do siódmego pokolenia wstecz – żartował.

Kadra to nie pestka…

Na pewno natomiast zaskoczył on sam – desygnowaniem do gry Krystiana Bielika. Dla stopera Arsenalu (aktualnie na wypożyczenie w Charlton) był to bowiem debiut w kadrze młodzieżowej – i to od razu w tak kluczowym spotkaniu. Rozbicie żelaznego duetu Paweł Bochniewicz – Mateusz Wieteska było oczywiście wynikiem choroby tego pierwszego. Infekcja okazała się na tyle poważna, że obrońcy Górnika – a to jedyny zawodnik, który zagrał wszystkie 10 meczów grupowych w pełnym wymiarze czasowym – zabrakło nawet wśród rezerwowych.

Bielik na dodatek od razu rzucony został na bardzo głęboką wodę: jako „półlewy środkowy”, asekurować musiał Kamila Pestkę. Defensor Cracovii w lidze gra rzadko i nieregularnie, potwierdzając niejako regułę, że polska piłka reprezentacyjna na każdym poziomie ma problem z lewą obroną. I to ona ostatecznie najpierw zaczęła się chwiać, a potem – stała się przyczyną naszego boiskowego nieszczęścia.

Ćwiartka biało-czerwona

Dokładnie przez pierwsze ćwierć tego meczu – do 22-23 minuty – Polacy nie tylko konsekwentnie realizowali strategię trzymania przeciwnika z dala od naszej „szesnastki”, ale i sami szukali okazji na „ukłucie”. I mieli nawet takową; Konrad Michalak dostał podanie za plecy portugalskich obrońców, ale gdy z narożnika pola karnego składał się do uderzenia na bramkę skracającego kąt Joela Pereiry, został zablokowany przez Yuriego Ribeiro.

Michalak – z włączającym się po jego stronie do akcji zaczepnych Robertem Gumnym i schodzącym w tę strefę Bartoszem Kapustką – czynił sporo wiatru na prawej flance naszej ofensywy; brakowało jednak czegoś, co trenerzy zwykli nazywać „ostatnim podaniem”.

Do trzech razy sztuka

Gościom sygnał do ataku dał Andre Horta; to on po lewej stronie defensywy polskiej uruchomił Joao Carvalho, któremu duet Bielik-Pestka nie przeszkodził w dograniu piłki; uratował nas od utraty gola Kamil Grabara, odbijając piłkę nogą. 60 sekund później z tej samej strony „wjechał” w nasze pole karne Diogo Goncalves; jego płaskie podanie „w piątkę” nerwowo wyekspediował na róg Bielik.

Przy trzeciej akcji tą flanką apelacji już nie było. Piłkę pod polem karnym gości stracił Sebastian Szymański, Joao Carvalho wzdłuż linii plasowanym podaniem wypuścił Joao Felixa, którego Bielik – na starcie spóźniony o trzy metry – nie miał prawa dogonić. Pestki na swojej stronie nie było, bo wcześniej… próbował włączyć się w akcję wspomnianego Szymańskiego. Felix, który – choć kusiła go Chelsea – 10 dni temu przedłużył kontrakt z Benficą, z klauzulą odstępnego w wysokości… 180 mln euro (!), wykorzystał zaś niezdecydowanie Wieteski i odnalazł idealnym podaniem Diogo Jotę. Gumny co prawda w momencie rozpoczęcia tej akcji był jeszcze tuż przy nim, ale w decydującym momencie zgubił krycie i napastnik Wolverhampton z bliska musiał wpakować piłkę do pustej bramki.

Kwadrans nader frustrujący

Strata gola mocno podcięła – dosłownie! – skrzydła naszej reprezentacji. Nagle zabrakło odwagi, by – jak wcześniej – przynajmniej próbować przedzierać się w ten sposób pod bramkę rywali. Dopiero w ostatniej minucie tej odsłony udało się oddać strzał; po rykoszecie piłka uderzana przez Szymona Żurkowskiego minęła jednak słupek. To był kwadrans bardzo bolesny dla oczu polskiego kibica, a i dla paru naszych graczy – również dosłownie. Od Gedsona Fernandesa w starciach fizycznych nasi (Dawid Kownacki i Kapustka chociażby) odbijali się jak trampkarze od seniora; Andre Horta z kolei nie dawał sobie odebrać piłki atakowany nawet przez trzech przeciwników.

Przewagę w tym okresie goście mogli udokumentować podwyższeniem prowadzenia; na szczęście dla nas Kamil Grabara przeniósł nad poprzeczką piłkę uderzaną przez Joao Felixa.

Szturm bez satysfakcji

W II połowie goście sprawiali wrażenie usatysfakcjonowanych wynikiem, gospodarze zaś bezskutecznie próbowali sklecić jakąś bramkową sytuację. Wrażenie owej bezradności w polskim wykonaniu odmienili dopiero zmiennicy. Filip Jagiełło już w 40. sekundzie od wejścia na murawę sprawdził czujność Joela Pereiry, przymierzając pod poprzeczkę: okazała się bez zarzutu. Krótko potem błysnął Grabara; zdołał uderzenie Joao Carvalho z ostrego kąta obronić, choć sytuację Portugalczyka mamy prawo nazwać stuprocentową.

W odpowiedzi – po centrze Jagiełły i „bilardzie” między obrońcami gości – piłka toczyła się już do bramki przyjezdnych, ich golkiper z kocią zwinnością zdołał ją jednak w ostatniej chwili wypchnąć poza słupek. „Piłkę meczową” w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry miał jeszcze Kapustka; po kolejnym dośrodkowaniu pomocnika Zagłębia Lubin, nie trafił jednak – główkując – w światło portugalskiej bramki.

Włoskie murawy we mgle

Skromne 0:1 jednoznacznie nie przesądza jeszcze losów rywalizacji w dwumeczu. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że – zwłaszcza po zmianie stron – Portugalczycy nie mieli wielkiej ochoty na forsowanie tempa i pokazywanie pełni swych możliwości. W tym kontekście ewentualna droga biało-czerwonych na boiska Włoch i San Marino (tam odbędą się finały) jest dziś bardzo odległa i mocno zamglona…

 

Polska – Portugalia 0:1 (0:1)

0:1 – Diogo Jota, 30 min (asysta Joao Felix)

POLSKA: Grabara – Gumny, Wieteska, Bielik, Pestka – Żurkowski, Dziczek – Michalak (67. Jóźwiak), Kapustka, Szymański (72. Jagiełło) – Kownacki (77. Świderski). Trener Czesław MICHNIEWICZ.

PORTUGALIA: Joel Pereira – Diogo Goncalves, Jorge Fernandes, Diogo Leite, Yuri Ribeiro – Andre Horta (86. Bruno Costa), Eustaquio, Joao Carvalho, Gedson Fernandes – Joao Felix (75. Rafael Leao), Diogo Jota (65. Tavares). Trener Rui JORGE.

Sędziował Georgi Kabakow (Bułgaria). Widzów 12982. Żółte kartki: Kapustka (48. faul), Gumny (56. faul).

Rewanż – 20 listopada w Chaves (godz. 18.00).

 

Czesław MICHNIEWICZ, trener reprezentacji Polski

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

– Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten wieczór. Liczyliśmy, że uda się strzelić gola i powalczyć o zwycięstwo. Bardzo boli też strata bramki w okolicznościach, których chcieliśmy uniknąć: po naszej stracie piłki w akcji ofensywnej i świetnej kontrze rywali. Portugalczycy – o czym wiedzieliśmy – doskonale operowali piłką, imponowali wyszkoleniem technicznym. My – przynajmniej do momenty straty gola – przeciwstawialiśmy się temu walką, determinacją i ambicją.

Przy stanie 0:1 dominacja przeciwników była już jednak bardzo widoczna i dopiero w szatni – gdy powiedzieliśmy sobie parę słów – ponownie udało się odzyskać wiarę w możliwość odwrócenia losów gry. Impuls dali też zmiennicy. Generalnie II połowa wlała trochę optymizmu i nadziei, ale to Portugalia jest dziś oczywiście o jedną bramkę bliżej wyjazdu na finały mistrzostw Europy.