Bez rozgrzewki. Czy Milik przelicytował?

Czytam właśnie enuncjacje „Sky Sports”, z których wynika, że Arkadiusz Milik nie przeszedł z Napoli do AS Roma na skutek niesatysfakcjonujących wyników badań lekarskich.


Szczerze mówiąc, ani by to ziębiło, ani grzało, gdzie nasz napastnik byłby grał, byleby tylko grał. A nie gra, bo jak wiadomo, nie został zgłoszony przez Napoli ani do rozgrywek Serie A, ani do Ligi Europy. Innymi słowy – znalazł się w przesławnym „klubie Kokosa”, choć pewnie we Włoszech na tę szczególną „instytucję odrzucenia” (zesłania) mają inną nazwę.

Wszystko to odbywa się w przedziwnej, ciężkiej, mało zrozumiałej aurze unoszenia się honorem. Unosi się i nasz piłkarz, unosi i prezes Napoli Aurelio de Laurentis, choć pewne jest, że bardziej cierpi Milik. Nie grał na skutek ciężkich kontuzji, spędzając w szpitalach i w gabinetach rehabilitacyjnych długie miesiące, to jemu bezpowrotnie wypadły z kariery dziesiątki meczów, to on wreszcie poniósł (zapewne) w związku z tym finansowe straty. No i znów nie gra…

Jeśli z kolei do czegokolwiek sprowadzić cierpienia de Laurentisa, to do ponoszenia kosztów utrzymania Milika do czerwca 2021 roku, kiedy to dobiegnie końca jego kontrakt z Napoli. Ale widocznie pana i władcę neapolitańskiego klubu stać na taki rodzaj szaleństwa – w celu pokazania, że nikt mu fikał nie będzie; tym bardziej Milik, gracz nie z kategorii tych nie do zastąpienia.

Z jakiejkolwiek więc perspektywy patrzeć, źle się wokół niego dzieje. Warto byłoby posiąść wiedzę, czy on tak sam urabia sobie przyszłość – nie tylko tę najbliższą, ale również tą dalszą, liczoną w co najmniej kilku latach – czy też ma wokół siebie doradców, o których sądzi, że wywodzą się z krainy mądrości, rozwagi, tudzież pokory, a wychodzi na to, że jest dokładnie odwrotnie.

Jerzy Brzęczek mimo wszystko powołuje go do kadry. Trudno to jednak postrzegać w innych kategoriach niż rzucanie koła ratunkowego. Samymi – sporadycznymi – treningami w reprezentacji, tudzież niespecjalnie długimi minutami, które otrzymywał w jej październikowych meczach, nie da się wypracować formy. Jak świat światem, najlepszym treningiem są regularne mecze, adrenalina, konieczność rywalizacji z drużynami przeciwnymi i z kolegami o miejsce w jedenastce. Ale to oczywistości…

Uwzględniając fakt, że coraz więcej młodych zawodników aspiruje do zakładania biało-czerwonego stroju, że oni o niczym innym nie marzą, jak o miejscu w ekipie na finały Euro 2020 (choć odbędą się w 2021 roku), że będą się kopać po czołach, by tak właśnie się stało, no to wychowanek Rozwoju Katowice z dzisiejszej trudnej pozycji może się przemieścić na pozycję outsidera. Wystarczy na to kilka najbliższych miesięcy w neapolitańskim „klubie Kokosa”, by odszedł w zapomnienie. Nie tylko jako ewentualnie wartościowy – a więc i drogi – towar do pozyskania w czerwcu 2021, lecz również jako alternatywa do formacji ataku reprezentacji Polski.

Pora zatem najwyższa, by poważnie zastanowić się, co poszło nie tak – w myśleniu, w planowaniu przyszłości, w taktyce dyplomatycznych gier i gierek prowadzonych zarówno przez samego Milika, jak i jego otoczenie, wobec szefa Napoli. Bo wygląda to na klasyczne przelicytowanie czy też mało sensowną ułańską szarżę.


Czytaj jeszcze: Milik, priorytet zmienny

Piłkarz ten liczy 26 lat. Teoretycznie wchodzi w najlepszy piłkarsko wiek, ale w praktyce wchodzi w bardzo ostry wiraż, z konsekwencjami trudnymi do przewidzenia. Może zatem w tych okolicznościach trzeba sięgnąć po tę postawę, która kojarzy się z pokorą, posypaniem czoła popiołem, zrobieniem kroku wstecz, wycofaniem się z wojenek, w których – to już jasno widać – z założenia stoi się na straconej pozycji? To wszystko przecież sprawia, że potencjalnie piękne i ważne dni, tygodnie, miesiące mijają bez sensu; a jeszcze mogą mieć wpływ na to, że i kolejne lata pójdą na zmarnowanie. Tak ma się to wszystko skończyć?


Fot. PressFocus