Żegnaj, Krzysztofie!

A co mi zostało z hokeja? No, niech sobie przypomnę – mruży znacząco oko nasz bohater.


Zmarł Krzysztof Bujar

A po chwili dodaje: – Uszkodzony obojczyk, ale to za bajtla. A potem dwa razy szyte oba łuki brwiowe, złamany nos i nieco później szczęka, złamany nadgarstek, a na igrzyskach olimpijskich złamany palec, ale grałem do końca. Ostał się cały kręgosłup, ale na stare lata go leczę, bo ruscy trenerzy zniszczyli go dźwiganiem sztangi – takiej Jego opowieści, mniej więcej rok temu, słuchałem w kawiarni Zillmann przy nikiszowieckim rynku – o pięknej przygodzie sportowej, której ukoronowaniem był występ w turnieju olimpijskim w Albertville ’92. Barwne opowieści o śląskiej, tradycyjnej rodzinie, o tacie hokeiście i trenerze, Tadeuszu, który twardą ręką wychowywał synów. Wszystkie opowiastki były przeplatane dowcipami, by przypadkiem nie „zanudzić” sportowym życiorysem. Był kawalarzem, ale jednocześnie podchodził do wszystkich swoich obowiązków niezwykle serio i wywiązywał się z nich wzorowo, jak nakazuje śląska tradycja.

Aż trudno uwierzyć, że o Krzysztofie Bujarze (61 lat) muszę pisać w czasie przeszłym. Wczorajsza informacja o Jego śmierci, zdecydowanie przedwczesnej, mocno mnie zaskoczyła i zmroziła. Przecież jeszcze nie tak dawno podczas 100-lecia Naprzodu śmigał po lodzie jakby był nastolatkiem. Niestety, śmiertelna choroba dała o sobie znać szybciej niż moglibyśmy sobie wyobrazić.

Pogrzeb odbędzie się w czwartek, 21 września o godzinie 13:00 w Parafi św. Barbary w Katowicach Giszowiec.

Żegnaj, Krzysztofie!


Fot. Archiwum Naprzodu Janów