Niespełnione obietnice

Sześć meczów bez zwycięstwa wprowadziło do Radomia nerwową atmosferę, którą podsycił jeszcze trener, atakując… władze klubu.


Początek sezonu dawał nadzieje, że Radomiak może być groźny, ale w jego drużynie szybko coś się zacięło. Zespół przegrał 4 kolejne mecze wyjazdowe, odpadając m.in. z Pucharu Polski z trzecioligową Garbarnią, a do tego dorzucił tylko 2 remisy u siebie.

Ludzie by ich zabili

Zarząd chwalił się latem, że aktualna kadra jest najlepszą i zarazem najdroższą w historii Radomiaka. W tym kontekście wyniki zdecydowanie rozczarowują, choć trzeba podkreślić, że wpływ na to mają zapewne liczne kontuzje, które dopadły drużynę. W ostatnim spotkaniu, przegranym gładko 0:3 z Rakowem, zespół musiał sobie radzić m.in. bez podstawowych stoperów, środkowego pomocnika oraz skrzydłowego. Dodatkowo w Radomiu mają wielki problem z młodzieżowcem. Trener Constantin Galca stawia na bramkarza Alberta Posiadałę, bo innych opcji po prostu nie ma. Jakiś czas temu nazwał 20-letniego golkipera „młodzieżowcem numer 1, 2 i 3” w swoim zespole i podkreślał, że pozostali juniorzy nie mają odpowiedniej jakości. Chodzi tu głównie o 18-letniego napastnika Krystiana Okoniewskiego i 16-letniego pomocnika Mikołaja Molendowskiego.


Czytaj także:


– Jeśli chcesz, żeby grali młodzieżowcy, znajdź kogoś, kto będzie ich wystawiał. Nie chcę niszczyć młodych piłkarzy, wystawiając ich w takich spotkaniach. Grali w sparingach i pokazali, że nie mają wystarczającej jakości. Nie chcę ich wprowadzać, bo gdyby popełnili błąd, ludzie by ich zabili – powiedział Galca po meczu z Rakowem, co w kontekście pierwszego zdania było bardzo odważnym stwierdzeniem. Radomiak bowiem oczekuje od Rumuna wystawiania młodzieży, tak jak robił to podczas pracy w duńskim Velje BK. Do tego potrzeba jednak określonej jakości, a takiej u radomskiej młodzieży nie ma. Nawet Posiadała w wielu meczach pokazywał liczne braki.

Zwolnienie kwestią czasu

Nie to jednak obiło się najgłośniejszym echem po porażce z Rakowem. – Prawdą jest, że musimy poczekać na piłkarzy, którzy są kontuzjowani. Przepraszam fanów, że to mówię, ale mamy krótką kadrę i małe możliwości, jeśli chodzi o zawodników – przyznał Galca, a następnie dolał benzyny do ognia: – Przyszedłem tutaj w złym momencie. Dostałem od klubu obietnicę, że wszystko się zmieni. Prosiłem o jakieś wsparcie, którego nie dostałem. Chciałbym powiedzieć, że wszystko jest dobrze, ale nie jest. Miałem obietnicę, że dużo się zmieni, a nie zmieniło się nic. Nie znam recepty na poprawę, bo dostałem obietnicę, a zmian, których chciałem, nie było. Gdybym wiedział, że tak będzie, prawdopodobnie odszedłbym z klubu – wypalił Rumun, zrzucając to, co w ostatnim czasie leżało mu na wątrobie.

Warto w tym miejscu dodać, że latem Galca otrzymał ofertę z Arabii Saudyjskiej. Postanowił jednak zostać w Radomiaku przekonany przez działaczy. Ci obiecali wzmocnienie i poszerzenie kadry, co na papierze zostało zrealizowane, choć – jak widać – Galca nie jest tymi ruchami usatysfakcjonowany.

Tak bezpośredni atak w stronę zarządu musiał spotkać się z jego reakcją. Jak poinformował radomski dziennikarz Weszło Szymon Janczyk, Galca trafił na dywanik, gdzie wyjaśniono sobie pewne kwestie i postanowiono, że na razie nie dojdzie do żadnego zwolnienia. Trener normalnie przygotowuje Radomiaka do meczu z ŁKS-em. Jego odejście jest jednak tylko kwestią czasu, bo najwyraźniej i zarząd nie chce już z nim pracować, i on sam ma powoli dość Radomia (wizje się rozjeżdżają). Czy nastąpi to zimą, czy po sezonie – tego jeszcze nie wiadomo. Radomianie, jak twierdzi Janczyk, widzieliby w roli nowego szkoleniowca Macieja Kędziorka, obecnego asystenta Johna van den Broma w Lechu.


Na zdjęciu: Constantin Galca zaskoczył bezpośredniością na pomeczowej konferencji prasowej.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus