Antoni Piechniczek: Na morzu zdarzają się gorsze rzeczy

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, dwukrotnym selekcjonerem reprezentacji Polski.


Gdy informowano wszem i wobec, że Adam Nawałka jest już dogadany z Cezarym Kuleszą, w poszukiwaniach selekcjonera nastąpił zwrot. Trener Nawałka może czuć się zawiedziony?
Antoni PIECHNICZEK:
– Uważam, że został potraktowany niepoważnie. To nie jest mebel, który można odstawić na bok, by sobie stał przez tygodnie, miesiące albo i całe życie. Jeśli prezes Kulesza ustalił warunki i nie uprzedził, że ma jeszcze kogoś w planach, to Adam rzeczywiście może czuć się niezbyt komfortowo. Nie wiemy wszystkiego i podejrzewam, że nie wszystko wiedzą też zawodnicy, którzy oceniają w jakiś sposób tę sytuację. Pamiętamy, co zostało powiedziane na gali „Przeglądu Sportowego”. Mieliśmy doskonałą okazję wysłuchania Roberta Lewandowskiego, który jasno dał do zrozumienia, że w w obecnej sytuacji najlepszą opcją jest trener Nawałka. Absolutnie przyznaję mu rację. Oczywiście – nie twierdzę, że na świecie nie ma trenerów o wyższych notowaniach, ale skoro ma największe dane, skoro niebawem mecz o wszystko na Łużnikach, to nie ma się co zastanawiać.

Co pan sądzi o kandydaturze Andrija Szewczenki?
Antoni PIECHNICZEK:
– Trzeba by mieć tupet, proponując 2,5 miliona euro facetowi, który nie daje żadnej gwarancji tego, że jest lepszy i wygra na Łużnikach, da nam awans na mundial. Czy to są prywatne pieniądze pana Kuleszy, czy środki PZPN? Nawet jeśli ta kasa będzie pochodziła od sponsorów, to po jaką cholerę wyciągać aż tyle? 2, 2,5 czy 3 miliony euro za sezon… Każdy kolejny szanujący się trener zainteresowany posadą w reprezentacji Polski będzie oczekiwał podobnej sumy, albo i większej. Nikt nie będzie chciał pracować za mniej. Dla mnie to skandaliczne. Czy dalibyśmy radę szybko wymienić, kto w Polsce zarabia 2,5 miliona euro? Mówię o pensji, nie zysku w firmie, bo to zasadnicza różnica. Oferowanie takiej pensji to w moim odczuciu brak rozsądku i dziwię się reszcie zarządu PZPN, jeśli nikt tam się nie odezwał. Panowie, no kur zapiał, gdzie wy żyjecie? Nie można patrzeć przez pryzmat zarobków naszych reprezentantów. Gdyby grali w polskiej lidze, zarabialiby na miarę polskiej ligi. Selekcjoner-obcokrajowiec też musi brać pod uwagę kraj, w którym pracuje. Gdyby była mowa o kadrze Francji czy Niemiec – to wtedy niech trener zarabia 5 albo 10 mln euro. Nie obchodzi mnie to. Podkreślam od razu, że nie przemawia przeze mnie żadna zazdrość związana z tym, że ja pracowałem za mniej. Nie! Jestem człowiekiem sportu i mam prawo wyrazić swoją opinię. Bozia obdarowała mnie talentem, zdrowiem, nie narzekam na swoją sytuację i nikomu też nie zazdroszczę, zwłaszcza porównując, ile zarabiałem ja, a ile Pohl, Cieślik, Brychczy. Każdy z nich był dobry w określonych czasach, sytuacji polityczno-ekonomicznej. To wszystko uwzględniam. Ale jeśli dziś porównamy, że pensja polskiego trenera ma wynosić 2 miliony złotych, a drugiego 2 miliony euro, to działa to na wyobraźnię.

Szewczenko zbudował reprezentację Ukrainy, grał z nią ładną piłkę, dotarł do ćwierćfinału Euro. To nie są argumenty?
Antoni PIECHNICZEK:
– Przepraszam, a czy reprezentacja Nawałki grała gorszą piłkę? Wszyscy wypominają nieudany mundial w Rosji, ale nie możemy też zapominać, że wywindował nas w rankingu FIFA, wywalczył dwa awanse na duże turnieje. To nie sukces? Sposób gry na Euro 2016 to nie był sukces? Było bardzo blisko, żebyśmy grali w finale z Francją! Szewczence nie odbieram niczego. Piłkarzem był doskonałym, trenerem być może jest bardzo dobrym, ale te postawione na ostrzu noża sprawy finansowe to jest przegięcie. Mówię to nie tylko jako były selekcjoner reprezentacji, ale także pracownik akademicki i wykładowca na kursach trenerskich.

Mówi się, że jeśli nie Szewczenko, nie Nawałka, to może Jan Urban…
Antoni PIECHNICZEK:
– Oczywiście byłbym też za Jasiem. Gdy był piłkarzem, zdobyliśmy mistrzostwo Polski, był ze mną na mistrzostwach świata w Meksyku. Przesympatyczny człowiek i bardzo dobry fachowiec, mający na pewno do tej posady predyspozycje. Ma doświadczenie, grał w lidze hiszpańskiej, w Polsce jako trener odnosił sukcesy. Mnóstwo zalet, ale z zasadniczą wadą: nie zna tej reprezentacji tak dobrze jak trener Nawałka.

Z pańskiego doświadczenia, jakie zagrożenia stoją przed trenerem, który po latach wraca na posadę selekcjonera?
Antoni PIECHNICZEK:
– Różnica między mną a ewentualnym powrotem Adama Nawałki polega na tym, że ja wracałem po dłuższym czasie, bo 10 latach. Nie było w kadrze ani jednego uczestnika mistrzostw w Hiszpanii czy Meksyku, ani jednego piłkarza, z którym w Górniku robiliśmy mistrzostwo Polski. Nowe pokolenie, inni ludzie, a nie miałem dość czasu, by ich poznać. W tej materii poległem. Tamta reprezentacja wymagała daleko idących reform i podziękowania kilku zawodnikom ze względów czysto etycznych, bo ich podejście do gry w narodowych barwach było wręcz skandaliczne. Nie chcę już dodawać niczego więcej. Mając w grupie eliminacji Włochów i Anglików wiedziałem, że przeskoczenie któregoś z tych rywali i awans na mundial we Francji będzie niesamowite trudne. Czułem, że to twardy orzech, ale wiązano z moim powrotem pewne oczekiwania. Nie chciałem ujść za trenera, który zdezerterował, przestraszył się, nadto dbał o własne imię. Jeden z angielskich trenerów powiedział piękne zdanie. Zapytano go: „Słuchaj, przegrywasz kolejny mecz, mogą cię zwolnić. Nie obawiasz się?”. Odparł tylko: „I co z tego? Na morzu zdarzają się gorsze rzeczy!”. Adam Nawałka po kadrze miał jeszcze epizod w Lechu Poznań, potem odpoczywał, korzystał z uroków życia, jeździł w góry, na zagraniczne wakacje. Ma tryb życia, którego może pozazdrościć niejeden trener czy piłkarz. On dziś pełni w tych wyborach rolę rezerwowego. Na jego miejscu chyba powiedziałbym po śląsku: „Panie prezesie, niech mi pan na pukel skoczy. Dziękuję, nie tańczę”.

Gdyby nie bliskość barażu na Łużnikach, kandydatury Nawałki by nie było. Może za bardzo koncentrujemy się na walce o mundial, na który i tak mamy marne szanse? Skoro przez cały poprzedni rok kadra była w stanie ograć tylko San Marino, Andorę i Albanię, to trudno wierzyć, że wygra mecz po meczu z Rosją, Szwecją czy Czechami. Niezależnie, czy przy linii będzie Szewczenko, Nawałka albo Urban.
Antoni PIECHNICZEK:
– Ma pan rację. Posada trenera piłkarskiej reprezentacji to w moim przekonaniu piątka najbardziej prestiżowych stanowisk w Polsce. Popularność, zainteresowanie opinii publicznej – jesteś na czele. Ale to nie znaczy, że te wybory trzeba tak rozgrywać. Partie polityczne szybciej wystawiają kandydatów na prezydenta, szybciej podejmują decyzje.

Antoni Piechniczek
Fot. Lukasz Sobala / Press Focus

Za 39 dni wysłane muszą być powołania na baraże o mundial.
Antoni PIECHNICZEK:
– Dlatego to musi być selekcjoner, który tych piłkarzy zna! Wykonuje telefon, szybko pyta, w który dzień możesz mnie przyjąć w Monachium czy innym Neapolu i poświęcić mi kilka godzin, bo muszę omówić twoją rolę i taktykę. To trzeba zrobić wcześniej niż na zgrupowaniu. Przypomina się nasz klasyczny mecz z NRD w Lipsku w 1981 roku. Wiedzieliśmy, że mogą nam dołożyć coś do jedzenia, więc zabezpieczyliśmy się i wzięliśmy wszystko swoje. Nawet wodę. Prosto z lotniska jechaliśmy na stadion na rozruch. Potem hotel, własna kolacja, drugiego dnia treściwe śniadanie – i o 14.30 mecz. Wiedzieliśmy, jak Niemcy grają i że po dobrej rozgrzewce będą chcieli narzucić nam tempo i zmęczyć, uważając, że motorycznie są lepsi. Musieliśmy być bardzo ostrożni w tyłach, ale powiedzieliśmy sobie, że jak będzie okazja, to idziemy do kontry z taką determinacją, jakby to była ostatnia kontra w meczu! Po 7 minutach prowadziliśmy 2:0, wygraliśmy 3:2. Do dziś ten mecz uważa się za jeden z największych sukcesów reprezentacji Polski w historii występów w eliminacjach do dużych turniejów. Jakaż to była sytuacja geopolityczna… Stan wojenny, strajki, powtarzanie w kółko, że Polakom nie chce się pracować. Wszystko, co najgorsze – to byli Polacy. Na stadionie w Lipsku czuliśmy chłód ze strony niemieckich kibiców, a jednocześnie naszych kibiców pod byle pretekstem przytrzymywało się na granicy. Teraz, w Moskwie, też może być ten chłód. Dlatego trener i decyzje są potrzebne jak najszybciej! Wiem, że wybór ma być ogłoszony w poniedziałek, ale Kulesza chyba nie zaskoczyłby mnie, gdyby stało się to tydzień przed barażem.


Na zdjęciu: Antoni Piechniczek ma duże wątpliwości, czy PZPN powinien „rozbijać bank” dla Andrija Szewczenki.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus