Człowiek orkiestra

Artur Mazur w Czarnych Jaworze jest określany mianem „człowiek orkiestra”. 12 lat działalności w klubie pochłonęły dużą część jego życia.


– Wiceprezes, kierownik pierwszego zespołu i gospodarz klubu, z wszystkimi zadaniami, które się pod tą nazwą kryją – wylicza Artur Mazur. – Od dzieciństwa mieszkam w Jaworzu i od początku, czyli od 2003 roku, a więc od momentu powstania naszego klubu jestem z nim związany.

– Urodziłem się w 1992 roku i po okresie podwórkowego grania trafiłem do Czarnych, zaliczając juniorski epizod, a moja karta zawodnika jest w klubie do dzisiaj. Jednak jako zawodnik, grający na wszystkich pozycjach od bramkarza aż po lewoskrzydłowego, szybko zakończyłem swoją działalność. Za to okazałem się mocnym punktem klubu od 2010 roku prowadząc klubową stronę internetową. W dodatku były prezes Marcin Ząbek poniekąd wkręcił mnie do zarządu. Powierzył mi rolę kierownika zespołu seniorów i w tej roli działam już od 2011 roku.

– Następnie przejmowałem kolejne zespoły jako kierownik, przekazując je później innym działaczom. Od 2013 roku pełniłem funkcję sekretarza, żeby od bodaj 2016 roku zostać wiceprezesem do spraw sportowych. Przez ten czas było wiele bardzo pamiętnych momentów, ale jeden jest szczególny. W pierwszym sezonie po powrocie do okręgówki, czyli jesienią w 2017 roku graliśmy z MRKS-em Czechowice-Dziedzice, który maszerował po awans do IV ligi. Jako jedyny zespół z całej stawki wygraliśmy wtedy z tą drużyną! Prowadziliśmy po pierwszej połowie 4:0, ale po przerwie rywale ruszyli w szaleńczą pogoń i doszli nas na 2 minuty przed końcem spotkania. Ostatnie słowo należało jednak do nas. W 3. minucie doliczonego czasu gry Michał Sztykiel zadał decydujący cios i zapewnił nam zwycięstwo z faworytem.

Marzenia przesiewane przez sito

Jako kierownik drużyny Artur Mazur zawsze dbał o to, żeby drużyna Czarnych Jaworze stanowiła kolektyw. – Oczywiście, byli w zespole zawodnicy, na których – jak to się mówi – kibice przychodzą na nasze mecze – dodaje Artur Mazur. – Taką postacią był na pewno Janusz Cyran, który grał u nas wiele lat czy Michał Sztykiel. To wychowanek naszego klubu, z którego tylko raz został wypożyczony do Wilamowiczanki, ale wrócił i dopiero w minionym sezonie zakończył bodaj 15-letnią przygodę z piłką, będąc kapitanem z prawdziwego zdarzenia.

– Teraz opaskę kapitana nosi Szymon Pustelnik, któremu trener Tomasz Wuwer powierzył rolę lidera. Zadaniem zespołu jest miejsce w pierwszej szóstce, a nawet gdzieś tam po cichu mówiliśmy o piątej lidze. Spokojnie jednak do tego podchodzimy. Marzenia, by wdrapać się na poziom, na którym jeszcze nigdy nie byliśmy, przesiewamy przez sito naszych możliwości. Fundusze, organizacja, kadra, kontuzje, dyspozycja dnia to są elementy, które musiałyby się zgrać. Także nie wybiegamy zbyt daleko przed siebie, tylko skupiamy się na najbliższym meczu.

Doba bywa za krótka

W Czarnych Jaworze jest w tej chwili 10 zespołów piłkarskich. – Oprócz seniorów w rozgrywkach biorą udział także: juniorzy A1 w II lidze wojewódzkiej, B1 w III lidze, C1 w IV lidze oraz D2 oraz zespoły orlików, skrzatów, żaków oraz przedszkolaków – wylicza Artur Mazur. – Obiekty utrzymuje gmina, a jako jej pracownik zostałem wchłonięty przez robotę, ale próbuję się trochę uwolnić, bo… za bardzo się uzależniłem. Stan cywilny kawaler. Nie mam dzieci. To wszystko sprawia, że zaczynam się zastanawiać nad „wygaszaniem” swojej klubowej działalności.

– Czuję, że te 12 lat pochłonęły zbyt dużą część mojego życia. Dopiero – paradoksalnie – w czasie pandemii zobaczyłem, że oprócz Czarnych jest jeszcze coś co można w życiu robić. Ogłosiłem więc już prezesowi swoją decyzję i co jakiś czas o niej przypominam, bo choć z klubem ostatecznie nie mogę się rozstać, to wszak moja praca, to jednak chciałbym mieć też po „dniówce” trochę czasu dla siebie. Transfery, organizacja meczów czy formowanie drużyny po godzinach pracy sprawiają, że doba bywa za krótka.


Czytaj także:


– Chciałbym więc wreszcie znaleźć trochę czasu dla siebie tym bardziej, że ostatnio bardzo mi się spodobało chodzenie po górach. Jestem na etapie zdobywania korony gór polskich. Mam już zaliczone cztery z 28 szczytów: Skrzyczne, Czupel, Babią Górę i Lubomir, a chciałbym jeszcze w tym roku zdobyć dwa kolejne i mam nadzieję, że ostatecznie zwieńczę te wędrówki królewskim wejściem na Rysy. Ale co z tego wyjdzie – zobaczymy.


Fot. Dorota Dusik/slzpn.pl