Ligowiec. Brutalne egzekucje

Po efektownej wiktorii z Rakowem Częstochowa (4:1) Lech Poznań liczył również na korzystny wynik wyjazdowego pojedynku z Pogonią Szczecin. Tymczasem „Duma Pomorza” zafundowała prężącemu muskuły przeciwnikowi tortury tępym nożem i gdyby nie kilka znakomitych interwencji bramkarza „Kolejorza” Bartosza Mrozka, rozmiary porażki drużyny z Bułgarskiej byłyby porównywalne z wybuchem pocisków w czołgu.


Zdruzgotany szkoleniowiec Lecha John van den Bom wyglądał na tak wstrząśniętego i zdenerwowanego, jakby właśnie dowiedział się, że jego brat zamierza poddać się operacji zmiany płci. Po meczu w szatni gości zapewne panowała grobowa cisza, albo wprost przeciwnie, kakofonia dźwięków była nie do wytrzymania. Tak, czy owak, w porównaniu z tym zgromadzeniem nawet zakład pogrzebowy mógłby uchodzić za wesołe miasteczko.

Jagiellonia Białystok w bieżącym sezonie jest pierwszym zespołem, który „odważył się” warszawską Legię odesłać do domu z pustymi rękami. O, przepraszam, „Żubry” w prezencie zostawiły stołecznej jedenastce nadbagaż w postaci dwóch goli. Nie wiem, czy pierwszą porażkę legionistów traktować jak sensację dużego kalibru, bo trzeba koniecznie przypomnieć, że zespół z Białegostoku na własnym boisku odniósł komplet zwycięstw. Owszem, poprzedni przeciwnicy teamu trenera Adriana Siemieńca nie są ligowymi tuzami, ale drużyna z Łazienkowskiej to najwyższa ligowa półka. Robi wrażenie bilans bramkowy „Jagi” na własnym boisku – 15:5 w pięciu meczach. Jeżeli zespół ze stolicy Podlasia utrzyma ten kurs, następni konkurenci będą przyjeżdżali do Białegostoku z przesadnym respektem i będą obawiali się starcia z Jagiellonią, jak w średniowieczu niewierni bali się łamania kołem.

Raków Częstochowa który w środku tygodnia został upokorzony przez Lecha, szybko wrócił do równowagi. Mistrz Polski zaaplikował Radomiakowi trzy gole, a gdyby Fran Tudor w końcówce spotkania wykorzystał rzut karny, wygrana zespołu spod Jasnej Góry byłaby bardziej efektowna. Wyścig o mistrzowską koronę nabiera rumieńców, bo mistrz traci do wicemistrza już tylko jeden punkt.


Czytaj także:


O imponującej serii Śląska Wrocław, który wygrał siedem meczów ligowych z rzędu, piszę w innym miejscu. Tym niemniej warto niecodziennemu wyczynowi podopiecznych Jacka Magiery poświęcić jeszcze kilka słów.

– Drużyna, która wygrała po raz siódmy z rzędu, przejdzie do historii klubu – stwierdził szkoleniowiec wrocławian.

– To jest wielka sprawa. Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o okolicznościach wygranych, liczy się tylko nasza seria, którą chcemy kontynuować.

Godne podkreślenia jest również zwycięstwo Cracovii w Łodzi z ŁKS-em. Poprzednio tej sztuki „Pasy” dokonały przed 61. laty, dokładnie 10 czerwca 1962 roku, wygrywając w identycznych rozmiarach (2:0) jak przed kilkoma dniami. Coraz głośniej mówi się, że tę potyczkę ŁKS-u po raz ostatni firmował trener Kazimierz Moskal. Zmiana sternika drużyny to zbójeckie prawo właściciela(i) każdego klubu, ale czy to jest jedyna droga prowadząca do zażegnania kryzysu? Na pewno najłatwiejsza, ale nie zawsze skuteczna. Ponoć gilotyna wisi również nad głową trenera Ruchu Chorzów, Jarosława Skrobacza. Kto z jego zwierzchników jest bez winy, niech pierwszy zwolni dźwignię…


Fot. Szymon Gorski / PressFocus