Tyszanie wpadli w pułapkę… samozadowolenia

Chrobry Głogów – GKS Tychy. Po pierwszej połowie meczu w Głogowie nic nie zapowiadało, że ostatni w tabeli Chrobry pokona kandydata na lidera


W ostatnim niedzielnym meczu 7. kolejki I ligi zespoły, które wybiegły na murawę w Głogowie miały biegunowo odmienne zadania. Chrobry po 6 porażkach chciał przerwać fatalną passę, która zepchnęła go na ostatnie miejsce w tabeli. Natomiast GKS Tychy patrzył w kierunku szczytu klasyfikacji, bo zwycięstwo zapewniało powrót trójkolorowych do fotela lidera.

Ta perspektywa sprawiła, że zespół Dariusza Banasika, który jeszcze musiał kierować drużyną z trybun, a przy linii miejsce pauzującego po czerwonej kartce szkoleniowca tyszan ponownie zajął asystent Michal Farkas, od razu ruszył do śmiałych ataków. Tym śmielszych, że sztab szkoleniowy trójkolorowych zmienił system gry na 4-4-2, czyli postawił na system ofensywny, wysyłając w bój dwóch napastników w wyjściowej jedenastce. I właśnie ten „drugi” wysunięty do przodu piłkarz czyli Daniel Rumin w 12. minucie otworzył wynik. Dośrodkowanie z lewego skrzydła w wykonaniu Wiktora Żytka było bardzo dokładne, a wychowanek Lotnika Kościelec, wykorzystując błąd Gabriela Estigarribii, który źle obliczył lot piłki, popisał się celną główką z 5. metra.

Mógł jeszcze podwyższyć rezultat w 21. minucie, ale tym razem uderzając „szczupakiem” z 4. metra strzelił zbyt lekko i Damian Węglarz wybił piłkę ma rzut rożny. Bez powodzenia próbowali także inni zawodnicy gości, którzy schodzili na przerwę mając w sumie 3 celne strzały, a gospodarze ani jednego.


Czytaj także:


Te statystyki chyba zbytnio uśpiły tyszan, którzy koncentrację zostawili w szatni. Efekt? W 55. minucie zaskoczył ich Mikołaj Lebedyński. Doświadczony napastnik ruszył w pole karne. Obsłużony prostopadłym podaniem przez Roberta Mandrysza, trafieniem z 8. metra wykorzystał sytuację oko w oko z Maciejem Kikolskim. 6. minut później ten duet zmierzył się także w pojedynku przy rzucie karnym. Ten został podyktowany za wyłapany przez VAR faul Mateusza Radeckiego na Mateuszu Ozimku. I znowu 32-letni napastnik okazał się lepszy od 19-letniego golkipera.

Zaskoczeni takim nagłym zwrotem akcji tyszanie nie potrafili już wrócić do swojego rytmu z pierwszych minut. Nawet mimo tego, że w 74. minucie po rzucie wolnym piąstkowana przez Węglarza piłka spadła wprost na nogę Wiktora Żytka. Ten huknął z 5. metra minimalnie za wysoko. Jeszcze w 77. minucie Bartosz Śpiączka próbował strzelić gola efektowną przewrotką, ale bramkarz Chrobrego był dobrze ustawiony i pewnie złapał futbolówkę.

W ten sposób doszło do wielkiej niespodzianki i Chrobry wygrał zdobył pierwsze punkty w tym sezonie, a GKS Tychy po znakomitym początku wraca do roli zespołu niespełnionych nadziei.


Chrobry Głogów – GKS Tychy 2:1 (0:1)

0:1 – Rumin, 12 min (głową), 1:1 – Lebedyński, 55 min, 2:1 – Lebedyński, 61 min (karny)

CHROBRY: Węglarz – Gabriel Estigarribia, Michalec, Malczuk – Tupaj, Mucha, Mandrysz, Kuzdra (46. Hanc) – Ozimek (88. Paz), Lebedyński (73. Wojtyra), Biel (77. Bogusz). Trener Piotr PLEWNIA.

GKS: Kikolski – Wojtuszek (79. Skibicki), Tecław, Budnicki, Błachewicz (79. Dijakovic) – Mystkowski (60. Niewiarowski), Radecki, Żytek, Mikita (70. Machowski) – Rumin (79. Bieroński), Śpiączka. Trener Michal FARKAS.

Sędziował Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów 1000. Żółte kartki: Gabriel Estigarribia, Bogusz – Rumin, Wojtuszek, Budnicki.


Tabela I ligi:


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus