Bartosz Sobotka: To dla mnie wyjątkowe dni


Z jakimi uczuciami przyjął pan losowanie Pucharu Polski?

BARTOSZ SOBOTKA: – Miałem dwie inne kandydatury. Każdy czeka na rywala z ekstraklasy, zatem liczyłem na Legię albo Lecha, ale trzecim wyborem była właśnie GieKSa. Bardzo się ucieszyłem. Najbliższe trzy dni będą dla mnie wyjątkowe.

Dlaczego?
BARTOSZ SOBOTKA: – Oczywiste, że GKS Katowice zawsze będzie cząstką mnie. Jestem wychowankiem tego klubu. Chciałbym wrócić na Bukową i przypomnieć się tak, jak swego czasu w barwach Sandecji Nowy Sącz, kiedy zdobyłem bramkę i wygraliśmy. Przed nami dwa fajne mecze. Wszyscy chcą zajść w Pucharze Polski jak najdalej, złapać przeciwnika ekstraklasowego, ale GieKSa to taka firma, że śmiało można postawić ją na równi z klasowymi zespołami.

Jak przeżył pan jej spadek do II ligi?
BARTOSZ SOBOTKA: – Pamiętam jak dziś: jechaliśmy do Wejherowa na ostatnią kolejkę sezonu. Wysiadając z autokaru ktoś krzyknął, że GieKSa spadła. Rzuciłem tylko: „Co wy gadacie? Przecież to niemożliwe”. Spojrzałem w telefon… Coś niesamowitego, spaść po tylu latach walki o ekstraklasę. Ale może dobrze się stało? Wszystko poukładano na nowo, a tabela II ligi pokazuje, że dobrze idzie. Początek był słaby, teraz GKS radzi sobie świetnie. Tym bardziej nie mogę doczekać się tych dwóch meczów.

Drzwi do powrotu na Bukową byłyby jeszcze kiedyś dla pana otwarte?
BARTOSZ SOBOTKA: – Nie zastanawiałem się nad tym. Gram w Stali, jestem jej kapitanem i to powód do dumy. Nie będę ukrywał, że trochę tęskno za Śląskiem, chciałoby się być bliżej rodziny i stron, z których pochodzę. To naturalne. Już trzeci sezon występuję poza granicami Katowic. Takie jest życie piłkarza. Wyjeżdżasz tam, gdzie cię chcą.

Stal plasuje się w strefie spadkowej. Obawia się pan o utrzymanie?
BARTOSZ SOBOTKA: – W życiu bym przed sezonem nie powiedział, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ta drużyna nie zasługuje na tak niskie miejsce. Były mecze, które przegrywaliśmy przez własną głupotę. Nawet ten ostatni, z Widzewem, pokazał, że możemy grać z takimi rywalami jak równy z równym. Przepaści nie było żadnej, byliśmy wręcz zespołem lepszym, który stworzył więcej okazji. Problemem jest skuteczność. Nie ma też co ukrywać, że od dwóch miesięcy praktycznie tydzień w tydzień pokonywaliśmy po kilkaset kilometrów, grając na wyjazdach. Czekamy na otwarcie stadionu. Odkąd jestem w Stali, zagrałem przy Hutniczej tylko cztery razy, reszta domowych meczów odbyła się w Boguchwale. Nasz nowy obiekt jest bardzo ładny, zaplecze treningowe jest kapitalne. Otwarcie miało nastąpić już z Widzewem, ale przeciągnęły się terminy odbiorów i prawdopodobnie zagramy tam dopiero wiosną. Do tego momentu musimy nazbierać jak najwięcej punktów, by poprawić sytuację w tabeli.