Dla niego była to droga z piekła do nieba

– Ten mecz, to dla mnie droga z piekła do nieba. Przy golu dla Górnika mogłem zachować się lepiej. To nie była najlepsza interwencja, ale ktoś nade mną czuwał. Moje córeczki pierwszy raz były na meczu – powiedział po starciu z Górnikiem Łęczna, Adrian Lis, bramkarz Warty Poznań, który w ostatniej doliczonej minucie został bohaterem swojego zespołu.


Po dośrodkowaniu w pole karne z rzutu rożnego Łukasza Trałki, Lis trafił piłkę głową, a następnie wpadł w objęcia kolegów. Nieczęsto zdarza się, by bramkarz zdobył gola w ekstraklasie. Czasami golkiperzy zdobywali bramki z rzutów karnych, a ostatnim, który dokonał takiej sztuki z gry był w 2016 roku Sebastian Nowak, w starciu Bruk-Betu Termaliki Nieciecza z Wisłą Kraków.

Co ciekawe Adrian Lis nie po raz pierwszy w karierze wpisał się na listę strzelców. W 2015 roku strzelił bramkę… Warcie Poznań! Występował wówczas w Polonii Środa Wielkopolska i w 19. minucie spotkania zagrał długą piłkę z własnego pola karnego w stronę bramki rywala.

Błąd popełnił wówczas golkiper „Zielonych” Bartosz Pawłowski i futbolówka, nie dotknięta przez nikogo, przelobowała go i wpadła do siatki. Tamten mecz zakończył się jednak porażką drużyny Lisa. Tym razem udało się wywalczyć punkt.



– Byliśmy sfrustrowani, bo trafialiśmy w słupki i poprzeczki. Tym bardziej się cieszę, że udało mi się strzelić bramkę – podkreślał Lis, który był przekonany, że piłka spadnie w jego pobliżu. Gdy Łukasz wrzucił piłkę z rzutu rożnego, to już wiedziałem, że nią trafię. Ale musiałem jeszcze wcelować w prostokąt, czyli w bramkę. To się udało. -– podkreślił bohater poznańskiego zespołu.



Na zdjęciu: Adrian Lis (w środku) był w euforii po tym, jak udało mu się strzelić bramkę i uratować punkt.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus